Rusz dupę łaskawco!

Dzisiaj miał być bardzo przyjemny, a nawet motywujący wpis. O tym, że dziecko nie musi być przeszkodą w naszej aktywności fizycznej. I będzie, ale nie dzisiaj.

Dzisiaj wkurwiłam się tak, że ten wpis powinnam podpiąć pod etykietę co mnie wkurwia . Chociaż to oczywista oczywistość że wkurwia mnie głupota ludzka. Powinnam się już uodpornić, i nawet zaczęłam, ale od początku…

…wracając z rańca z siłowni, napowerowna, skąpana w pięknym  wiosennym już (poważnie) słońcu, wymyśliłam sobie, że odpalę dzisiaj rydwan młodego i pojedziemy karmić kaczki. Do tego zahaczymy o plac zabaw, ja machnę trochę pośladami i będzie piknie. Co to ten rydwan? Już pokazuję.

Trochę bałam się czy nas nie owieje. Ale młodemu zaaplikowałam kocyk, zasłoniłam budę i był bezpieczny. A mi samej było tak ciepło, że musiałam pozbyć się kurtki i pedałować w samej bluzie.

Pierwszym wkurwem był uroczy tatuś, z dzieciątkiem w wózku. Zatrzymał się na środku, centralnie na samym środeczku ścieżki rowerowej. A musicie wiedzieć, że na trasie którą pokonuję, ścieżka rowerowa jest z jednej strony ulicy, a po drugiej stronie jest chodnik dla pieszych. Także ten, lazł sobie po mojej mańce. Spoko, luzik, ja rozumiem. Zwolniłam, krzyknęłam najgrzeczniej jak umiem, słodkie przepraszam i doznałam szoku. Tatuś się odwrócił, wywinął oczami, niczym jakaś sfoszona panienka i z wielką łaską przestawił wózek, co bym się z mieściła z rydwanem. Spoko pomyślałam. Na głupotę naprawdę nie ma lekarstwa. I powiem Wam, że raczej rzadko mi się zdarza, nawet kiedy jadę chodnikiem, żeby ludzie mieli jakiś problem, kiedy proszę o zrobienie miejsca chcąc przejechać. Mi samej wtedy jest głupio(chociaż powinno być miastu, że nie wszędzie jeszcze są ścieżki), ale ludzie są życzliwi, uśmiechają się, zaczepiają i jest fajnie. Kiedy jadę ścieżką rowerową, nie ma problemu. Raczej…

Dzisiaj jak widać miałam pecha. Wysyp głupoty na trasie miałam. Wracając, znów jechałam ścieżką rowerową. Z daleka widziałam wielkiego Dodga zaparkowanego na samym środku ścieżki. Silnik miał zapalony, a w środku siedziała Pani. Pani to zbyt pięknie powiedziane. W środku siedziała jakaś głupia Pinda. Widziała że się zbliżam, więc miałam nadzieję że zrobi mi miejsce….

Uhmmmm…..

Dojechałam do samochodu. Pinda ani drgnie. Już się zaczęłam zastanawiać, czy może czasem się nie zamyśliła, ale zobaczyłam że przecież na mnie patrzy i robi miny! Machnęłam ręką dla upewnienia, prosząc gestem i krzycząc żeby się przesunęła. Teraz to już przestawi samochód, pomyślałam.

Uhmmmm…

Nosz kurwa mać!

Gdybym na rowerze była sama, zjechałabym na ulice pokazując jest fucka. Ale samochód stał na zakręcie, zasłaniając mi kompletnie widok, a po drugiej stronie nie było chodnika. Nie mogłam ryzykować z młodym. Ściągnęłam plecak i wyciągnęłam telefon. I wtedy stał się cud…Pinda zrobiła bardzo, ale to bardzo bolesną minę(bo przecież przestawienie, zapalonego auta, w którym się siedzi, tak strasznie boli) i przestawiła auto. Zapewne pomyślała, że chcę zadzwonić na policję. Nic bardziej mylnego, poradziłabym sobie sama ,wyciągając ją za fraki z auta i pokazując w czym tkwi problem. Telefon wyciągnęłam żeby…zrobić dla Was zdjęcie :D

Wytłumaczcie mi teraz proszę, co tym ludziom we łbie siedzi?! Matką, to ta Pani na pewno nie była. Dam sobie rękę uciąć. Ale jak widać (przykład tatuś) czasem bycie rodzicem nie wystarcza. Chodzi o trochę empatii, wyrozumiałości, ludzkich odruchów,uprzejmości,bycia pomocnym…

Wiem ,że rowerzyści na ulicy potrafią wywijać numery. Wiem sama nieraz się wkurzam jako kierowca. Ale rowerzysta na ścieżce rowerowej jest u siebie. To że nie jedziesz samochodem, czy rowerem, nie znaczy że nie obowiązują Cie pewne przepisy czy znaki. Jeśli boli Cie zrobieniu komuś przysługi, i musisz zrobić mu łaskę- zorientuj się wcześniej czy słusznie.

A tu milusie kaczuchy, które pochłoną wszelkie ilości zalegającego w domu chleba.I like it!