Kiedy wczoraj Judyta opublikowała swój wpis, na temat tego, jak często robimy profilaktyczne badania, włączyła mi się analiza. O tym, czy się badam możecie przeczytać u Żudit. Razem z innymi blogerami, przekonuję Was tam, dlaczego warto to robić. Jednak nie poruszyliśmy w tym temacie jednej bardzo ważnej kwestii. Mianowicie zdrowia psychicznego.
Dziwnym zbiegiem okoliczności, pod moją myśl, jedna z blogerek podesłała mi kolejny tekst(o tym za chwilę) przy którym ryczałam jak bóbr. I który utwierdził mnie, że powinnam ten temat poruszyć. Nie jest łatwy. Nikt o tym rozmawiać nie chce. Jeżeli ktoś, miał kiedyś jakiś problem i rozwiązał go u psychologa czy psychiatry, zwyczajnie wstydzi się o tym mówić. Bo społeczeństwo ma mylne przekonanie na temat takich ludzi. Że przecież to ktoś niezrównoważony musi być. Otóż nie mili Państwo.
Czy ja wyglądam na wariatkę?
Dla większości z Was jestem kobietą pewną siebie, pogodną, wiecznie uśmiechniętą. Dla której nie ma rzeczy niemożliwych. Jestem kimś, dla kogo każdy problem, to żaden problem. Kimś, kto stawia sobie cele i je osiąga. A ja, wcale taka nie jestem. To znaczy teraz już tak. Ale jeszcze niedawno daleko mi było do kogoś takiego.
Przez wiele lat zmagałam się z bardzo niskim poczuciem wartości, z brakiem wiary w siebie i swoje możliwości. Wręcz ze strachem o kontakt z ludźmi. Niedawno napisałam tekst „Nie obchodzi mnie co o mnie myślisz”, jednak jeszcze do niedawno obchodziło. Obchodziło mnie, co myślą o mnie inni i brałam to do siebie. Tak silną miałam potrzebę akceptacji mnie przez innych. Przyszedł taki okres w moim życiu, kiedy przestałam sobie dawać radę. Sama ze sobą. W życiu bywają różne sytuacje. Raz jest ciężej, raz łatwiej. Jednak w tamtym okresie, każda sytuacja, narastała w mojej głowie do rangi problemu giganta, z którym sobie nie radziłam. Teraz to widzę. Wtedy zastanawiałam się, dlaczego tylko ja tak dramatyzuję. I dlaczego nie potrafię wyluzować i olać wszystkiego. Wyłączyć myślenia i przestać się w kółko zadręczać. Wszystkimi i wszystkim.
Ty wiesz jaki jest Twój problem.
Praktycznie każdy problem, ma swoje podłoże. Jeżeli ktoś się czegoś boi, coś ten strach musiało spowodować. Ja wiedziałam jaki jest mój problem. Gdzie jest podłoże. Nawet podejrzewałam, w jaki sposób swój problem rozwiązać. Jednak w życiu już tak jest, że czasem najbardziej oczywiste rozwiązania, wydają Ci się najmniej prawdopodobne i skuteczne. Więc żyłam tak przez wiele lat, udając że daje radę. Jednocześnie z każdym dniem, tracąc resztkę sił, na walkę o to, żeby to życie wyglądało inaczej.
Twoją siłą jest rodzina.
Moją również. To dzięki chłopakom, wiem że dam radę. To oni we mnie wierzą i mnie motywują do walki. Kiedy masz swoją rodzinę, wszelkie frazesy typu robisz to dla siebie tracą na wartości. Liczą się oni. To żeby byli szczęśliwi i bezpieczni. I to dla nich pewnego dnia, postanowiłam umówić się do psychologa.
Wolna jak ptak.
Pojęcia nie miałam czego się spodziewać. Jasne że się bałam. Wiedziałam jednak, że jeżeli tego nie zrobię, pewnego dnia, rozsypię się zupełnie. A na to wszystko patrzeć będą chłopaki. Będą patrzeć i cierpieć, tylko dlatego, że ja nie odważyłam się zawalczyć. Diagnoza okazała się tak oczywista, jak to, że kocham swoją rodzinę. Tamtego dnia zmieniło się wszystko. Wystarczyła jedna wizyta i rozmowa z zupełnie obcą mi osobą, żebym zrozumiała, że nie warto się zadręczać. Ta osoba pozwoliła mi spojrzeć na sytuację jej oczami. Z dystansu i bez emocji, które mną miotały. Mogłam roztrząsać. Mogłam podjąć psychoterapię i truć się psychotropami przerabiając wszystkie swoje problemy. Ale po co, skoro tamtego dnia poczułam, że uwolniłam się od wszystkich swoich problemów. To tak, jakbym po upalnym, męczącym dniu, wzięła orzeźwiający, oczyszczający prysznic. Swoiste Katharsis.
Tamtego dnia wreszcie poczułam się wolna.
Tamtego dnia poczułam się, jakbym po latach długiej żeglugi, na bardzo niespokojnym morzu, pełnym sztormów, wreszcie stanęła na bezpiecznym lądzie.
Zrobiłabym to jeszcze raz.
Kiedy pewnego dnia poczuję, że znowu zaczynam się sypać i nie pomagają ramiona Szalonego, znowu wykręcę numer poradni. Nie dlatego, że to działa jak magiczna tabletka. Dlatego że pewne problemy, czasem wracają. Możemy czuć się super silni, a któregoś dnia wrócą jak bumerang.
Dotyczy to każdego. Czasem objawy są niezauważalne. Czasem ignorujemy, że widzimy objawy u swoich najbliższych. Czasem myślimy, że ktoś jest po prostu nieznośny, gburowaty albo zwyczajnie nie da się go lubić. Jednak z doświadczenia wiem, że za każdym takim zachowaniem, kryje się coś więcej. Nie wyciśniesz z każdego człowieka zwierzeń, nie każdy powie Ci jaki jest jego problem. Jednak czasem warto powstrzymać się przed ocenieniem, czasem warto się zainteresować.
Konsekwencje.
Problemy z emocjami, z tym że nie radzimy sobie psychicznie z problemami, są w dzisiejszych czasach coraz powszechniejszym zjawiskiem. Nie chodzi o to, żeby od razu biegać do terapeuty z każdym problemem, ale o to, żeby przestać udawać, że mnie to nie dotyczy i czuć się niezniszczalnym. Podobnie jak nie znamy dnia ani godziny, kiedy dopadnie nas choroba i warto badać się profilaktycznie, tak warto dbać o swoje zdrowie psychiczne. Złamana ręka się zrośnie, jednak ślad w postaci nawracających bóli zostanie. Podobnie z naszym zdrowiem psychicznym.
Na koniec mam dla Was jeszcze jeden tekst, o którym wspomniałam na początku. Bardzo ważny tekst, który najlepiej ukazuje, dlaczego nie warto ignorować problemów. Ani u siebie, ani u swoich najbliższych. Przeczytacie go u Aniki z bloga Po tamtej stronie lustra. Jednak ostrzegam. Ten tekst, wyryje się w Waszej pamięci na dłużej. Jednak czasem, niektórzy potrzebują terapii szokowej żeby otworzyć oczy i zauważyć co się wokół nich , albo z nimi dzieje.
Comments
zrekonstruowani.pl
26/02/2017
Bardzo fajny i mądry tekst.
Psychoterapia, czyli jak pozbyć się depresji blogując – Szalonooka
2/03/2016
[…] się poukłada. A jeżeli i czujesz, że sama nie dasz rady, przeczytaj TEN wpis. Psycholog, a nawet psychiatra nie gryzą, o czym przekonałam się koniec końców […]
Mateusz Rzońca
11/05/2015
Moi rodzice są psychologami, duża część ich spotkań towarzyskich, na których się pojawiałem przez lata (i w sumie pojawiam dalej, ale już zupełnie z własnej woli) to były spotkania, gdzie pojawiało się kolejnych 10 psychologów. Dzięki temu nie czuję specjalnego zagrożenia w moją stronę. Nawet jeśli będzie, to silne wsparcie na pewno będę miał w pobliżu. Takie +10 do pewności siebie przy wszelkich problemach :)
Szalonooka
11/05/2015
Fajnie :) Serio. Domyślam się że masz dobry kontakt z rodzicami?
Mateusz Rzońca
11/05/2015
Dobrze się domyślasz :))
calareszta.pl
8/05/2015
Byłam dwa razy na terapii. Nie wstydzę się tego w ogóle. Dzięki temu jestem dziś szczęśliwa. Wiem niestety, że wiele osób uważa, że terapia jest dla „świrów” i że są inne sposoby. A czasami nie ma.
Aga z www.makeonewish.pl
8/05/2015
ja w czasach walki o ciąże, gdy niepłodność zabierała mi wszytsko i robiła ze mnie inną osobą miałam takie chwile. chwile gdy NIKT nie mógł pomóc, bo przecież (wg mnie) nikt nie rozumiał. obyło się bez psychologa, okazało sie ze znalazłam inną formę terapii – pisanie bloga. cały proces leczenia, moje mysli, emocje, wszytsko spisywałam i mi pomogło. najwaznijesze znależć swoj sposób by sobie poradzic z emocjami i nie pozwolic, by zniszczyly nam życie. gratuluje Ci tego wpisu. jest odwazny i madry
PrzemyślNiki
7/05/2015
Tyle w temacie, jeśli chodzi o mnie.\nhttps://przemyslniki.blog.pl/juz-sie-nie-poddaje
Matka Prowincjonalna
7/05/2015
nie wiem, dlaczego wśród ludzi panuje takie przekonanie, że psycholog czy psychiatra jest dla czubów, widziałam, jak męczyła się moja znajoma po rozwodzie, który okropnie przeżyła i pomogła jej dopiero porządna terapia, bez medykamentów, widziałam, jak odżyła i wróciła „do żywych”, porządny tekst, stara, gratuluję!!!
monikab25
7/05/2015
Ja również mam nerwice lekową jak na razie ataki mam raz na miesiac czy dwa ale strasznie sie boje…za 4 miesiace wychodze za maz…boje sie ze w kosciele dostane ataku paniki..dziewczyny macie jakies spawdzone sposoby na opanowanie ataku leku?bez pomocy lekarza czy psychologa.
Szalonooka
7/05/2015
Chyba najskuteczniejszym sposobem jest to, że musisz uświadomić sobie co powoduje Twoje lęki. Czego się boisz. Ja miałam dwa wyjścia, albo totalne to olać, przestać o tym myśleć, albo sięgnąć po radykalniejsze środki- odciąć się totalnie od tego.
MadiTheAwesome
7/05/2015
Hej. Trafiłam na twojego bloga przypadkowo, i dobrze. Bardzo ważny temat, gratuluję ci odwagi. Sama miałam problem psychiczny, nie trwał on długo, ale był wynikiem kumulacji całego bólu, jaki w sobie zbieralam od dłuższego czasu. Teraz problemu nie ma. To niesamowite jak jedna myśl i decyzja mogą cię odmienić. :)\nPozdrawiam. :)
Szalonooka
7/05/2015
To prawda. Nie warto roztrząsać pewnych rzeczy przez całe życie. To wyniszcza i ciągnie Cie na dno.
zudit.pl
7/05/2015
dokładnie, o takich problemach trzeba mówić głośno. Problemy psychiczne to żaden wstyd.
Szalonooka
7/05/2015
My to wiemy ;)
Eli Milamalim
7/05/2015
Ciężko jest zaakceptować siebie w pełni. Wiem, bo wiele lat żyłam, ale nie swoim życiem. Dla mnie też rodzina jest najważniejsza na świecie, ale ja pierwsze dziecko urodziłam 11 lat temu i wtedy żyłam poczuciem, że moje życie się skończyło. Żyłam, żeby przetrwać kolejny bezsensowy dzień. Wszyscy się bawili, spełniali marzenia, podróżowali, a ja siedziałam w domu i wyłam w poduszkę myśląc, że nie dam rady nic zrobić. Potem dostałam pracę w korporacji, zaczęła się moja upragniona kariera, która jak okazało się dołowała mnie jeszcze bardziej i tak 10 lat. Wszyscy widzieli, ale mówili: no nie przesadzaj nie rób z siebie męczennicy. Efekt był taki, że wpadłam w nerwicę natręctw. Przykład: jak widziałam paprocha, to odkurzałam cały dom i tak milion razy dziennie. W końcu urodziłam 3cie niespodziewane dziecko i nie wiem co się stało, ale jakby ktoś mną rzucił o ścianę z całych sił. Nie zanudzając, jestem teraz tym kim jestem :-)- Szczęśliwą 30chą (no dobra przyznam się 31 ;D). Szkoda, że nikt wcześniej nie zareagował. A tak, zmarnowałam tyle czasu, którego nikt mi nie zwróci.
Szalonooka
7/05/2015
No właśnie. Czas który straciłyśmy…
anonimowa blogerka
7/05/2015
Jeśli dobrze zrozumiałam tekst chodzi tutaj o depresję lub jakiś rodzaj załamania. \nMiałam podobny problem tylko bardziej „widoczny” w skutek nie radzenia sobie z problemami okaleczałam się, nigdy nie bylam u psychologa bo wtefy byłam nastolatką a rodzice moje okaleczanie traktowali jak robienie im na złość. Zaczęłam gdy miałam 13lat, robiłam to przez trzy lata notorycznie. Rozcinałam skore na przedramieniu żyletką. Skonczylam gdy poznałam narzeczonego miałam 16 lat. \nDziś mam 23 lata i jestem mamą cudownego chłopca i panicznie boje się ze to wróci. To nie jest tak ze tniesz się bo chcesz, po prostu czujesz się tak do dupy ze nie możesz sama na siebie patrzc. Wtedy chcesz tylko spokoju a nie natłoku emocji, bierzesz coś ostrego i bach z kazdym kolejnym cięciem sie uspokajasz.
Szalonooka
7/05/2015
Nie to nie była depresja ani załamanie. Nerwica lękowa. Na szczęście udało mi się ją stłamsić, chociaż wiem że może wrócić w każdej chwili. Tak jak u Ciebie. \nWprawdzie ja się nie okaleczałam, ale doskonale Cie rozumiem. I wiem że nie można ignorować takich objawów jak u Ciebie. Szczególnie u dziecka. \nMam nadzieje, że jesteś szczęśliwa i to nie wróci. Trzymam mocno kciuki :*
Jak ona to robi
8/05/2015
Nerwica lękowa… brrr. Współczuje. Niestety mało osób wie, jak uciążliwa jest ta choroba .Ciesze się, ze poruszyłaś ten temat :)
anonimowa blogerka
7/05/2015
Jestem cholernie szczęśliwa ale są momenty gdy czuje ze mam dojść chce uciec, jest tak ciężko że nie daje rady. Nadal czuje sie nie akceptowana, nadal czuje się gorsza. Teraz nie mieszkam w Polsce. Niby lepuej bo uciekałam od bólu przeszłości ale jednak mam tu tylko narzeczonego i syna. Jest tu cala rodzina mojego N. Więc jest mu latwiej. Mi trudniej bo czuje ze tesciowa nie akceptuje mnie ani mojego synka… sa różne trudne sytuacje gdy poczucie bycia gorszą wraca i czuje się bezsilna.
Szalonooka
7/05/2015
To może faktycznie warto porozmawiać z terapeutą. Wiesz, ja się z poczuciem braku akceptacji uporałam. Nie czuję gorsza, chociaż wiem że niektórzy mnie za taką mają, niektórzy nie akceptują. Totalnie mam to gdzieś i przestało mnie to boleć.