Że mam chłopa co to zrobi wszystko, większość z Was już wie. Wszystko, dosłownie wszystko, od budowy chałupy, przez składanie samochodu od postaw, robienie mebli, przez pieczenie ciast, malowanie mi paznokci i…farbowanie włosów. Nie Święci garnki lepią.

Nie Święci garnki lepią

Niedawno na Fejbsuniu pokazywałam Wam jaki kolor mi machną Szalony na kudłach. Od jakiegoś czasu marzyło mi się zejście z czarnych- które nomen omen od początku były farbowane ciemnym brązem. Odrost miałam już duży, pasowało coś z tym zrobić. Wylądowaliśmy więc w Rossmanie. Raz spękałam, przyznaję. Szalony zażyczył sobie krwistą czerwień. Zwiałam ze sklepu bez farby.

Wróciłam jak oswoiłam wroga. No ścięłam te włosy trochę stawiając Szalonego przed faktem, więc niech mu już ta czerwień będzie. W zasadzie nie bałam się samego koloru, a tego co się musiało stać, żeby taki kolor osiągnąć. Dekoloryzacja. Rozjaśnianie inaczej. No trza włos znów niszczyć, wysuszać, a ścięłam po to żeby się zniszczonych pozbyć…

Szalony wziął zestaw farb kilku.

Miał szczęście że padałam na pysk, było mi wszystko jedno i miałam doła bo nie wypaliły mi zakupy. Zabrał się do pracy jeszcze tego samego wieczora, cobym do rana zdania nie zmieniła. Miałam nie patrzeć na to co robi, ale musiałam spłukiwać farbę. Więc po rozjaśnieniu doznałam olśnienia, że tam gdzie rozjaśniło mnie na żółto(nie pytajcie…) po nałożeniu czerwieni, na głowie będę miała soczystą marchewkę. Zarządziłam więc nałożenie karmelu z nugatem. Wyszło trochę za jasno, pociągnęliśmy więc raz jeszcze tym samym kolorem i jest nawet okej. chociaż będę dążyła do fajnego bordo. Ale to już jak dorwę naturalną CHNE ;)

Co na temat zmiany sądzą inni? A no kurde wszystkim się podoba. Ja też pomału się przyzwyczajam. W końcu od 3 lat byłam czarna. Jest to spora odmiana.  Czuję się inaczej, inni też inaczej mnie postrzegają. Kiedy w weekend szłam na uczelnie, wiedziałam że włosy będą komentowane. Po pierwsze zmiana jest widoczna, pod drugie część dziewczyn z uczelni jest czytelniczkami bloga. Niestety Szalony też o tym wiedział…

Wiedział też, że jest pozytywnie, więc wprost nie mógł się doczekać, kiedy doniosę mu peany pochwalne od dziewczyn, na temat tego jakiego mam zajebistego męża. Narcyzm do kwadratu.

Całą sobotę na uczelni, wysłuchiwałam więc, jak to mi lepiej, jak to mi dobrze, jak Szalony jest zajebisty, że wszystko zrobi, że fajnie mam, i że…odmłodniałam. No to, to dodało mi plus sto do babskiego ego ;) Cały dzień kombinowałam więc, jak tu streścić Szalonemu reakcje dziewczyn tak, żeby się nie puszył jak paw. Mogłam przemilczeć, ale to by nie przeszło. Mogłam skłamać, że się nie podobało, ale wtedy mogłam pożegnać się z domowym farbowaniem. Postawiłam więc na prawdę, ale w okrojonej- bardzo suchej wersji.

-No i jak Kochanie, podobały się włosy?( nie odpuściłby okazji żeby zapytać)

-Podobały się.

-No ale, że lepiej? Że dobrze zafarbowane, czy co?

-No…(tu musiałam się chwilę zastanowić co powiedzieć)

-No że fajnie, że…młodziej, że odmłodniałam, teraz to już muszę dowód przy obie zacząć nosić, i w ogóle że mam zajebistego męża, że im żaden chłop by włosów nie farbował…(cała ja, po doładowaniu swojego ego, zapomniałam o strategi i popłynęłam w paplaninie)

-Ha! Widzisz jakiego masz zajebistego męża. Nie Święci garnki lepią!

ja

Tiaa….Musze żyć w cieniu idealnego narcyza…. Potrzebuję psychoterapeuty….