Kiedy urodził się mój syn, zewsząd dochodziły do mnie ostrzeżenia. Wszystkie doświadczone, i jak zawsze, te niedoświadczone mamy również, podsyłały dobre rady i przestrzegały mnie przed popełnieniem życiowego błędu wychowawczego. Żebym nie uzależniła swojego dziecka!
Ja jak to ja. Pierworódka z wiedzą o wychowaniu dziecka na poziomie ameby. Wiedziałam tyle ile przeczytałam w dziesiątkach klasycznych poradnikach, ile zaserwowały mnie mądre programy telewizyjne i moje bardziej doświadczone koleżanki. Czyli umówmy się-niewiele. Moje matczyne serce i intuicja swoje, wszyscy mądrzejsi ludzie świata swoje.
Nie noś bo przyzwyczaisz!
Znaczyło to ni mniej ni więcej, jak rzuć dziecko do łóżeczka niech leży i drze pyszczątko w niebogłosy aż się wypłacze. Wypłacze, popłacze i mu przejdzie. Jak będziesz nosić, nauczysz i wtedy dopiero zacznie się gehenna. Nic bez dziecka nie zrobisz, do ręki sobie przywiążesz, i wszystko, ale to absolutnie wszystko będziesz musiała robić w towarzystwie dziecka. Czyli, wypisz, wymaluj klasyczny obraz matki polki.
Nie śpij z dzieckiem!
Naturalnie że niemowlęciem, dzieckiem małym. Bo nauczysz, ciężko będzie oduczyć. A bo to przecież nienormalne żeby z dzieckiem spać. Więź jakąś tworzyć, uczucia pielęgnować. A jak śpisz z dzieckiem, żeby karmić i czasem w nocy nie wstawać, dochodzi oznaka i szczyt lenistwa. A fe!
Nie baw się z dzieckiem!
Niech uczy się samodzielności. Niech wie, że powinno zajmować się samo sobą. Nauczysz że może się z Tobą bawić, a później Ci będzie głowę zajmować.
Nie przytulaj za dużo!
Im więcej, tym bardziej uzależniasz od siebie dziecko. A przecież to niedopuszczalne. dziecko należy uczyć samodzielności. Dziecko powinno mieć umiar i dystans. Im więcej przytulania, tym bardziej uzależnione od Ciebie dziecko.
Ja wcale nie żartuję. Takie rewelacje udało mi się usłyszeć, kiedy mój syn był mały. Łapałam się za głowę, włosy mi dęba stawały i zastanawiałam się skąd takie teorie się biorą. Po jakimś czasie dotarło do mnie, że powodem mogą być po prostu pozostałości sposobów wychowywania z czasów naszych babć. Bo wyobraźcie sobie jak wtedy wyglądał dzień.
Wstawało się ciemną nocą, żeby obrobić inwentarz. Trzeba było nakarmić bydło, wybrać gnój. Ledwo się człowiek ze zwierzyną uwinął, coś wrzucił szybko na ząb a czekało pole i ogród. Do dzisiaj pamiętam wakacje na wsi. Nie było że boli. Mama pomagała babci, my później, kiedy byliśmy starsi również. Ale dopóki byliśmy mali, siedzieliśmy w polu, bawiliśmy się obok w sadzie, ale na grządkach. Strugaliśmy zwierzątka z patyków, pletliśmy wianki i wymyślaliśmy milion zabaw, które miały jeden cel-zająć nas, żeby mama z babcią mogły spokojnie pracować. Praca w polu była codziennością i obowiązkiem. Nie można było sobie zrobić dnia wolnego, bo kto ma ogród, wie, jak potrafi zarosnąć w jeden dzień, kiedy na przykład popada deszcz. Dobrą pogodę wykorzystuje się na wsi zawsze do pracy.
To dlatego kiedyś starsze dzieci uczyło się pracy, pomagania. A te młodsze, od małego uczone były samodzielności. Nie uzależniało się dzieci od siebie. Dziecko nie potrzebowało tak czułości, matczynej obecności, jak uczymy nasze dzieci dzisiaj. Kiedyś kobieta nie mogła wziąć urlopu macierzyńskiego od pracy i zajmować się pociechą, do czasu, kiedy poczuje, że już czas na stopniowe małe rozłąki. Kiedyś kobieta dziecko brała w pole, rzucała w stóg siana, a sama pracowała przerzucając słomę, cy pieląc grządki.
To wszystko tłumaczyłoby te teorie o tym co należy robić, żeby dziecka od siebie nie uzależnić. Dzisiaj nazywamy to zimnym chowem. Nie nosić, nie spać z dzieckiem, nie bujać, nie kangurować, nie tulić. Jak najmniejsza ilość czułości, brak więzi. I o ile byłabym w stanie zrozumieć takie wychowanie, gdyby jeszcze ktoś musiał w polu pracować. O tyle zupełnie nie rozumiem popierania takiej teorii w dzisiejszym klasycznym domu.
To dlatego właśnie popełniłam jeden z najgorszych, kardynalnych, według niektórych, rodzicielskich błędów. Uzależniłam dziecko. Od siebie. Od miłości. Od czułości. Od przytulania. Nie wiem jak mogłam do tego dopuścić, ale stało się. Nie mogłam się oprzeć kiedy te małe różowe rączki mnie wołały. Nie mogłam się oprzeć, kiedy te piękne ciemne oczęta pragnęły mojego przytulania i czułości. Nie potrafiła położyć się spać wtulając bezpiecznie w ramiona męża, kiedy moje dziecko spało samo jak palec w łóżeczku na końcu pokoju. Niestety popełniłam ten błąd i ponoszę tego konsekwencje do dzisiaj.
Każdego wieczora, przed snem muszę przyjść do pokoju syna i utulić go na dobranoc. Muszę przytulic, dać buziaka, milion razy potwierdzić że Kocham. Kiedy oglądamy jakiś film, moje dziecko wisi na mnie, domagając się czułości. Kiedy odprowadzam go do szkoły również. Kiedy mój mąż wyjeżdża na dłużej, nie mogę wyspać się w spokoju, bo mój syn zaraz zajmuje miejsce obok. Nie ma dnia, żebyśmy się nie przytulali. Nie ma dnia bez miłości i czułości. Nawet kiedy ja nie mam czasu, bo mam zwyczajnie dużo pracy, on się tego domaga.
I wiecie co? To jest najpiękniejsze uzależnienie świata! Za nic w świecie nie chciałabym tego zmienić. Nigdy w życiu, nikt nie zmusiłby mnie do zimnego chowu. To jest nasz czas. To są nasze rytuały, nasze wspomnienia i więź której nigdy nikt nam nie zabierze!
Dlatego, jeżeli nie chcesz popełnić mojego błędu, nie uzależniaj dziecka od siebie. To grozi wielką miłością. A przecież to takie niebezpieczne ;)