Jeżeli jesteś matką, to nie ma innej opcji. Prędzej czy później, będziesz musiała zmierzyć się z tą wojną. Bo to wojna jest. Na wirusy, rotawirusy, smarki, psiki, bakterie i inne gadziejstwa, które będą starały się rozłożyć Twoje dziecko na łopatki. Dzisiaj o tym co zrobić kiedy Twoje dziecko często choruje w przedszkolu.
Przerobiłam przedszkole, przerabiamy teraz zerówkę. Myślę, że dzisiaj śmiało dzisiaj mogę napisać czym różni się chorowanie dziecka trzyletniego i tego starszego. Jestem ekspertem rzec bym mogła. Jest tylko jedno ale. Nie podam Wam żadnego, złotego środka, na to, żeby Wasze dzieci nie chorowały.
Kiedy wczoraj na Facebooku, oznajmiłam, że kolejny tydzień spędzimy z młodym w domu, tym razem jednak z antybiotykiem, poprosiłam też o wszelkie sposoby na wzmocnienie odporności dziecka. Nie bez powodu. Wcześniej zapytałam o to swojej lekarki. I wiecie czego się dowiedziałam?
Że organizm każdego dziecka musi przejść przez etap ciągłych przeziębień, chorowania. Trwa to zazwyczaj, kiedy dziecko pierwszy raz, przez dłuższy czas(przedszkole, szkoła) ma styczność z wielkim siedliskiem wirusów i bakterii. Jego organizm jest atakowany codzienną dawką różnych mutacji i sam musi nabrać naturalnej odporności. Bo tą wyssaną z mlekiem matki, miał tylko przez pierwszy rok życia.
Możemy wzmacniać dziecko, różnymi paskudztwami, natomiast jest to ochrona przed wirusem, czy bakterią. Nie gotowe przeciwciało, które dziecko musi wytworzyć samo, przez chorowaniem właśnie. Jednak sposoby, jakie mi podawałyście trochę mnie przeraziły. Każda z Was pisała o czymś innym. I pomyślałam sobie, że gdybym miała próbować wszystkich Waszych sposobów, moje dziecko zamiast posiłków łykałby wiecznie jakieś magiczne mikstury.
Przeraziła mnie jedna z Was, która swojemu dziecku podaje scorbolamid. Czego absolutnie robić nie wolno! Zawarty w nim salicylamid może wywołać tak zwany zespół Reya, w najlepszym przypadku tylko z niewydolnością wątroby, w najgorszym doprowadzić do paraliżu całego organizmu dziecka!
Były też inne cuda, które pierwszy raz w życiu słyszałam, a których raczej na dziecku bym nie testowała. Najwięcej było babcinych sposobów! I te jak najbardziej mnie przekonują ;) Między innymi pisałyście o syropie z cebuli, wywarze z pora, miodzie, imbirze i cytrynie, syropie z czarnego bzu i mniszka, był też czosnek, bańki i inhalacje. Wszystko naturalne, ale niestety…nie dla młodego. I tu dochodzimy do sedna wpisu.
Wiecie, że swoją przygodę z przedszkolem zakończyliśmy z wielkim hukiem, nocną wizytą w szpitalu. Kwestia tego, że młody w wieku trzech lat na przedszkole nie był gotowy, a ja razem z nim, nie była tu bez znaczenia. Natomiast wizja ciągłego chorowania, zadecydowała o tym że odpuściliśmy. To był okres, kiedy młody nie był w stanie zasygnalizować mi co konkretnie mu dolega, co go boli i dokładnie gdzie. To był moment, kiedy nie chciał współpracować na polu przyjmowania leków.
Nie pomagały nagrody, nie było takiego smaku, który był akceptowalny do przyjęcia dawki potrzebnego leku. Nie pomagało przemycanie. O ile przy zwykłym przeziębieniu, mogłam sobie pozwolić na to że wypluje mi połowę dawki syropu na wzmocnienie, o tyle w przypadku podania encortonu na rozluźnienie i powiększenie tchawicy już nie. A wiecie jak smakuje encorton? Dlatego właśnie, wtedy zadecydowaliśmy, że mając wybór i taką możliwość odpuścimy.
Jasne, że zdawałam sobie sprawę, że chorowanie nas nie ominie. Wiedziałam, że pierwszy rok, jakiejkolwiek placówki będzie smarkaty. I tego doświadczamy właśnie teraz. Mamy połowę października, a młody jeszcze ani jednego tygodnia nie przechodził całego w szkole. Na szczęście do tej pory, były to tylko większe przeziębienia. Dopiero teraz mamy pierwszy antybiotyk. I od razu widzę różnicę w chorowaniu trzylatka i pięciolatka!
Młody już bezbłędnie sygnalizuje co, w którym miejscu i jak bardzo go boli. Wie już, że jeżeli trzeba przyjąć jakiś lek, to jest to ostateczność, ale wie też, że ten lek przynosi mu ulgę. Pomaga wyzdrowieć. Rozumie to, więc wreszcie skończyły się walki o wypicie czegokolwiek. Wreszcie pije wszystkie syropy, zawiesiny, osłony i nasze chorowanie nie jest już walką o przetrwanie. Dosłownie.
Młody rozumie, że nie może wychodzić na dwór, bo jest chory, że musi chodzić w kapciach, bo jest zimno, a on jest chory. Że trzeba wydmuchać nos, żeby nie pogłębiać choroby. Ja rozumiem, że dla niektórych z Was, to co pisze to kosmos. Wasze dzieci przyjmują wszelkie leki bez problemu. Wiem że takie dzieci istnieją, krążą po mojej wsi takie legendy ;) Jenak nie wszystkie takie są. Są dzieci uparte jak mój młody, które same muszą dojrzeć, zrozumieć po swojemu i potrzebują więcej czasu.
Co zrobić kiedy dziecko często choruje w przedszkolu?
Nie podam Wam żadnej idealnej recepty. Bo takiej nie ma. Każde dziecko jest inne, każde inaczej będzie przechodziło ten okres. Nie ma złotego środka, ani cud sposobów. Naturalne sposoby na pewno wzmacniają organizm dziecka, ale mój młody ani na czosnek, ani na cebulę nie spojrzy w żadnej postaci. O bańkach możemy zapomnieć, bo będzie kolejna trauma. Jednak jeżeli masz cudowne dziecko próbuj.
Podobno skuteczny jest też tran. Dzisiaj są już trany smakowe, które niczym nie przypominają tego paskudztwa z naszego dzieciństwa. Pytanie tylko, na ile naturalny pozostał ten specyfik, a ile w nim chemii. Nie jestem więc fanką, napędzania koncernów farmaceutycznych, kupując różne rybki, oranżadki i cud lizaki.
Masz dwa wyjścia. Albo zaciskasz zęby i przetrzymujesz ten okres. Jakoś. Albo zaciskasz zęby i przetrzymujesz jakoś, tylko w zerówce. Bo nie ma takiej opcji, żeby chorowanie przez pierwszy rok ominęło Twoje dziecko. Jedne dzieci przechodzą ten okres łagodniej, inne ostrzej. Jednak nabywanie odporności odbyć się musi. Ja postawiłam na zerówkę i nie żałuję. W naszym przypadku, lepszego wyjścia nie było.
Dlatego pamiętaj, każde dziecko jest inne! Jeżeli jednak masz problem z trzylatkiem i możliwość pozostawienia go w domu, to zdecydowanie będzie Wam łatwiej w późniejszym wieku. Czego dowodem jest uparty jak osioł młody. Nie bój się, że zerówka to późny czas na adaptację dziecka w środowisku społeczności dzieci i nauczycieli. To ściema. Mój młody idealnie się adaptuje. A przez chorowanie jedyne co opuszcza, to zabawę z dziećmi. To jest taki etap, że wszelkie zaległości zerówkowe sama nadrobisz z dzieckiem w domu.
A teraz magiczna rada dla Ciebie. Ty także możesz zrobić sobie magiczną miksturę, która pomoże Ci przetrwać chorobę dziecka. Kubeł melisy zaparzasz w ulubionym kubku, dodajesz kroplę ulubionego likieru i sączysz dopóki nie poczujesz że jesteś już w stanie ZEN i zniesiesz już wszystko ;)
Jeżeli spodobał Ci się ten wpis, będzie mi bardzo miło, jeżeli go udostępnisz. Możesz też polubić ten post, albo zostawić komentarz. Dla Ciebie to chwila, a dla mnie będzie to mały dowód docenienia mojej pracy ;)