Gdyby moja kreatywność, była na takim poziomie jak jest dzisiaj, jakieś pięć lat temu, zaoszczędziłabym kupę kasy. I nie tylko dlatego, że wiele ładnych rzeczy potrafiłabym zrobić sama.
Kiedy Młody miał jakieś dwa trzy latka, całe godziny tygodniowo spędzaliśmy na kąpielach w łazience. Zazwyczaj odbywało się to tak, że on chlapał się w najlepsze, a ja warowałam obok w wannie. Teoretycznie mogliśmy kąpać się razem, praktycznie ja lubię kąpiele we wrzątku, więc było to raczej niemożliwe. Nie raz, nie dwa, zostawiałam go na dwie sekundy samego w łazience, tylko po to żeby wyskoczyć po dzwoniący w pokoju telefon, czy tablet czy coś do picia dla Młodego.
Kiedy wracałam dziecko bawiło się w najlepsze, a ja warowałam dalej. Dopiero kiedy spuszczałam wodę, okazywało się, jaki numer wywinął mi tym razem, kiedy wyskoczyłam na “dwie sekundy” spuszczając go z oczu. Pamiętam dzień w którym miałam kiepskie samopoczucie. Dół totalny. Żeby poprawić sobie humor, przy okazji zakupów wstąpiłam do drogerii po płyn i olejki do kąpieli. Chciałam umilić sobie wieczór. Tego dnia zaszalałam, i wzięłam jakiś droższy specyfik, już nawet nie pamiętam co to było i ile kosztowało. Pamiętam natomiast doskonale jak zabolała mnie kieszeń, kiedy wyciągając dziecko z wanny, zorientowałam się, że mój cały, nieużywany jeszcze olejek został spuszczony z kąpielą dziecka…
Kto ma dziecko ten wie ile litrów mydła w płynie, żeli do kąpieli, szamponów, balsamów do włosów i płynów zostało wylanych przez dzieciaki podczas zabawy w wannie, bo -mamusiu ja chciałem sobie zrobić jeszcze więcej pianki! Jasne, że kiedy zorientowałam się, że zostawianie płynów do mycia w okolicy wanny nie bardzo mi się opłaca, zaczęłam je chować z dala zasięgu dziecka. Ale wiadomo, kilka razy mi się zapomniało. Zresztą, Młody w tym roku kończy siedem lat, a moje żele pod prysznic i płyny do robienia piany nadal znikają w niewyjaśnionych okolicznościach.
No i przyznam szczerze, że w ogóle używanie żelu do kąpieli jest jakoś średnio opłacalne. Dobry żel, kosztuje kilka razy tyle co kostka mydła. Mydło wystarczy na około miesiąca, żel pod prysznic na góra dwa tygodnie. A w moim przypadku, kiedy zwykłe mydło wysusza dramatycznie skórę, innej opcji nie ma. Dlatego wpadłam na genialny pomysł! I cały czas zastanawiam się dlaczego tak późno?!
Stworzyłam galaretki, albo jak kto woli żelki do mycia. Ich zrobienie zajmuje kilka chwil a składniki są tylko dwa.
Żelki-galaretki do mycia DIY
- 200 ml gęstego żelu pod prysznic (użyłam Palmolive)
- 2 łyżki stołowe żelatyny spożywczej
- odrobina wody
- sylikonowe foremki do lodu albo pralinek
Żelatynę rozpuściłam w gorącej wodzie. Wody użyłam tylko tyle, żeby żelatyna dała się wymieszać i rozpuścić. Od razu wlałam żel do mycia. Przelałam do sylikonowej formy. Po stężeniu żelek, przełożyłam do szczelnego słoja. Im gęstszy płyn, tym lepsza konsystencja naszych żelek.
To chyba najprostsze DIY świata!
Jedna taka żelka, wystarcza na umycie całego ciała, więc zdecydowanie ogranicza zużycie żelu. Twoje dziecko już nie będzie miało możliwości rozlewania płynów kąpielowych, a zabawa z taką żelką może okazać się dla niego przyjemniejsza ;)
Co więcej takie żelki, w pięknym słoju, to świetny prezent dla przyjaciółki! Dasz wiarę, że słoik to pozostałość po świecy zapachowej? Dlatego nigdy ich nie wyrzucam.
Zamiast żelu pod prysznic, możesz użyć płynu do kąpieli. Ten trik może sprawdzić się też podczas podróży. Szampon, mydło w płynie w postaci żelek, na pewno nie zabrudzi Ci bagażu, kiedy przez przypadek zostanie uszkodzone plastikowe opakowanie, do których najczęściej są rozlewane.
Jak Ci się podoba moje DIY? ;)