Bo to jest tak. On i Ona. Spotykają się przypadkowo, ich spojrzenia się spotykają, jest wielkie boom! Zakochują się w sobie, spotykają się  przez jakiś czas. Później jest ślub i wesele na dwieście osób do białego rana. Miodowy miesiąc na Seszelach i własne M. Na sam koniec rodzi się takie małe, łyse, różowe pulchne i słodkie i żyli długo i szczęśliwie…Bang! Tak sobie to każda z nas wyobraża,  a rzeczywistość jednak wali nas po oczach obuchem.

12961504_1032454783489984_6656099264498083236_n

Jak mi ktoś powie, że nie miał nigdy wyobrażenia o swojej przyszłości, i że to wyobrażenie nie było idealnie to nie uwierzę. Bo w życiu chodzi przecież o to, żeby dążyć do tego, żeby było nam dobrze, a nawet lepiej niż dobrze. Ma być zdrowie, ma być miłość, pełnia szczęścia. Ma być bezpieczny dom, i wcale nie musi być z ogródkiem. Bo jak jest rodzina szczęśliwa to się w jednym łóżku wyśpi, jak jest złość i nienawiść to i w złotym pałacu się pozabijają.

No i te dzieci takie ładne, słodkie i kochane. I miłość od pierwszego wejrzenia. I wszystko się układa. Karmisz piersią, przesypiasz całe noce, a nawet jeśli nie , to takie naturale, że i tak ogarniasz. Że dom czysty i ciastem jeszcze ciepłym pachnący. Że te dzieci takie wiecznie czyste i wesołe. Że pranie samo się składa a za szafą nie walają się koty utkane z kurzu. No nie mówcie mi, że w Waszych wyobrażeniach na temat rodziny, nie było idealnych domów i rodzin? Że generalnie problemów nie było i że tylko miłość, szczęście i różowe nosorożce.

Było. W Wyobraźni było. Bo tam wszystko jest oderwane od rzeczywistość. Bo skąd masz kurna wiedzieć, jak jest w realu, kiedy nigdy tego nie przeżyłaś. No dobra, każdy z nas miał jakiś dom i jakąś rodzinę, ale wiadomo, że każdy też swoja rodzinę wyobraża sobie zupełnie inaczej. Zresztą inaczej patrzysz na życie z perspektywy dziecka,a inaczej z perspektywy rodzica! Z perspektywy dziecka, młodej kobiety, wszystko wydaje się takie…proste, oczywiste i banalne do zrealizowania. Wystarczy tylko chcieć. Więc chcesz. A wtedy na świat przychodzi Twoje dziecko i dowiadujesz się, że to jednak jest wszystko nie tak…

Bo z tym karmieniem piersią to wcale nie takie oczywiste i naturalne. Cycki bolą bo Ci to różowe małe podgryza za bardzo. Pokarm też nie jest taką oczywistością, bo się musisz namęczyć, napracować, żeby stworzyć produkcję. I czujesz się jak ta krowa dojna  momentami, która karmi, poi, produkuje. Jak jest nawał pokarmu też źle. Weź zatrzymaj, jak młode nie nadąża ze spijaniem, leci Ci to ciągle z cycków, podkładki przeciekają, bluzka w robocie cała przemoczona i cycki znowu bolą…

Nieprzespane noce i dnie nieprzespane. Bo to też takie oczywiste. No trzeba to nakarmić, przewinąć, utulić. Ale to się nigdy nie kończy. Odliczasz dni, kiedy wreszcie zacznie przesypiać noce, kiedy wreszcie wyśpisz się za wszystkie czasy. W ciąży Ci mówią wyśpij na zapas. Jak się wyspać na zapas jak się kurna nie da. Ja się dziecko urodzi, to Ci mówią, odsypiaj w dzień. Z dzieckiem odsypia. Ale przecież sprzątać trzeba, gotować trzeba, pracować i żyć trzeba!

Nagle zamiast trzymających w napięciu seriali oglądasz całe dnie bajki animowane. Każdy podkład muzyczny do tych bajek znasz na pamięć i masz ochotę włożyć zatyczki do uszu, kiedy osiemnasty raz z rzędu słyszysz tą samą melodię. A jeszcze tak niedawno, całe dnie słuchałaś Bacha, albo Chylińskiej. No dobra, nawet jak to było Disco Polo, to słuchałaś tego co lubiłaś, a nie co wpadało w ucho Twojego dziecka. Czyli wszystko co po kilku minutach staje się irytujące aż nadto.

I te obiady. Masz dwa wyjścia, albo zmieniasz dietę i dostosowujesz się do swojego dziecka. Jadasz mdłe bezsmakowe papki, albo gotujesz razy dwa, tracąc przy tym dwa razy tyle czasu. Jasne, że to wszystko z czasem mija i Twoja latorośl zacznie jeść większość wspólnych posiłków. Ale kiedy to będzie? Kiedy znowu zjesz  owoce morza albo  sushi nie robiąc przy tym, kolejnej dodatkowej wyjałowionej porcji? Albo kiedy pójdziecie do ulubionej restauracji, nie musząc brać pod uwagę, że karta musi zawierać coś, co zje Wasze dziecko?

Nagle kończy się beztroskie chodzenie na zakupy z koleżankami w poszukiwaniu fajnych fatałaszków dla siebie i zaczyna pogoń za zapasem rajtek na zimę, ciepłych butów i hiper, super, nieprzemakalnego kombinezonu na śnieg. A nawet jeżeli w końcu uda Ci się wypuścić na zakupy samej, żeby kupić coś dla siebie, to i tak kończysz, wracając do domu z kilkoma torbami ciuchów dla swojego dziecka.

Twój dom pięknie urządzony dom, w wyrafinowanym minimalistycznym, skandynawskim, czy angielskim stylu, nagle przestaje wyglądać tak jak sobie to wymarzyłaś. Nagle nic Ci się w nim nie podoba i nic nie jest na swoim miejscu. Połowa sprzętów upaplana farbą, kredkami, a ściany tłustymi łapkami. Kanapę pierzesz przynajmniej dwa razy do roku, a o zabawki potykasz się osiemdziesiąt razy dziennie. W zasadzie sprzątanie nie ma najmniejszego sensu. To jak mycie zębów czekoladą. Jeszcze dobrze nie skończysz sprzątać, a znowu jest bałagan. Syzyfowa praca jak nic! Twój idealnie urządzony dom nagle przejęło Twoje dziecko!

I te wszystkie okresy buntu…Mówi się, że to są okresy, że występują w pewnych momentach życia dziecka, że co dwa lata, albo raz do roku, że trwają jakiś czas i znikają. Bzdura. Całe dzieciństwo dziecka to jeden niekończący się bunt! Ile samozaparcia, upartości potrafi mieć kilkulatek wiedzą tylko rodzice. Niejeden dorosły nie ma w sobie tyle siły i konsekwencji w osiąganiu swoich celów. Na przykład matki na diecie.

Non stop awantury. Każdego ranka dzień świstaka. A to koszulka łaskocze i metka gryzie. A to skarpetki cisną a buty są niewygodne. Nie dowiesz się, jak można człowiekowi spieprzyć dzień, złym kolorem kubka do śniadania, dopóki nie zostaniesz matką. Nie dowiesz się ile razy, w ciągu dnia może jednocześnie brakować Ci energii, kiedy równocześnie masz ochotę roznieść z nerwów cały dom.

I gdyby ktoś, kiedyś, zanim zaszłam w ciąże opowiedział mi o tym wszystkim. Nie, może gdyby ktoś pozwolił mi zobaczyć przyszłość i poczuć tą złość, tą bezsilność i permanentne zmęczenie i te wszystkie negatywne uczucia. Gdybym wiedziała z pełną świadomością co mnie czeka, nie zdecydowałabym się na dziecko.

Ale nie wiedziałam. Nie wiedziałam że czeka mnie codzienny survival i walka z wiatrakami. Nie wiedziałam, że czasem będę płakała z bezsilności w poduszkę.

Nie wiedziałabym też, że macierzyństwo to stan, kiedy w jednej sekundzie masz ochotę kupić sobie bilet w kosmos w jedną stronę, żeby nie popełnić morderstwa z premedytacją, żeby w tej samej sekundzie  chcieć z całych sił przytulić dziecko i ukoić całą tą złość, która w Was w tej chwili buzuje. Że matka,wraz z urodzeniem dziecka, po za nowym członkiem rodziny,  zyskuje także magiczne moce leczenia pocałunkiem, odnawialne pokłady energii i cierpliwości. Że te oczy w Ciebie wpatrzone, ten dziubas i przytulas z rana, to trzymanie się maminej spódnicy potrafi rozczulić największego twardziela i pokonać największą złość.

Nie wiedziałabym, że dziecko sprawia, że już nigdy nie będziesz egoistką, nawet jeżeli do tej pory nią byłaś. Że zmieni Twoje priorytety i przewartościuje życie. Że zaznasz miłości, jakiej nie jest w stanie opisać nikt, kto matką nie był.

Nie wiedziałabym że miłość matki, to najpiękniejsze uczucie pod słońcem warte wszystkich wyrzeczeń i wszelkich niedogodności.