Jeszcze dziesięć lat temu, byłam przekonana, że wygląd w życiu ma znaczenie. Ale życie cholernie uczy pokory. Uczy dystansu. Uczy jak lubić i akceptować siebie. I tego, że są rzeczy o wiele ważniejsze niż zgrabne nogi i tyłek.
Od zawsze miałam problemy z wagą. Od nastolatki czułam społeczne parcie na to, żeby być szczupłą, żeby wyglądać modnie i ładnie. Przez lata, ten stereotyp kobiety zadbanej, a raczej nacisk na tą sferę życia, wywierali coraz bardziej, kolejni ludzie, których spotykałam na swojej drodze życia, świat medialny a z czasem i ja sama.
Wiesz jak to jest. Jak Ci ktoś do usrania będzie powtarzał, że masz grube uda, to nawet jeśli zupełnie nie zwracałaś na to do tej pory uwagi, nagle te uda zaczną Ci przeszkadzać. Wiadomo, że nikt nie musi Ci tego mówić dosłownie, chociaż są i tacy „delikatni” przyjaciele w naszym otoczeniu, którzy dosłownie wytkną Ci wady, pod przykrywką tego, że przecież chcą dla Ciebie dobrze. Ale wystarczy, że w trakcie rozmowy skomentujecie jakąś aktorkę o podobnej do Twojej figurze, wystarczy, że mimochodem ktoś o podobnych do Ciebie kształcie rzuci, że musi się odchudzić bo jest za gruby…Raz, drugi, trzeci i nagle zaczynasz patrzeć na siebie zupełnie inaczej.
To pospolite ruszenie tuż przed Nowym Rokiem, albo na kilka tygodni przed latem. Nagle cały świat musi się odchudzać, złapać formę i ulepić sobie idealne ciało, żeby MÓC pokazać się na plaży w stroju kąpielowym. Tak jakby, bez tego lato się nie liczyło. Jakby plaża miała być zarezerwowana tylko dla osób szczupłych, chociaż doskonale wiemy, że jest to pojęcie względne. Tak, jakby wstydem miałoby być, bycie kimś…nieidealnym.
Tak jakby bycie sobą było zakazane.
Jak tak patrzę na swoje życie, teraz, z perspektywy, mam wrażenie, że większą jego część byłam na diecie. Kilka razy do roku, zaczynałam kolejne diety cud z wielkimi oczekiwaniami, a jeszcze szybciej jak je zaczynałam, tak je kończyłam. Za każdym razem, przynajmniej takie mam dzisiaj poczucie, miałam z tyłu głowy, że muszę wszystkim udowodnić. Że muszę dorównać społecznym normom kobiety „dbającej o siebie”. Bo przyjrzyj się społeczeństwu dookoła, posłuchaj z dystansu rozmów kobiet i przekonasz się, że dzisiaj kobieta zadbana to już nie makijaż, maseczka i fajny ciuch, który podkreśla Twoje atuty. Dzisiaj kobieta zadbana na śniadanie pija smoothie, na obiad jada sałatę, a z pracy, albo wieczorem, kiedy już pada na twarz, zalicza jeszcze siłownię. Tak jakby bez tego nie liczył się dzień.
I nie zrozumcie mnie źle. Sama kilka lat temu schudłam ponad dwadzieścia kilo. Wiem jak to jest. Fajnie kiedy widzisz efekty. Beznadziejnie, kiedy nie masz siły oddychać, a MUSISZ zaliczyć trening. Fajnie, kiedy ktoś rzuca Ci komplementy, na temat tego jak wyglądasz i kiedy Twoja praca przynosi efekt. Jednak z doświadczenia własnie wiem, że żeby fajnie wyglądać, nie wystarczy tyko poświęcić kilka miesięcy życia na dietę i ćwiczenia. Wysportowana sylwetka, która w dzisiejszych czasach jest oznaką poniekąd „luksusu” dbania o siebie, to styl życia, nie na chwilę, ale na zawsze. Moda, fanaberia, oznaka podążania z duchem czasu-zwał jak zwał. Jeżeli nie masz dobrych genów, jeżeli masz kiepski metabolizm, jeżeli masz tendencję do tycia to masz zwyczajnie przekichane. Wystarczy, że przestaniesz się ruszać i efekt jojo gwarantowany.
I nie ważne, z jakich powodów. Czy zwyczajnie jesteś zmęczona życiem na sałacie. Czy nie lubisz ćwiczeń i musisz się do nich zmuszać, więc zwyczajnie chcesz od nich odpocząć, kiedyś wrócisz. Nie ważne, czy podłożem jest choroba. Nie liczy się nic po za tym, że znowu PRZYTYŁAŚ.
Budzisz się każdego ranka, patrzysz z obrzydzeniem na swoje odbicie w lustrze i czujesz smak porażki. Znowu dałaś dupy. Znowu nie mieścisz się w społeczne normy. Znowu nie jesteś tak idealna, wymuskana i perfekcyjna jak powinnaś być, żeby inni zaakceptowali Cię w całości.
Obudziłam się pewnego ranka i dostałam życiem w twarz. Czy naprawdę tak powinno wyglądać życie? Od diety do diety. Od treningu do treningu. Od jednego sezonu bikini do drugiego, kiedy to następuje publiczna weryfikacja i ocena kto w poprzedzającą lato zimę nie trzymał linii.
Czy naprawdę to jak wyglądamy ma takie istotne znaczenie? Czy w rozmiarze XS jestem mniej śmieszna, sympatyczna, pomocna, inteligentna, niż w rozmiarze XL ? Czy jestem mniej wartościowym człowiekiem, kiedy mój rozmiar odbiega od tego, jaki jest społeczny, medialny ideał?
Mam dość.
Jestem zmęczona.
Wysiadam.
Nie chce takiego życia dla siebie. Nie chce takiego życia dla swoich bliskich. Nie chce uczyć swojego syna, który już dzisiaj wie, kiedy mama jest znowu na diecie, że dobre samopoczucie każdej kobiety, uzależnione jest od tego, jak bardzo zgrabny jest jej tyłek.
To nie tak powinno wyglądać.
Mam dość tego ciśnienia na bycie fit. Mam dość zaglądania mi w talerz i na wagę. Mam dość tego, że każdego ranka budzę się z poczuciem tego, że nie jestem taka, jak być powinnam. Mam dość nielubienia siebie takiej jakiej jestem, bo inni mnie przecież takiej nie polubią…
Lubię siebie. Właśnie taką.
Z wielkim udem.
I cellulitem, który może Cie to zdziwi, ale ma praktycznie każda kobieta.
Lubie siebie z wielkim , murzyńskim tyłkiem i z każdą mniejszą i większą fałdą mojego jestestwa.
Doszłam do momentu w swoim życiu, gdzie zrozumiałam, że są ważniejsze rzeczy niż zgrabne ciało.
Zdrowie.
Miłość.
Szczęście.
Radość z życia. Taka po prostu.
I pierwszy raz w życiu patrzę na swoje zdjęcie, ze świadomością jak bardzo odbiega od ideału. Jak bardzo potrzebowałoby fotoszopu, żeby w mediach nie zostać okrzykniętą grubą świnią, która promuje otyłość.
I tak cholernie mi się ono podoba! Nie widzę na nim fałd, nie widzę kobiety, która powinna się odchudzać.
Widzę kobietę, która jest cholernie szczęśliwa.
Taka jaka jest.
Widzę kobietę, która jest kochana.
Taka jaka jest.
Widzę kobietę która kocha.
Także siebie.
Reszta zupełnie się nie liczy.
Comments
Projekt ZDROWIE-czyli o mojej hipokryzji na temat odchudzania, diety i ćwiczeń… – Szalonooka.pl
12/02/2018
[…] i zaakceptowałam siebie i swoje niedoskonałe ciało. W całej okazałości. O TUTAJ o tym pisałam. Pisałam o tym, że gardzę ćwiczeniami, bo zwyczajnie […]
Jeżeli chcesz być szczęśliwa z kimś, najpierw musisz być szczęśliwa sama ze sobą. – Szalonooka.pl
22/11/2017
[…] Dzisiaj akceptuję siebie w całej krasie, ze wszystkimi wadami, które paradoksalnie przestały mnie ostatnio tak bardzo uwierać(o czym pisałam Wam ostatnio TUTAJ […]
Alicja Sternal
29/10/2017
Podziwiam i zazdroszczę samoakceptacji, wpis popieram całym sercem. Niestety w moim przypadku wygląda to tak, że nie mogę swojemu ciału wybaczyć pewnych spraw tj. zamiłowania do jedzenia, niechęci do sportu, tendencji do tycia i słabej przemiany materii, także o miłości i akceptacji rozmiaru XXL nie ma mowy.\nZdjęcie oraz noga są piękne, chciałabym tak ładnie wyglądać i chociażo ten jeden rozmiar być mniejsza .??? pozdrawiam.
Ewelina Sulima
29/10/2017
A ja się pod tym podpisuje! I rękami i nogami… Przez całe życie próbowałam się odchudzać w uszach dudniły mi tylko słowa kolegów z podstawówki wołających za mną „pulpet”. Nigdy w życiu nie pomyślałam że dzieciaki mogą być tak bezwzględne …że sama jako dziecko mogłam dostać takiego kopa w dupę…po kilkunastu latach od tamtych zdarzeń zmarła mi mam. Jadłam na potęgę…przepraszam ja nie jadłam. Zarlam jak opętana. Na studiach trafiłam na niego,który pokochał dziewczynę ważąca ponad 90 kilo…. Wzięliśmy ślub…zaszłam w ciążę…po urodzeniu córki waga stanęła na 65. Od męża i rodziny słyszałam że wyglądam jak kościotrup. Aktualnie młoda ma ponad 3 lata a ja 75kilo. Płaski tyłek…duże uda i wystający brzuch i mam to w dupie co myślą o mnie inni ludzie…liczy się tylko co myśli rodzina i przyjaciele. Dzięki bezwzględnym dzieciakom wylądowałam u wielu psychologów,poświęciłam wiele lat na to aby próbowali mi wbić do łba że waga się nie liczy. Nie udało im się. Koszmary z przeszłości nadal wracają a odbicie w lustrze śmieje się szyderczo i krzyczy „pulpet” .córce staramy się wpajać inne wartości. Staramy się jej pokazać że mimo wielu różnic wszyscy są tacy sami. Nie ważne ile ważą lub jaki maja kolor skory…bo przecież takie rzeczy wynosi się z domu!
Magdalena Lewińska
28/10/2017
I o to chodzi, żeby przestać się szarpać, a zacząć żyć. Ktoś musi robić kontrast tym kobietkom, co to muszą 50 kg i ani grama więcej?, nawet jeśli komuś się wydaje to słabe? pozdrawiam majonezożerców??
Szalonooka
29/10/2017
Apropo majonezu. Ze względu na miejsce zamieszkania, mam manię robienia zapasów na sytuacje kryzysowe(niezapowiedziani goście, jakieś zachcianki). W piątek odkryłam, że mam trzy słoiki majonezu na sałatki …:P
Magdalena Lewińska
31/10/2017
? ja mam zawsze zgrzewkę…oprócz dżemu wszystko jem z majonezem…znaczy kanapki. Szaleństwo, co? A jaką sałateczkę zrobimy??
Hanna S
29/10/2017
Apropo majonezu. Ze względu na miejsce zamieszkania, mam manię robienia zapasów na sytuacje kryzysowe(niezapowiedziani goście, jakieś zachcianki). W piątek odkryłam, że mam trzy słoiki majonezu na sałatki …:P
Ewelina Waskiewicz
28/10/2017
Swojska Kobieta! !!??
Szalonooka
29/10/2017
No to ba! Tylko kiełbachy w łapie brak :P
Hanna S
29/10/2017
No to ba! Tylko kiełbachy w łapie brak :P
Ala
28/10/2017
No tak, panny z nadwagą tłumaczą swoje obżarstwo szczęściem i akceptacją samej siebie.\nNigdy nie rozumiałam tego, że osoba która się odchudza całe życie bo ma tendencje do tycia nagle mówi „stop” i znów przybiera na wadze, bo to jej daje szczęście.\nI nie, nie byłam szczupła całe życie, w podstawówce ważyłam 99kg, obecnie ważę 50. Dlatego uważam, że mówienie „dość” diecie i zdrowemu trybowi życia w zamian za tzw „szczęście ze samym sobą” jest totalnie słabe. \nIdąc tym torem pewnie ważyłabym teraz 70 a nie 50.\nPozdrawiam.
Szalonooka
29/10/2017
„Panny z nadwagą” -wow, serio? Właśnie dlatego powstał ten tekst. Nie mam nadwagi, mieszczę się w swoim BMI. „Całe życie” byłam na diecie, której nienawidziłam. Dla mnie był to przymus, żeby osiągnąć jakiś cel, i jeżeli ktoś mówi że dietetyczne ciasto bez cukru, bez mąki, bez laktozy, bez jaj, będzie smaczniejsze od kawałka zwykłego tortu- kłamie. Sama tak robiłam, oszukując przede wszystkim siebie i wmawiając sobie, że tak jest lepiej. Może i jest dla ciała. Ale jeżeli męczysz się psychicznie to już zdrowe nie jest. Zdrowy rozsądek i zdrowie CAŁEGO ciała- słowo klucz. A i polecam dystans, zwłaszcza zanim zaczniesz oceniać i generalizować. Mam ważniejsze problemy w życiu, niż fakt, czy moja waga będzie odpowiednia dla Twoich standardów, żebyś pod przykrywką lewego konta(założonego na potrzeby TEGO komentarza-serio kurwa?!) nie nazwała mnie „Panną z nadwagą”. Chcesz mi powiedzieć że jestem gruba? Śmiało, ale miej odwagę powiedzieć mi to w twarz, podpisując się swoim nazwiskiem. Nie pozdrawiam.
Ala
27/01/2018
Sorry, ale się nie zgodzę. Zdrowa zbilansowana dieta jest lepsza od ociekającą fryturą frytek lub obciekających białym cukrem pączków, które dają nam złudzenie „szczęścia” podczas jedzenia, a w nagrodę zostawiają ogromny zad którego nie można wcisnąć w żadne jeansy.
Nie interesuje mnie Twoja waga ani styl życia. Komentowałam artykuł, który jest kolejnym z celu „lubię sobie podjeść i nikomu nic do tego, więc rzucam dietę – będę mieć lekką nadwagę i wytłumaczę się światu”.
Chyba po to założony został ten blog, aby komentować pojawiające się na nim wpisy?
I tak, założyłam konto aby napisać komentarz. Przypadkiem trafiłam na ten blog i miałam ochotę go skomentować.
Do tego służy internet. Twarzą w twarz to na ulicy mogłybyśmy sobie porozmawiać co najwyżej.
Alicja Maroszak.
Magdalena Lewińska
31/10/2017
Brawo ?
Hanna S
29/10/2017
„Panny z nadwagą” -wow, serio? Właśnie dlatego powstał ten tekst. Nie mam nadwagi, mieszczę się w swoim BMI. „Całe życie” byłam na diecie, której nienawidziłam. Dla mnie był to przymus, żeby osiągnąć jakiś cel, i jeżeli ktoś mówi że dietetyczne ciasto bez cukru, bez mąki, bez laktozy, bez jaj, będzie smaczniejsze od kawałka zwykłego tortu- kłamie. Sama tak robiłam, oszukując przede wszystkim siebie i wmawiając sobie, że tak jest lepiej. Może i jest dla ciała. Ale jeżeli męczysz się psychicznie to już zdrowe nie jest. Zdrowy rozsądek i zdrowie CAŁEGO ciała- słowo klucz. A i polecam dystans, zwłaszcza zanim zaczniesz oceniać i generalizować. Mam ważniejsze problemy w życiu, niż fakt, czy moja waga będzie odpowiednia dla Twoich standardów, żebyś pod przykrywką lewego konta(założonego na potrzeby TEGO komentarza-serio kurwa?!) nie nazwała mnie „Panną z nadwagą”. Chcesz mi powiedzieć że jestem gruba? Śmiało, ale miej odwagę powiedzieć mi to w twarz, podpisując się swoim nazwiskiem. Nie pozdrawiam.
Kinga
28/10/2017
Jakbym pisała o sobie samej… Buziaki piękna kobieto
Szalonooka
29/10/2017
Buziaki <3
Hanna S
29/10/2017
Buziaki <3
Monika Stankiewicz
27/10/2017
Zawsze odkąd pamiętam byłam masakrycznie szczupła. Spodnie ledwo dostawałam bo zawsze spadały. Wszystko wisiało jak na kołku. Odkąd urodziłam syna przybyło 10kg po porodzie córki kolejne 5kg. Obecnie może i mam brzuch ciut większy ale podobam się sobie. I nie zamierzam wracać do tego jaką byłam kiedyś gdzie XS to był nawet przy duży na mnie. Teraz noszę M i jest mi z tym dobrze (a i nawet biust jest ok?)
Szalonooka
29/10/2017
Podobno kobietom z niedowagą zawsze najbardziej brakuje cycków i tyłka ;) No i tez mają problem z kupnem ciuchów jak te z większą wagą(chociaż domyślam się że znacznie mniejszy). Ale jakbyś cycków chciała, to mogę połowę oddać. Tyłka nie ruszę. Lubie go ;)
Hanna S
29/10/2017
Podobno kobietom z niedowagą zawsze najbardziej brakuje cycków i tyłka ;) No i tez mają problem z kupnem ciuchów jak te z większą wagą(chociaż domyślam się że znacznie mniejszy). Ale jakbyś cycków chciała, to mogę połowę oddać. Tyłka nie ruszę. Lubie go ;)
Karolina Pluta
27/10/2017
Daje do myślenia!;)
Szalonooka
29/10/2017
;)
Hanna S
29/10/2017
;)