Kiedy zaczynałam studia, byłam przekonana, że to będzie dobra inwestycja. W siebie, przyszłość. Dziennikarstwo chciałam studiować od zawsze, od zawsze kochałam pisać. Kiedy więc postanowiłam zacząć rozwijać się w tym kierunku, nie zdawałam sobie sprawy jak szybko spadnę na ziemię.
Od najmłodszych lat coś sobie, gdzieś skrobałam. W każdej szkole nauczyciele prowadzący, zauważali to i popychali mnie w tym kierunku. Tak się złożyło, że nic z tym przez wiele lat nie zrobiłam. Z różnych względów. Jednak zawsze marzyła mi sie ostra dziennikarka. Nie, nie jako Pani prezenterka, odpicowana, czytająca wiadomości, punkt dziewiętnasta. Miałam większe ambicje. Chciałam być dziennikarzem śledczym.
Chciałam być bliżej ludzi, chciałam pomagać ukazując prawdę, rzeczywistość. I gdybym zaczęła studia jeszcze dziesięć lat temu, pewnie dzisiaj czaiłabym sie pod jakimś zakładem nagrywając jakieś kompromitujące przestępców materiały albo szukała dowodów prawdy.
Właśnie skończyłam czwarty semestr licencjatu. Każdy z tych semestrów utwierdzał mnie tylko w przekonaniu, że po za poznaniem fajnych ludzi, spędzeniu weekendów inaczej, poznaniu kilku ciekawostek zmarnuje swój czas. Tak też się stało. Domyślać się tylko mogę, że podobne rozczarowania przechodzi przynajmniej połowa ze wszystkich studentów, studiujących różne kierunki. Bo Polska to taki kraj, który daje możliwość kształcenia- a jakże! Tyle tylko że kształci bezrobotnych…
Mamy możliwość studiowania każdego wymarzonego przez siebie kierunku. Tylko po co? Ciężko u nas z pracą. Owszem praca jest, jednak żeby pracować za 1.100 czy 1.300 zł nie trzeba inwestować grubych tysięcy. Wystarczy zawodówka albo matura. Żeby mierzyć wyżej trzeba zacząć o znajomości, albo…rozpychać się łokciami. A nie każdy tak potrafi.
I nie każdy ma taką możliwość albo chęć. Gdybym po skończeniu studiów, albo już teraz chciała zacząć pracować w zawodzie dziennikarza, musiałbym się poświecić. A może inaczej, musiałbym poświęcić swoje życie rodzinne. Dziennikarz to taki ktoś, kto jest w pracy 24h 7 dni w tygodniu. Piątek, świątek i niedziela. Taki dziennikarz jakim chciałabym być, większość życia spędza po za domem. Na starcie więc mogę sobie powiedzieć z tego nic nie będzie. Nie to nie jest wymówka, ja zwyczajnie bardzo kocham swoją rodzinę. Lećmy dalej.
Dziennikarstwo. Kojarzy Wam się z: informacją; prawdziwą, rzetelna, wiarygodną? I mi jeszcze do rozpoczęcia studiów tak się kojarzyło. Takiego dziennikarstwa już nie ma. To co widzicie dzisiaj w TV, co czytacie w prasie i internecie to jedna wielka manipulacja mediów. Wszelakich. Manipulacja i bicie piany, żeby przyciągnąć czytelnika, podnieść statystyki, zwiększyć zyski. Zauważyliście kiedyś, że na TVP1 wiadomości z tego samego dnia puszczane także w TVN różnią się? Różnią się wydźwiękiem wypowiedzi, kontekstem. Ten sam news, jest przedstawiany w sposób nazwijmy to ładnie- opiniotwórczy w zależności od stacji. W rzeczywistości stacja manipuluje widzem będąc upolitycznioną. TVP1 jest PiS-owska, TVN PO-wski.
A czy ktoś z Was, kiedykolwiek zauważył, że kiedy w wiadomościach pojawia się informacja o wypadku, wypadku w którym ginie dziecko, w materiale z miejsca wypadku pokazywany jest wrak samochodu. I zawsze gdzieś w tym wraku zobaczycie brudną, potargana maskotkę? Domyślacie się, że jest ona podrzucana przez dziennikarza nagrywającego materiał? Zawsze mają maskotkę przy sobie. W razie W, żeby podkręcić emocje…
A newsy które czytacie w sieci. Jest akcja. Jakiś wypadek dajmy na to. Wielka kraksa. Czytacie pierwszą wiadomość, no może dwie. Przyjmujecie do wiadomości, chłoniecie podane informacje i przyjmujecie za fakty. Nie weryfikujecie ich, nie sprawdzacie z kolejnymi wiadomościami. A tą błąd. Wielki błąd. Wszelkie pierwsze informacje wypuszczane do sieci, w przeważającej większości przypadków nie są weryfikowane, potwierdzane w żaden sposób. Liczy się news i prędkość jego podania. Kto pierwszy ten lepszy, taki life!
Może nie powinnam tego pisać, ale dziennikarstwo w dzisiejszych czasach jest niczym innym jak techniką perswazji, manipulacji w czystej postaci. Niewiele ma wspólnego z dążeniem i ukazywaniem prawdy, a szkoda….
Kolejnym argumentem przekonującym mnie do tego, ze marnuje swój czas i pieniądze jest takie powiedzenie, które krąży w społeczeństwie od kilku lat, a które potwierdziłam dopiero teraz, sama będąc na studiach.
Każdy debil może skończyć studia!
Niestety. To jest bardzo brutalna i smutna prawda. Mam nadzieję, ze moi koledzy i koleżanki z roku się na mnie nie obrażą, ale kiedy tak patrzę na niektórych opadają mi ręce(cycki jeszcze nie, ale przy magisterce pewnie by mi to groziło;)). Sama orłem nie jestem, albo może inaczej szkoda mi czasu na przesiadywanie całe dnie w książkach. Zresztą nasz styl życia, młody i Szalony nie bardzo mi na to pozwalają. Naukę więc ograniczam do chodzenia na zajęcia, wynoszenia z nich informacji, a później dzień przed egzaminami czytaniem materiałów gwoli przypomnienia. Wystarczy to, żebym plasowała się jako ta przeciętna. Jednak obserwując pozostałych zastanawiam się czy nie jest to jedna z lepszych opcji. Ja nie uczę się z całą świadomością zmarnowanego czasu- wiem, że robię teraz tylko papierek, więc chłonę na zajęciach co mogę tylko do poszerzenia swoich horyzontów myślowych. Jednak są Ci gorsi, którzy na zajęcia nie chodzą wcale, wiedzę maja bliska zeru, jednak papier zdobędą i z nimi w szranki, na polu walki-rynku pracy zmierzą się Ci, którzy na naukę poświecą te 3-5 lat studiów. Jawna niesprawiedliwość, bo często, Ci leniwi są bardziej przebojowi. A to, plus papier daje im przepustkę do etatu.
Także mili Państwo, mogę pokusić się o podsumowanie, ze tylko nielicznym studia dadzą wymarzoną prace. Reszta to masowa produkcja bezrobotnych. Dlatego pozostanę przy licencjacie i dalej będę robiła swoje;) Ja oczekiwałam od studiów czegoś innego. Oczekiwałam że studia mnie rozczarują. Tak, tak. Ale nie rozczarowały mnie kompletnie! Ponieważ wiedziałam, że to TYLKO papier.
Ale…żeby nie było tak do końca w klimacie narzekania to uwielbiam ten stan. Ten stan, kiedy 10 miesięcy „męczenia sie” nerwów już za mną. I wreszcie mam wakacje. w związku z powyższym mogę bez najmniejszych wyrzutów sumienia oddać się blogowaniu i czytaniu ukochanych książek ;)
Comments
Beata
11/07/2014
Ja natomiast sądzę że najważniejszy jest kierunek studiów oraz uczelnia.W tej chwili większość osób szczyci się wyższym wykształceniem ale… są to marne szkoły lub slabe kierunki. Według mnie najlepiej opłacalne kierunki to prawo, medycyna i ekonomia. I przede wszystkim głowa na karku bo sam papierek nic nie znaczy.
Szalonooka
11/07/2014
Prawo, medycyna i ekonomia, to trzy kierunki na które w życiu bym nie poszła :D Moja uczelnia jest 5 uczelnią prywatna na rynku Polskim, więc chyba o czyms to świadczy? Jednak mimo wszytsko uważam, że …klient nasz Pan;)
Flo.
11/07/2014
Za moich czasów (;p) studia wyglądały inaczej i miały inną rangę. Wyznanie „jestem studentką” brzmiało wtedy dumnie. Moje studia może nie zapewniły mi super płatnej pracy, ale ukształtowały mnie i za nic nie oddałabym tych lat mojego życia. Poza tym po wielu bojach pracuję w zawodzie i przez to nie mam poczucia zmarnowanych lat;)\r\nTeraz studiować może każdy, bo to student jest dla uczelni, która ma z niego kasę, a nie odwrotnie. Potworzono multum szkół i kierunków, które nie mają większego sensu i w ten sposób status studiów spadł na łeb na szyję. Zmieniła się jednak świadomość, bo kiedyś wmawiano nam, żebyśmy szli w takim kierunku, który nas interesuje, nikt nie mówił o potrzebach rynku pracy i potem człowiek po studiach dostawał w łeb od rzeczywistości. Teraz w dobie internetu i dostępu do wszelkich informacji, rankingów, ludzie studia wybierają chyba bardziej świadomie. wydaje mi się więc, ze to rozczarowanie nie powinno być już tak wielkie;p
Szalonooka
11/07/2014
Dokładnie, gdybym studiowala za Twoich(i swoich:P) czasów, miałabym inne podejście. Ale wtedy ja miałam inne podejście do…wszytskiego ;)\nwyobraź sobie że ja swój kierunek wybrała świadomie, studiuje to co chciałam i czym sie interesuje, a nie to co jest zapotrzebowaniem na rynku. Mimo wszystko na niewiele sie to zdaje. Nie mówię że kompletnie nic z tych studiów nie wyniose, bo sa aspekty specjalizacji które moga mi się przydac, aczkolwiek nie jakoss starsznie bardzo:P
kobieta w sukience
10/07/2014
tak, bo był taki semestr, kiedy na czytso wychodziłam 1400, po odliczeniu juz czesnego, wiec to było spooko. pozniej bylo gorzej, ale i tak mozna powiedziec, ze studiowalam za darmo
Szalonooka
11/07/2014
wystarczyłoby mi studiowanie za darmo- ale gdybym miała mozliwośc takiego stypendium, to chyba bym się juz przyłozyła i potraktowała to jako prace na przynajmniej 1/2 etatu :D
kobieta w sukience
10/07/2014
Cóż, mam mgr i zapierniczam w Żabce za grosze. Sstarczyłaby mi do tego zawodówka. Jestem zawiecziona, z innymi planami i deałami szłam 5 lat temu na studia, ale życie brutalnie mi pkazało co one znacza. Nie dziwie sie, ze skonczysz na licencjacie.
Szalonooka
10/07/2014
Nie widze sensu studiowania dalej. Szkoda mi juz zainwestowanych pieniędzy, więc skończę licencjat i będę miała przynajmniej taki papier. Wiem że kolejne inwestycje nie mają większego sensu. Może kiedyś, jak nie będe miała na co pieniędzy wydawać;) Inna sprawa gdybym studiowała i miała stypendium, jednak na socjalne sie nie łapie, a na rektora nie mam czasu na nauke ;)
kobieta w sukience
10/07/2014
Ja na mgr poszłam tylko ze względu na stypednia.
Szalonooka
10/07/2014
Opłacało Ci się? ;>
RedRose
10/07/2014
Ja jestem bezrobotnym mgr za granicą:P, a teraz zmiana tematu: Jaką książkę teraz czytasz?? :)
Szalonooka
10/07/2014
Tak, właśnie. Bezrobotni za grnica. Ech…ta nasza Zielona wyspa ;)\nKończę właśnie „Chata” WM. Paul Young, a w kolejce czeka „Jedna Bogata, druga biedna” Lesley Lokko i „Głos pożądania” Eric Mouzat :)\nAaaa no i zapomniałabym o kolejnych częściach „Arabskiej zony” które mam na pdfie :D:D To będa przyjemne wieczory ;)