Z dziećmi to już tak jest, że im bardziej ich pragniesz, tym bardziej obiecujesz sobie, że będą najszczęśliwsze na świecie, a Ty zrobisz wszystko, żeby je dobrze wychować na fajnych ludzi.  Zanim urodzi się dziecko, masz milion teorii na jego wychowanie ale nie masz dziecka. Później pojawia się dziecko i…nie masz ani jednej teorii. Jak wychować szczęśliwe dziecko?

dsc_0529

Idea szczęśliwe dziecko

Doskonale pamiętam, jak wychowuje się dzieci, kiedy się ich nie ma. Wszystko jest takie piękne, takie łatwe i przyjemne. Wszystko układa się tak, jak sobie to zaplanujemy. Ja też planowałam. Planowałam przede wszystkim to, że moje dziecko będzie szczęśliwe. Pojęcia nie miałam w jakiś sposób to uczynię i czy mi się uda. Ale wiedziałam, że do tego będę dążyła. Tak naprawdę idea szczęśliwego dziecka, zdominowała całe moje życie i pozostaje jej wierna do dnia dzisiejszego. Jednak przez ostatnie kilka lat, od urodzenia młodego, a właściwie już od samego zajścia w ciążę, stawało na mojej drodze wiele przeszkód, które musiałam dzielnie przeskakiwać. Wtedy wydawało mi się, że przeskakuje je na przekór wszystkim. Dzisiaj wiem, że była to moja metoda na wychowanie szczęśliwego dziecka. Ale po kolei.

Milion poradników

Z opowiadań bardziej doświadczonych mam wiem, że pierwsze dziecko to totalny survival. Nie masz pojęcia jak się zajmować noworodkiem, nie masz pojęcia czy to co robisz robisz dobrze, czy i kiedy popełniasz błędy. Przy drugim jest łatwiej. Masz z górki, bo już to przecież kiedyś przerabiałaś. I tutaj myślę, że pierwsze dziecko ma przekichane. Jest obiektem doświadczalnym każdej matki, która opiekę i wychowywanie, przerabia metodą prób i błędów. Dzisiaj sama to widzę po sobie. Że właśnie tak, w dużej mierze postępowałam ze swoim synem, kiedy zawiodła mnie cała reszta.

A cała reszta to miliony mądrych poradników, które promowały się za najlepsze, a w każdy opowiadał o innej metodzie wychowywania i opieki nad maluchem. Była też cała szarańcza mam, babć, ciotek, koleżanek i innych mądrych kobiet- których doświadczenia nie zamierzam odbierać. Jednak kiedy wszystkie te mądrości zebrałam do kupy, wyszedł mi jeden wielki chaos.

Ja naprawdę bardzo, ale to bardzo chciałam wiedzieć jak TO zrobić. Jak wychować szczęśliwe dziecko, które będzie miało mocny fundament do startu w dorosłe życie. Które będzie na filarach fajnego dzieciństwa, podstaw wychowania, kształtowania jego osobowości i charakteru, odważnie i z pewnością siebie budowało swoją przyszłość. Niestety, w tamtym momencie nie znalazłam absolutnie żadnej książki, która mogłaby mi podpowiedzieć chociażby minimalnie jak mam to zrobić. Dlatego zrobiłam coś, co z perspektywy postronnego widza mogło się wydać z jednej strony szaleństwem, z drugiej odwagą. Olałam wszystkie mądre rady i postawiłam na instynkt.

Wiedziałam jedno. Nikt inny jak matka, nie zna lepiej Twojego dziecka. Nikt absolutnie nikt, nie będzie wiedział co masz zrobić, żeby podbudować jego poczucie wartości, jak masz zachęcić go do nauki, jak zainteresować światem i wzbudzić empatię.  Możesz przeczytać milion poradników, ale i tak w starciu z Twoim dzieckiem i relacjach jakie sobie wypracowaliście- okażą się tylko stertą bezużytecznego papieru.

Jak wychować szczęśliwe dziecko?

Dzisiaj widzę, że była to jedna z najlepszych metod na jakie mogłam postawić. I chociaż wiele razy zastanawiałam się, czy jeszcze gdzieś na świecie jest ktoś, kto ma podobne podejście do wychowania, którego tak naprawdę nigdy nie byłam w stanie nazwać, opisać, to nie znalazłam na to pytanie odpowiedzi, aż do niedawna.

Jakiś czas temu jedno z wydawnictw zapytało, czy zechciałabym zrecenzować dla nich książkę o wychowaniu. Pierwsza myśl, jaka przyszła mi wtedy do głowy: JA? Serio ja mam recenzować książkę o wychowywaniu dzieci? Przecież ja się na tym nie znam, przecież ja kieruje się instynktem a wszelkie poradniki to dla mnie zło! I tu już nie chodzi o przekłamaną skromność, tylko o fakt, ze zwyczajnie nie czuje się żadnym autorytetem w tej dziedzinie, a jedyne dowody na to, że chyba idzie mi dobrze mają dopiero sześć lat, mówią że póki co są szczęśliwe i to by było na razie na tyle, bo jeszcze kupę lat przed nami.

Z ciekawości poprosiłam o krótkie streszczenie i…przepadłam! Koniecznie musiałam przeczytać całość i wiedziałam, ze z wielką przyjemnością zrecenzuje dla Was tą książkę, bo oto właśnie znalazłam swoją poradnikową ideologię wychowywania dzieci. MOJĄ ideologię. Dosłownie. Dokładnie tak, jak opisane jest w tej książce, ja wychowuję młodego.

Duński przepis na szczęście nie wziął się znikąd. To poradnik napisany przez Amerykankę Jessice Alexander, która wyszła za mąż za Duńczyka i jej przyjaciółkę- psycholog Iben Sandahl. Jessica tak naprawdę nie chciała mieć dzieci, nie bardzo wiedziała jak się je wychowuje, więc podobnie jak ja szukała odpowiedzi na swoje pytania w dziesiątkach poradników, ale nie znalazła żadnego który by jej pomógł. Mieszkając w Danii, zauważyła jednak, że Duńczycy mają jakiś tajemny sposób na szczęście. Że to społeczeństwo jest uśmiechnięte, radosne, szczęśliwe. Że omija ich stres i łatwo radzą sobie z problemami. Posiadali tajemną wiedzę, której nie potrafili przekazać, bo po prostu wychowywali swoje dzieci, tak jak ich wychowywano z pokolenia na pokolenie. Jessica, z pomocą swojej przyjaciółki psycholog postanowiła to zbadać, a efekty swoich odkryć opisała w książce.

Jaki jest więc ten przepis na szczęście?

“Rodzicielstwo pełne ciepła i zaufania gwarantuje szczęście. Ogromne znaczenie mają również empatia oraz współdziałanie, a nie rywalizacja i kierowanie się odgórnie narzuconymi kryteriami sukcesu. “ Duński przepis na szczęście

To jest tak banalne a jednocześnie tak trudne do zrealizowania w wielu Polskich domach, że niesamowitym jest fakt, iż ktoś na świecie stosuje tą filozofię z powodzeniem. Że wyznawanie HUGGE, tworzenie przyjaznej atmosfery rodzinnej, wzmacnianie więzi i silne dbanie o poczucie bezpieczeństwa może mieć tak wielki wpływ na resztę życia małego człowieka. Że są ludzie, który to tak po prostu wychodzi. Że nie muszą się starać, bo tak mają zakorzenione w kulturze.

dsc_0471

dsc_0473

Niestety większa część naszego społeczeństwa nie zdaje sobie sprawy, jak ważne jest świadome wspieranie rozwoju swoich dzieci. Jak wielkie znaczenie, mają z pozoru błahe sprawy takie jak bliskość, poczucie ważności, bezpieczeństwa, miłość, empatia. Wielu rodziców nie zdaje sobie sprawy, że te wszystkie pierdoły, którymi dzieci zawracają im głowę, mogą zaważyć w przyszłości na ich poczuciu pewności siebie, na stawaniu z przeciwnościami losu i na podejmowaniu wyzwań.

Jeszcze nigdy to jest pory, nikt w racjonalny sposób nie był mi w stanie wytłumaczyć, dlaczego zabawa może mieć wpływ na rozwój dziecka. Autorki książki fajnie wyjaśniają, że zabawa w wieku dziecięcym niesie za sobą nie tylko przerywnik w nauce, a sama w sobie na każdym etapie uczy czegoś nowego! Od odporności na stres, przez zdolności manualne, rozwijanie zainteresowań, zainteresowanie światem, wyznaczanie własnych celów i dążenie do nich, wyznaczanie granic i pokonywanie własnych słabości, uczy przegrywania i empatii, uczy tez radzenia sobie w trudnych sytuacji. I to wszystko tylko dzięki zabawie! Jednak trzeba wiedzieć w jaki sposób i czy w ogóle reagować, co zrobić w danej sytuacji, żeby zwrócić uwagę dziecka na konkretne zachowanie i wynieść z danej sytuacji lekcję.

dsc_0466

Pamiętam, jak kupiliśmy klocki Lego(myślę, że nie bez znaczenia ma tu fakt, że Lego to genialny twór Duńczyków!) kiedy młody miał zaledwie dwa latka. Połowa rodziny i znajomych twierdziła, że to zbyt wcześnie, a my po prostu wbrew wszystkim, czuliśmy, że to dobra decyzja. Wybraliśmy ten standardowy zestaw Lego, nie Duplo. i już po kilku spotkaniach z klockami, młody tworzył pierwsze samoloty. Dzisiaj syn ma sześć lat. Całe dnie spędza na projektowaniu, budowaniu, udoskonalaniu swoich budowli a od jakiegoś czasu chodzimy na zajęcia z programowania Lego Mindstorms. Młody jest najmłodszy w grupie i radzi sobie świetnie, a my widzimy w nim potencjał, pasje i możliwości które z jego chęciami zamierzamy rozwijać w mądry sposób. I chociaż ktoś z boku patrząc, może stwierdzić, że nasze dziecko całe dnie spędza na zabawie klockami, my widzimy w tej zabawie znacznie więcej.

dsc_0513

dsc_0515

dsc_0549

I o tym właśnie jest Duński przepis na szczęście. To wskazówki jak być świadomym rodzicem. To książka napisana bardzo, ale to bardzo prostym językiem, która tłumaczy zachowania dzieci, rodziców i ich wpływ na wychowanie i konsekwencje jakie mogą za sobą nieść. To tak naprawdę najfajniejszy poradnik, jaki  do tej pory udało mi się przeczytać z uśmiechem na ustach i takim kojącym ciepłem w sercu. Że oto właśnie, na papierze ktoś spisał mój sposób na wychowanie fajnego szczęśliwego dziecka.

Bardzo chciałabym, żeby każda z Was, matek przeczytała tę książkę, ponieważ tak naprawdę nie można streścić całej filozofii w kilku zdaniach, a jestem przekonana o samych pozytywnych konsekwencjach tej lektury. Książka jest już dostępna u nas, zarówno w księgarniach stacjonarnych jak i internetowych, więc śmiało zamawiajcie i koniecznie dajcie znać, jakie wrażenie i czy tak jak ja zgadzacie się z tą filozofią wychowywania szczęśliwych dzieci.

A w nagrodę, że dobrnęliście do samego końca, mam dla Was niespodziankę! Mam do rozdania dla Was aż 10 egzemplarzy książki “Duński przepis na szczęście”. Wystarczy, że w komentarzu  odpowiecie na pytanie:

Jaka jest Twoja filozofia wychowania szczęśliwego dziecka ?

Rozdanie startuje dzisiaj (19.10.2016) i potrwa  tydzień do 26.10.2016 do północy. Po tym czasie wybiorę 10 szczęśliwców, do których powędruje jeszcze pachnący drukarnią egzemplarz książki.


WYNIKI 

Uwaga, uwaga ogłaszam zwycięzców!

1. Joanna Abelska

2. Natalia i Tobi

3. Anna Paterek

4. Martyna Romanowska

5. Corby 286

6. Agnieszka

7. Patrycja Heleniak

8. Katarzyna Mirek

9. Kamila Bucka

10. Dorota Diana

Gratuluje. Zwycięzców proszę o kontakt na maila, w celu podania adresów do wysyłki :

kontakt@szalonooka.pl

dsc_0475