Nie jestem mamą idealną. Człowiekiem też nie. Mam wiele wad, które przeszkadzają mi życiu codziennym. Które przeszkadzają mi, w byciu mamą zwyczajnie fajną. Każdego dnia jednak, uczę się jak pokonywać własne słabości. To mój syn mnie tego uczy.

lblog87687

Kiedy na świat przyszedł młody, obiecałam sobie, że nigdy nie popełnię błędów, które popełniali moi rodzice. A raczej, tych, które ja uważałam za błędy. To wydawało mi się być takie proste! Nie krzyczeć, nie bić, nie używać przemocy psychicznej. Przecież to nie mogło być trudne?

Wiemy jednak, jak bardzo życie potrafi weryfikować nasze plany. Młody urodził się uroczym dzieckiem. Do dzisiaj potrafi zaczarować mnie swoim uśmiechem, czułością i inteligencją. A ma dopiero cztery i pół roku. Ma jednak swoje cechy charakteru, których czasem nie jestem w stanie ogarnąć. Które sprawiają, że wychodzę  z siebie i staje obok. Jest uparty jak osioł. Nie znam nikogo tak upartego jak on. Gdyby za wytrwałość w obstawaniu przy swoim i dążeniu do celu, dawali Nobla, moje dziecko na bank by go dostało! Ta cecha jest zarówno wadą jak i zaletą.

Wiem że kiedyś, będzie uparcie dążył do wyznaczonego sobie celu. Łatwiej będzie mu osiągnąć sukces. Wiem, że nie będzie poddawał się przy pierwszej porażce, nie będzie się zniechęcał, jak często robię to ja. Tej cechy, bardzo mojemu dziecku zazdroszczę.  Jednak są chwile, kiedy ta cecha, z prędkością światła zmienia się w wadę. I wtedy wychodzą ze mnie, skrywane od lat lęki.

Kiedy mój syn, po raz setny, próbuje postawić na swoim, kiedy po raz dwudziesty krzyczy że on butów sam  nie założy(chociaż potrafi), bo nie. Kiedy na stole stoi słoi z dżemem, naleśnik i łyżka, a on po raz trzydziesty ósmy żąda, że to ja mam mu posmarować tego naleśnika, bo tak. Kiedy podczas choroby nie chce wypić syropu, chociaż ten jest słodki jak miód, i jeszcze kilka dni temu chciał go pić. Wtedy właśnie moja cierpliwość i dążenie do konsekwencji pękają. Wtedy właśnie staje się kimś, kimś nigdy nie chciałam być. Puszczają mi nerwy i podnoszę głos…

To jedyny mój argument, na który syn reaguje. Tak jakby ocknął się z narkotycznego snu.  Nagle chce współpracować. Nagle buty ubiera sam, nagle naleśnik jest posmarowany i syrop smakuje wyśmienicie. Nagle zaczynamy rozmawiać. Oboje. Przepraszamy się. Przytulamy, a moje dziecko patrzy mi w oczy i mówi:

-Przepraszam Cię mamusiu, że jestem taki uparty, to jest silniejsze ode mnie. To tak jakby ktoś inny kazał mi tak robić. Obiecuje że postaram się nad sobą pracować, ale Ty obiecaj że postarasz się na mnie nie krzyczeć. Bo wtedy i ja mam ochotę krzyczeć na Ciebie.

I wtedy patrzę na niego i widzę siebie z przed kilkudziesięciu lat. Nie miałam odwagi prowadzić takiego dialogu, jednak doskonale pamiętam co czułam. Wiem, że moje dziecko może czuć się bezpieczniej. Jednak mimo wszystko, nie chcę żeby doświadczał tego uczucia.

Patrzę na syna i myślę sobie, że to bardzo mądry mały człowiek jest. Każdego dnia uczy mnie czegoś nowego. Daje mocną życiową lekcję. Na szczęście, oboje potrafimy wyciągać z tych lekcji wnioski i każdy nasz kolejny, wspólny dzień jest mądrzejszy i piękniejszy.

Jeżeli spodobał Ci się ten wpis, będzie mi bardzo miło, jeżeli go udostępnisz. Możesz też polubić ten post, albo zostawić komentarz. Dla Ciebie to chwila, a dla mnie będzie to mały dowód docenienia mojej pracy ;)