Kiedy na świecie pojawia się dziecko, w głowie ojca i matki pojawia się szaleństwo. Na punkcie tego małego różowego, sweetaśnego bobasa. Miłość zalewa Was wszechogarniająca i świata po za nim nie widzicie. Obiecujecie sobie, że dacie mu wszystko najlepsze co sami mieliście, oraz to czego mieć nie mogliście. Z odpowiednim wychowaniem włącznie.

lblog87687

Każdy z nas, zakładając swoją rodzinę zakłada też sobie pewne ramy -w jaki sposób ta rodzina ma wyglądać. Zazwyczaj wzorcem jest nasz rodzinny dom. Analizujemy, przerabiamy na swoje, mnożymy plusy i minusy, wady i zalety, i w najlepszym wypadku wyciągamy wnioski- tworząc w ten sposób wzór, idealnej według nas rodziny. Rodziny którą sami chcemy stworzyć.

O ile, dopóki jesteśmy sami, ja i mój partner, o tyle jest nam bardzo łatwo wbijać się w ten urojony w naszej głowie idealny scenariusz na życie . Jasne że wtedy tego nie doceniamy. Bo jak wychować faceta? To samiec jest. Rzadko który deskę opuszcza, skarpetki swoje z podłogi zbiera, wynosi śmieci bez proszenia, czy myśli o tym żeby w lodówce było coś na obiad. Jednak mimo wszytsko jesteście sami. Nikt Wam pierdyliarda zabawek, całymi dniami nie rozpieprza po chałupie. Nikt po ścianach nie pacia. Nikt nie woła o napełnienie brzuszka czymkolwiek, byleby mama sobie na chwilę nie usiadła .Nikt. Macie siebie, i mimo że doceniacie ten fakt, to fakt względnego spokoju i porządku w domu- docenicie kiedy pojawi się w nim on, ona, ono…

No i pojawia się dnia któregoś, pięknego. U mnie to była noc, burza, lało jak cholera. Na porodówce nawet się ucieszyłam. Łudziłam się, że między grzmotami nie będzie tak słychać moich krzyków. I słusznie się łudziłam. Nie krzyczałam ani przez sekundę- co wprawiło mnie w konsternację. Przecież wszystkie moje koleżanki krzyczały! Ja jednak wybrałam opcję zamknięcia się w sobie. Tak się zamknęłam, tak się skupiłam że…popękały mi naczynka na twarzy. Żeby było weselej, zobaczyłam to dopiero po dwóch dniach. Rozwiązało to zagadkę- dlaczego cały oddział przygląda mi się z wielkim zdziwieniem. Wyglądałam jakby mi ktoś całą facjate porządnie poobijał.

Trochę mnie pielęgniarki w szpitalu wyrolowały, kiedy wjechały na salę z cudnym chłopcem, z bujna czarną czupryną. Było na sali nas dwie. Ja urodziłam w nocy, koleżanka niedoli nad ranem. Było dla mnie jasne, że wjeżdżają z moim dzieckiem. Do tego, tak wyobraziłam sobie młodego! Miał być piękny od pierwszej sekundy. Nie był. Czarnowłosy chłopiec, okazał się nie moim dzieckiem. Kiedy zobaczyłam za jakiś czas swojego syna byłam…zdziwiona. W młodym nie zakochaliśmy się od razu. Brzydki był jak noc listopadowa. Na swój sposób urocza poczwarka. Do tego jajogłowy. No szok, mówię Wam. Moje marzenia prysły. I już tamtego dnia wiedziałam. Wiedziałam że moje marzenia i ramy szlag trafił.

Bo to co ja sobie zakładam to jedno. Jedno, dopóki dotyczy to, tylko i wyłącznie mnie. Dopóki sama jestem odpowiedzialna za realizacje założonych celów. Tak jaka obecnie półmaraton. tylko ode mnie zależy czy i jak się przygotuję. Jeśli odpuszczę o dotarciu na metę mogę zapomnieć. Na co dzień jednak, nasza rodzina składa się z trzech osób i psa. Każde o innym, chociaż podobnych charakterze. Każde  z nas uparte jak osioł, stanowcze jak diabli i inteligentne  jako cholera. Do tego każde z nas pełni w  domu rolę przywódcy. Nie mamy głowy rodziny. U nas panuje spontaniczny chaos. Nic nie dzieje się jak w wymyślonym kiedyś scenariuszu , nic nie ma swojego stałego miejsca.

Młody nie chodzi spać zaraz po dobranocce. Raz śpi w swoim łóżku, raz z nami. Kompletnie się nie słucha, wykazując cechy typa buntowniczego na każdym kroku. Jada parówki, przegryzając smażoną kiełbasą. A słodyczy mogę mu zabronić. Jeśli są w domu, razem z Szalonym je wywęszą i pochłoną każdą ilość. Mogę zakazać ściągnięcia na tableta kolejnej gierki. Wejdzie w konszachty z ojcem i po za moimi plecami sobie ściągnie.

Na nic kary, groźby i proszenia. W stosunku do żadnego z moich chłopaków. Mogę se pogadać. Oni twierdzą, że przecież lubie gadać, to przynajmniej mi pretekst do tego stwarzają. Młody jest cholernie inteligentnym stworzeniem i wykorzystuje swój mózg w 200%. Wie i czuje, że jeżeli ja staje okoniem i na coś nie pozwalam, to może liczyć na uległość Szalonego. Ale bądźmy szczerzy. Mi też Szalony ulega. No taki czuły mientki z niego chłopak.

W naszym domu, już dawno scenariusz spaliliśmy w piecu.Bo wiemy że plany swoje, a życie i tak pokaże nam swoje. Po co więc się spinać? Nie mamy żadnych zasad, po za tą, że kiedy mam PMSa muszę mieć truskawkową czekoladę Wedla. Nie ma współpracy w wychowaniu. Jest spontan,improwizacja i wychowywanie na czuja. Nie wiem czy dobrze to, czy źle. Przyjdzie mi to ocenić za kilkanaście przynajmniej lat. Dzisiaj cieszymy się sobą. I patrząc z boku na ten wyścig szczurów, na te zawody kto lepszy, piękniejszy i mądrzejszy, cieszę się że możemy być sobą.Bez udawania i dążenie do ideałów których nie ma. Totalnie chaotyczni, spontaniczni ale piekielnie szczęśliwi.