Nienawidzę kiedy ktokolwiek, kiedykolwiek wpieprza się w moje życie z buciorami, do tego nieproszony! Pewnie większość z Was tak ma, jednak ja jestem wybitnie uczulona. Złote rady, wygłaszane do mnie w najlepszych chęciach,działają na mnie jak płachta na byka…
Taką mamy mentalność, wszystko wiemy najlepiej. I zawsze najlepiej chcemy doradzać. W dobrej mierze. W każdej dziedzinie życia, spotykam się z taką dobrą wiarą. Albo guzik się ktoś zna i wygłasza swoje mądrości, albo ma inne podejście do życia, i próbuje mi wciskać jakieś brednie, które mają mi wyjść na dobre. Po kiego grzyba się pytam?!
Dlaczego do ludzi nie dociera, i nigdy nie dotrze, że jeśli nie ochrzciłam dziecka, to mam ku temu jakieś konkretne powody i na pewno przeanalizowałam sytuację co by było gdyby, co będzie, wszelkie za i przeciw. Sto sześćdziesiąty raz nie mam ochoty tematu przerabiać, by usłyszeć coś, co mnie jedynie wyprowadzi z równowagi, a nic nowego nie wniesie. A na bank, nie sprawi że dana osoba ugra coś dla siebie(jest,ochrzcili to dziecko, pójdzie do aniołków!).
Kiedy mówię, że nie będę czegoś jadła, bo jestem na diecie, to znaczy, że nie włożę nic do ust i ni cholery nie mam ochoty wysłuchiwać, że powinnam jednak coś zjeść. Że od kawałeczka ciasteczka nie przytyję, a po kolejnej dokładce na pewno dłużej nie będę chudła. Że z kości na ości nie ma co się odchudzać, i że to przecież na bank niezdrowe jest takie odchudzanie!
A idąc tym tropem, nienawidzę wymówek typu :
- po trzydziestce zwalnia metabolizm i już się tak nie chudnie
- po czterdziestce to się już tylko tyje
- po zumbie rosną łydki i dupa(wow! poważnie? ale że w tłuszcz pewnie obrastają? :D)
- bieganie jest nudne(hahaha :D)
- jazda rowerem męczy( hahahahahaha :D)
- …….(tu sobie same dodajcie znane Wam wymówki;)
Znam ja tych wymówek tysiące. Moja wymówka na dzisiaj, to zimno jak cholera, i nie ma szans, nie pójdę dzisiaj biegać. Nie znoszę zimna i już ! Ale wracając do tematu.
Nienawidzę rad dotyczących mojego domu. To sobie powinnaś najpierw zrobić, później to i tamto. A w ogóle to to zrób tak, bo ja tak mam i jest dobrze. A kuźwa może mi się tak nie podoba? A może, dla mnie jest to niepraktyczne, zbędne i kompletnie bez sensu?
Wpieprzanie się w wychowywanie dzieci, w pieniądze, w urządzanie domu, kupno samochodu, w kredyty, wybieranie wycieczki, doradzanie kolorów….
Ludzie nie zdają sobie sprawy, że każdy z nas ma inne upodobania, inne możliwości finansowe, lubi inne kolory, ma inne hobby, wierzy, albo nie wierzy(tego ludzie nie potrafią zrozumieć-jak można nie wierzyć?!) Ty wolisz góry,ja kocham morze, Ty nie lubisz się bzykać, a ja uwielbiam, Ciebie kuje w oczy moja czerwona łazienka a mi się podoba.
Mi też nie podoba się w życiu wiele rzeczy. Mam w wielu tematach inne zdanie. Jednak kiedy wiem, że znacznie różni się od zdania mojego rozmówcy, gryzę się w język, bo wiem że moja wypowiedź i tak niczego nie zmieni.
Gdybym niejednego z Was, na siłę starała się przeciągnąć na stronę niewierzącą, coś by to dało? Czy jestem w stanie przekonać Was że Boga nie ma? Czy w jakikolwiek sposób jestem Was w stanie przekonać że bieganie jest fajne( i wcale nie nudne), a bycie kurą domową na pełen etat mimo swoich minusów, może przynosić spełnienie?
Pewnie w niektórych kwestiach możecie mnie zrozumieć,postarać się być tolerancyjnymi, jednak na chiny ludowe, nie stanęlibyście w mojej sytuacji. I ja to rozumiem.
Jest w nas zazdrość, zawiść, chęć udowadniania swojej racji za wszelką cenę. Tylko do czego to prowadzi? Po co wpieprzać się innym ludziom do ich życia,marnować swój czas i cudzą energię, zamiast zająć się swoim i być po prostu szczęśliwym po swojemu.
Nie uszczęśliwiaj na siłę, nikt tego nie doceni! I nie żebym się przejmowała. Już dawno nauczyłam się zobojętnienia. Moje uszy, cedzą jak sito, zatrzymując tylko to, co dla mnie cenne.
zdjęcie-pixabay.com