Takie odkrycia jak ta sałatka, zdarzają mi się średnio dwa razy w roku. Najczęściej jednak odrywam smaki na talerzach u znajomych w gościach. Tym razem, sałatkę kupiłam w uczelnianym barze i sama musiałam odtworzyć jej smak w domu. Szanowni Państwo sałatka mocy, czyli szpinak i spółka.
Jeżeli nie lubicie szpinaku, bo jakaś mama, czy babcia obrzydziły go Wam w dzieciństwie, spokojnie. Mam podobnie traumatyczne wspomnienia. Na samą myśl o czosnkowej, zielonej brei mam drgawki. Przez wiele lat różni czarodzieje starali się odczarować to wspomnienie bez skutku. Aż pewnego dnia w barze mojej uczelni, a ściślej w dzień mojej obrony, zobaczyłam ją. Łypała do mnie maleńkimi ziarenkami bliżej nieokreślonego czegoś i zielonymi liśćmi- które zawsze przekonują mnie, kiedy są w swojej naturalnej postaci.
Sałatka zasmakowała mi na tyle, że postanowiłam ją odtworzyć w domu. Był pewien problem. Byłam tego dnia w takim stresie, że zapomniałam zapytać o jej składniki w barze. Wiedziałam tylko że na pewno jest tam szpinak. Największy problem sprawiły mi drobne kuleczki, z którymi do tej pory się nie spotkałam. Byłam przekonana, że to jakiś rodzaj kaszy. Jednak kiedy wybrałam się na zakupy, w poszukiwaniu owego produktu w ręce wpadł mi drobny makaron, typu zacierka.
Składniki:
- liście świeżego szpinaku
- makaron typu zacierka
- czerwona cebula
- suszone pomidory w zalewie
- orzechy nerkowca
- oliwa z oliwek
- pół ząbku czosnku
Makaron gotujemy w osolonej wodzie. Liście szpinaku płuczemy i suszymy ręcznikiem papierowym. Jeżeli są duże, rwiemy na mniejsze kawałki. Orzechy prażymy na suchej patelni, albo w piekarniku na złoty kolor. Cebule kroimy w piórka. Pomidory odsączamy z zalewy(olej) i kroimy na drobniejsze kawałeczki. Wszystko razem mieszamy doprawiamy odrobiną oliwy i przeciśniętego przez praskę czosnku.
Najfajniejsze w tej sałatce jest to, że robi się ją błyskawicznie! Składniki sami musicie sobie wyczuć. To znaczy ich ilość. Ja uważam zawsze z pomidorami, jeżeli dodam ich zbyt dużo, zabijają smak całej reszty. Nie oszczędzam natomiast na prażonych orzechach. To kwintesencja tej sałatki. Najlepiej je dodać zaraz przed podaniem. No chyba, że zamierzacie zjeść na raz całą porcję. Idealne pudełkowe danie, czy przekąska do pracy, albo na uczelnię.
Na deser vine którego nakręciłam przy okazji tworzenia którejś już porcji, a którego zwaliłam po całości. Mówi się trudno, praktyka czyni mistrza ;)
To teraz poproszę pomysły na wszelkie dziwne, niespotykane sałatki. Kiedy Szalonego nie ma jadam je w ilościach hurtowych i testuje co się da ;)
Jeżeli spodobał Ci się ten wpis, będzie mi bardzo miło, jeżeli go udostępnisz. Możesz też polubić ten post, albo zostawić komentarz. Dla Ciebie to chwila, a dla mnie będzie to mały dowód docenienia mojej pracy ;)