Ciągle spoglądasz na zegarek. Jest późno wiesz o tym, a jeszcze tyle masz do zrobienia. Najpierw dziecko z przedszkola, później szybkie zakupy i jeszcze szybszy obiad. Trzeba pozmywać, posprzątać i wyprasować stertę prania. Kiedy uporasz się już górą Dantego, dzieci głodne upraszają się o kolację. Później kąpiel. Gdzieś w międzyczasie trzeba odrobić lekcje i przygotować rzeczy na dzień jutrzejszy. Wszystko robisz w biegu i na koniec dnia, padasz cała obolała i na wpół przytomna na kanapę, na nic więcej nie mając czasu ani siły. A gdzie czas na życie?

DSC_2555

Dzień kobiety pracującej w domu, nie wygląda wcale lepiej. Milion spraw, które robisz na dwa gwizdy. Gdzieś między kolejnym mailem a zleceniem i nowym tekstem na bloga, gotujesz obiad, odbierasz telefony, wieszasz pranie. W trakcie robienia kawy, kiedy masz kilka minut dla siebie, żeby ogarnąć własne myśli, myślisz. Ale nie o czasie wolnym. Myślisz, że w zabawkach dziecka przydałby się remanent i sortowanie, a i Twoja szafa wcale nie wygląda lepiej.

Idziesz więc z kubkiem w ręce do szafy, otwierasz szafę, żeby sprawdzić z czym przyjdzie Ci się zmierzyć i…nagle dostrzegasz sweter którego dawno szukałaś. Żeby go wyciągnąć musisz wywalić część rzeczy z szafy. Więc wywalasz, razem z innymi. Cholera, to miał być plan na inny dzień! Wściekła sama na siebie, zabierasz się za segregowanie, układanie, przekładanie, mierzenie. Bo pewnie część z tych rzeczy jest za duża, albo za mała, więc trzeba się jej pozbyć. Niech nie leży bez sensu w szafie.

Kiedy wreszcie uda Ci się ogarnąć szafę, wracasz do zimnej już kawy, spoglądasz na zegarek i nagle okazuje się, że czas jechać po dziecko, a Ty nadal nie masz obiadu, cholera. Trudno, poświęcisz się dzisiaj, zrobisz jego ulubione naleśniki. Później scenariusz jest podobny, jak u mamy na etacie. Z tym, że mama na etacie swoją pracę skończyła już dawno i zostawiła ją w biurze. Twoja jest nadal rozbebeszona i zapowiada się zarwany wieczór. Zamiast więc romantycznego wieczoru we dwoje, z mężem, kiedy młode pójdzie wreszcie spać, Ty w spokoju będziesz mogła poromansować z laptopem.

Jeszcze do niedawna tak wyglądało moje życie. Wszystko robiłam w locie. Biegałam ze ścierą, w międzyczasie dopijając zimną kawę. Skupiałam się na tym, żeby dom jakoś wyglądał, chociaż pięć minut po moim sprzątaniu i tak wyglądał, jakby nikt w nim nie sprzątał od miesiąca. Chodziłam wściekła na chłopaków, że nie odkładają rzeczy na miejsce, że zamiast współpracować i pomóc, w ten sposób dokładają mi roboty.

Każdego dnia wstawałam z grymasem na twarzy, bo o to, zaczynał się kolejny dzień świstaka.  Wszystko w biegu, wszystko między jednym działaniem a drugim, wszystko po za jakimkolwiek planem, który i tak nigdy nie miałby realnej szansy działania. Wszystko gdzieś, jakoś, w nerwach, w stresie, bo czas, bo trzeba, bo muszę,bo…

Bo inni. Bo przecież muszę być perfekcyjną Panią domu, w każdej chwili mogą przyjść goście. Bo przecież lodówka musi być ciągle pełna, a dwudaniowy obiad na stole. Jakby nie można było zjeść czasem na obiad frytek z ketchupem. Ale nie można, bo to takie strasznie niezdrowe. Dzieci nie wolno tuczyć. Trzeba gotować ekstra zdrowo, żeby zgadzał się bilans dietetyczny, glikemiczny i inne pierdoły o których i tak nie masz pojęcia. Młode musi być ubrane pod linijkę, bez jednego zagięcia na kołnierzyku i jednej dziury na kolanie. Przecież wygląd świadczy o człowieku.

I żyjesz tak, dla innych, bo trzeba, bo musisz, bo bez tego zawali się świat. Chodzisz na rzęsach i jedyne o czym marzysz, to, żeby przyłożyć chociaż na chwilę głowę do poduszki. A kiedy znajdzie się taka mała, tyci, tyci chwila, to nie jesteś w stanie zasnąć, bo przecież szkoda czasu, jest tyle rzeczy do zrobienia. Nawet w nocy, kiedy powinnaś spać, Ty planujesz, przeliczasz, analizujesz, zastanawiasz się, żeby było dobrze.

I budzisz się pewnego dnia, spoglądasz na kalendarz, na swoje dziecko, które już jest kilka lat starsze i zastanawiasz się kiedy to zleciało?! Jak to możliwe, że przespałaś kilka lat życia? Co robiłaś, między urodzeniem dziecka, a momentem kiedy poszedł do szkoły, po za tym, że prałaś, sprzątałaś, pracowałaś? Nagle uświadamiasz sobie, że to nie było życie, to była wegetacja. Czas kiedy nie było Ciebie-kobiety. To był czas, kiedy byłaś robotem, zaprogramowanym na robienie podstawowych czynności, które zajmowały Ci cały możliwy czas, zjadały energię i wypalały wewnętrzną Ciebie.

Bywały takie dni, kiedy nie miałam ochoty wstawać z łóżka. Nie dlatego, że zimno, którego nienawidzę. Że ciemno i lubię dłużej pospać. Dlatego, że wiedziałam co znów mnie czeka. Czyli nic. I jedyną rzeczą, jaka utrzymywała mnie, w jako takim funkcjonowaniu, był fakt, że miałam dla kogo żyć. Więc wstawałam z tego wyra, chociaż bardzo tego nie chciałam. Robiłam śniadanie, chociaż wcale nie byłam głodna. Sprzątałam, chociaż tak naprawdę wiedziałam, że to Syzyfowa praca. To się zmieniło już jakiś czas temu.

Dzisiaj wstałam skoro świt, chociaż jakbym się mocno uparła, chłopaki daliby sobie radę beze mnie. Ale chciałam spędzić poranek z młodym, który tak szybko rośnie. Popatrzyłam na jego radość, kiedy zajrzałam do jego łóżka na mój widok. Poczułam jego uścisk na swojej szyi i kiedy usłyszałam, jak bardzo mnie kocha i że jestem najlepszą mamą na świecie, zapomniałam o żalu jaki miałam do samej siebie, o to, że przez ostanie lata byłam TYLKO mamą. Nagle uświadomiłam sobie, że ja nie byłam tylko mamą. Ja byłam AŻ mamą.

Ale przyszedł czas, żeby przypomnieć sobie, że mama to też kobieta. Że może się spełniać nie tylko w domu, że może robić to co kocha, nadal pozostając tą najlepszą mamą na świecie. Że może czytać książki, kiedy sterta prania wala się po łazience. Że zamiast gotować zdrowy, zbilansowany posiłek przez dwie godziny, mogę zagrać z młodym w chińczyka albo PS3, a na obiad zaserwować tosty i świat się nie zwali.

DSC_2521

DSC_2560-700x332 DSC_2562

Wreszcie nauczyłam się odpuszczać. Już nie przejmuję się tym, że coś muszę. Ja nic nie muszę. Ja chcę. Chcę być fajną mamą, o której moje dziecko będzie mówiło z dumą. Do której zawsze chętnie będzie wracał. Której będzie ufał i z którą będzie wiązał fajne wspomnienia. Chcę, żeby mąż który mnie wspiera i cokolwiek bym nie robiła jest ze mnie dumny, był dumny jeszcze bardziej. Chce być szczęśliwa i lubić samą siebie. Bo tylko w ten sposób mogę być lepszym człowiekiem dla innych. Tylko w ten sposób mogę uwierzyć w siebie, i swoje możliwości. Tylko w  ten sposób nie muszę wegetować, a mogę żyć pełną piersią i zapamiętywać każdą chwilę warta zapamiętania. Bo tylko nie tracąc czasu na rzeczy mało ważne, mam czas, żeby w stu procentach oddać się pochłanianiu tego co ważne. Ty też możesz.

Przestań ciągle spoglądać na zegarek. Nic nie stanie się kiedy kurz poleży na półkach dwa dni dłużej, do bałaganu jeszcze nikt nie umarł. Zwolnij, zatrzymaj się. Zastanów się, czy wszystko co dzisiaj sobie zaplanowałaś, faktycznie jest aż tak ważne? Ważniejsze, od czasu spędzonego z rodziną, ale nie ta z doskoku, tylko tak pełną piersią full time? Nie. Wcale nie jest mi łatwo mówić. Bo wiem, ja trudno mi było jeszcze jakiś czas temu. Wiem, też, że można. Tylko trzeba się mocno postać. I odpuścić. Samej sobie. Żyj! Jest później niż się wydaje, a nikt czasu nie cofnie…

Jeżeli spodobał Ci się ten wpis, będzie mi bardzo miło, jeżeli go udostępnisz. Możesz też polubić ten post, albo zostawić komentarz. Dla Ciebie to chwila, a dla mnie będzie to mały dowód docenienia mojej pracy ;)