Uwielbiam pączki. Gdyby nie ilość pochłanianych kalorii, pochłaniałabym po kilka sztuk dziennie. Najlepsze robiła moja babcia, ale jej przepis ma pewną wadę. Ciasto drożdżowe wyrabia się baaaardzo długo. A wiadomo, my matki, lubimy ekspresowe przepisy. Dlatego dzisiaj przedstawiam Wam szybkie pączki.
Te pączki mojej babci mają typową staropolską recepturę. Dobre drożdże, ciasto wyrabiane koło godziny, najlepiej półtorej, żeby dobrze je napowietrzyć i wyrobić sobie biceps, wiadomo. Trening i obowiązki domowe w jednym. Dawniej to był standard, dzisiejsze matki dopiero to połączenie odkrywają. TE pączki babcia robiła niemalże cały dzień. Wyczekiwaliśmy pod kuchnią, jak przed pierwszą gwiazdką, kiedy będą, czy to już. A one musiały swoją recepturę wypracować. Smażone na smalcu. Koniecznie! Dzisiaj na samą myśl, trochę mnie wzdryga, ale wtedy mi to nie przeszkadzało. Wcinaliśmy aż nam się uszy trzęsły. Zawsze z różanym nadzieniem. Zawsze jeszcze ciepłe wynosiliśmy na podwórko i dzieliliśmy się z kolegami, bo babcia, a później mama, zawsze robiły pączków dużo.
Tę pączki miały tak genialną recepturę, że były pyszne nawet na drugi, trzeci dzień. Nie to co te sklepowe gnieciuchy robione masowo. Raz nawet pokusiłam się, żeby samej zrobić babciny przepis. Przyznaję, wyszły cudnie puszyste i pyszne. I pewnie jeszcze za jakiś czas odtworzę ten przepis, chociażby po to, żeby został dla potomności. Ale jeżeli ktoś już dzisiaj stoi po ten przepis w kolejce, musi przygotować się na dwie rzeczy. Po pierwsze cały dzień w kuchni. Po drugie zakwasy w bickach od wyrabiania ciasta ;)
Ale. Jak widać na zdjęciu niżej, jestem typowym miłośnikiem pączusiów. Wczoraj jeszcze umierałam na grypsko, dzisiaj syn wybłagał na mnie pączki, a moja miłość do nich na samo słowo “pączek” postawiła mnie na nogi. Bo wiadomo-są rzeczy ważne, ważniejsze, grypa i są PĄCZKI. Wstałam, zrobiłam, a później z miłością pochłaniałam. I tutaj ujawnia się sekret TYCH pączków. Bo grypa to jednak bardzo osłabiające paskudztwo, sił więc nie miałam za wiele na dzisiejsze wojowanie w kuchni. A jednak się udało, bo TE pączki robi się w pięć minut. Ciasto mieszasz za jednym mrugnięciem oka, później kilka minut smażenia i gotowe!
Jak smakują? Jak pączki! Chociaż są nieco bardziej chrupiące z zewnątrz. No i niestety mają jeden mankament. Na drugi dzień nie są już tak rewelacyjne. Ale to nie do końca jest mankament, bo są tak dobre, że znikają z talerza zaraz po upieczeniu ;) Ledwo wyciągam porcję, a Młody, już jak ten sęp stoi i pochłania. Co jest oznaką najwyższego uznania moich kulinarnych wyczynów.
Paczki wychodzą wielkości mandarynki w ilości sztuk około 25. Myślę, że to w sam raz, ponieważ są dość sycące, ale zdaję sobie sprawę, że każdy ma swoją miarę “w sam raz” ;)
Jeśli chodzi o nadzienie, to ja używam różanej marmolady od lat. Innej do pączków nie preferuję, ale Wy możecie użyć dowolnego smaku, bądź dżemu czy konfitury. Nadziewanie jest dziecinne proste. Nacinamy przestudzone nieco pączki. Po prostu robimy małą dziurkę, ale dość głęboko. Ja nadziewam pączki strzykawką do podawania dzieciom leków. Ma pojemność idealną na jednego pączka i otwór który z łatwością zasysa marmoladę .Taki matczyny trik ;)
SZYBKIE PĄCZKI:
- 300g serka homogenizowanego( ja użyłam Danio waniliowego)
- 2 szklanki mąki pszennej
- 1/2 szklanki cukru pudru
- 1 łyżeczka cukru waniliowego
- 1,5 łyżeczki proszku do pieczenia
- 3 jajka
Wszystkie składniki wymieszać razem w misce(mówiłam że będzie szybko ;).
W rondelku rozgrzać olej. Musi być go dość sporo, żeby pączki smażyły się na głębokim tłuszczu. Olej musi mieć wysoką temperaturę, ale nie za wysoką, ponieważ pączki szybko będą się przypiekać z zewnątrz, a w środku pozostaną surowe. Musicie po prostu wyczuć, kiedy będzie w sam raz. Lepiej, żeby była odrobinę niższa(dopóki skwierczą pączki), niż za wysoka.
Masa jest dość gęsta, ale na tyle rzadka, że ręcznie nie można formować kulek. Dlatego wcześniej zamoczoną (w rozgrzanym) oleju łyżką, nakładamy ciasto na rozgrzany tłuszcz. Będą wychodzić Wam dziwne kleksy z ciasta, ale nie przejmujcie się. Ciasto będzie rosnąć i samo formować się w miarę kształtne kule. Smażyłam swoje pączki na złoto ok 8-10 minut, co chwile przewracając.
Po usmażeniu wyciągamy na ręcznik papierowy, nadziewamy (bądź nie) ulubionym nadzieniem, obsypujemy cukrem pudrem i zajadamy aż miło!