Kiedy urodził się młody, nie miałam wątpliwości, że chce z zostać w domu jak najdłużej będę mogła. Początkowo miały być to pierwsze trzy lata zanim pójdzie do przedszkola. Przeciągnęło się do pięciu, a my nadal nie potrafimy się rozstać. Teraz stanęłam przed dylematem- kariera czy dom?
Kiedy młody osiągnął wiek przedszkolny, z wielką ulgą pomyślałam o oddechu, jaki może mi dać ta placówka. Wiedziałam że kilka godzin wśród dzieci mu nie zaszkodzi, a ja wreszcie będę mogła lepiej zorganizować swoje życie. Żadne z nas nie przetrwało próby przedszkolnej, a ja w głębi duszy odetchnęłam z ulgą. Bo dlaczego ten mój słodki maluszek miałby tracić z dzieciństwa więcej niż to konieczne?
Wtedy też obiecałam sobie że będę jedną z tych mam, które pracują w domu. Młody do szkoły, a ja z ciepłym obiadkiem, pachnącym ciastem będę na niego czekała, w międzyczasie ogarniając zlecenia. Przez ostanie dwa lata, dążyłam więc do tego, żeby pracować zdalne. Wydawało mi się to pracą idealną. Nie musieć co rano wstawać skoro świt, biec do miejsca które niekoniecznie jest przyjazne, stać w korkach, robić wszystko w pośpiechu. Chciałam robić to co lubię, w sposób jaki lubię i móc być dla młodego.
Rzeczywistość okazała się jednak bardzo zaskakująca i pierwsze zlecenia zaczęły się pojawiać, zanim młody trafił do szkoły. To momentami był swoisty Armagedon! Czujesz oddech terminów na plecach i ciężar młodego na kolanach, serce masz rozdarte między tym co chcesz a tym co musisz, a mózg kompletnie nie potrafi się skupić. Totalny chaos i bieg z przeszkodami. Kiedy więc pojawiła się na horyzoncie propozycja zwykłej pracy w biurze, pomyślałam o niej jak o cudownym oddechu. Trwało to zaledwie tydzień. Młody dowiedział się o moich planach i wzbudził we mnie wielkie wyrzuty sumienia. Chciał się zrzec nawet swoich nowych zabawek, które obiecałam mu kupić za jedną z pierwszych wypłat.
Na szczęście jak wszystko w naszym życiu, los sam zaczął kierować moim życiem i zaczęły się pojawiać kolejne propozycje. Zdalne. Do tego właśnie moja jedyna, skuteczna opieka do młodego na czas wakacji, zanim pójdzie do szkoły- wyjeżdża. Więc czas wakacji, jeszcze, chciałabym pracować zdalnie. A później kiedy zacznie się szkoła muszę podjąć decyzję ostateczną. Czy pracować w wygodnym dresie, kapciach, pod kocykiem i bez makijażu. Być pod ręką zawsze kiedy młody wróci ze szkoły. Czy też może urwać się do ludzi i zacząć żyć tak, jak się odzwyczaiłam. Z zegarkiem i ścisłym grafikiem w ręku…
O pomoc w rozwianiu wątpliwości, poprosiłam kilka blogerek. Mam, które same na własnej skórze, przekonały się jak to jest pracować w domu z dzieckiem i jakie są tego plusy i minusy.
Magda Szczęśliva:
– Od kiedy na świecie pojawił się mój Syn, przeszłam już chyba wszystkie możliwe stadia pracy zdalnej z małym dzieckiem u boku i nastroje psychiczne z tym związane.
Zdecydowałam od początku, że nie daję sobie żadnej taryfy ulgowej i spróbuję pociągnąć projekt, za który byłam odpowiedzialna, mimo że mam malucha już po drugiej stronie brzucha. I to było odrobinę ponad moje siły. Z komputerem u boku i miauczącym Synem u drugiego boku frustrowałam się coraz bardziej i bardziej. Nie mając wsparcia rodziny, która mieszka daleko, i z mężem, którego nie ma przez prawie połowę roku, to nie była bułka z masłem.
Tak naprawdę nie mogłam skupić się w 100% na żadnej czynności. Co prawda nie zawalałam pracy, jednak czułam, że muszę dokonać wyboru. Do tego studiowałam prawo zaocznie, co było takim krzyżykiem do trumny, którą mogłam śmiało zacząć dla siebie przygotowywać.
W końcu, po zażartej rodzinnej debacie i konieczności schowania głęboko do kieszeni mojego kobiecego ego, które za wszelką cenę chciało udowodnić, że ja ze wszystkim poradzę sobie śpiewająco, zdecydowałam się przekazać pałeczkę w pracy komu innemu.
I to była genialna decyzja! Odżyłam. Macierzyństwo zaczęło mnie nareszcie cieszyć! Nie myślałam o hebeliardach rzeczy, które spiętrzają się na liście projektowej, tylko poświęciłam się maluchowi. Cudownie wspominam ten czas.
Niedługo później wkręciłam się na dobre w blogowanie. Zaczęłam blogować już przed narodzinami mojego Syna, jednak zupełnie nie miałam wtedy na to pomysłu i szukałam swojego stylu. Obecnie jestem tu, gdzie jestem. Prowadzę dość poczytnego bloga, który generuje przychody i mam nadzieję wkrótce poszerzę swoją blogową działalność o sklep internetowy.
W moim przypadku blogowanie to ogromna przyjemność i praca jednocześnie. To codzienne i czasochłonne zajęcie, w skład którego wchodzi tworzenie tekstów, robienie zdjęć, ich obróbka, kontakt z Czytelnikami [czyli odpisywanie na maile, komentarze etc.].
Oprócz blogowania zajmuję się także tłumaczeniami. Codziennie poświęcam na pracę ok.4-5 godzin dziennie. Nie zamieniłabym tego nigdy na pracę w biurze. Lubię być wolnym ptakiem, który sam organizuje sobie czas, przestrzeń. Dzięki temu mogę podróżować i pracować jednocześnie.
A czego moim zdaniem potrzeba, aby pogodzić bycie matką i pracę? Trzeba przede wszystkim znaleźć swoją drogę. Nie silić się na oryginalność i nie próbować zarzynać się za wszelką cenę. Dobra organizacja, plan działania i dobre nastawienie. To klucze do tego, by spróbować pracować zdalnie i jednocześnie zajmować się małym dzieckiem. Ale nigdy po trupach do celu. Czasami warto na chwilę się zatrzymać i zrobić bilans zysków i strat. Życie mamy tylko jedno.
Magda Matka wygodna:
-Jakieś dwa lata temu, świadomie zrezygnowałam z pracy w korporacji, na rzecz wychowywania Juniora. Czegoś mi jednak brakowało. Tu powstał pomysł, by wrócić do swojej pasji, jaką jest pisanie.
Powstał blog, który na początku pełnił raczej funkcje możliwości wypowiedzenia się i podjęcia dialogu z ludźmi, z którymi kontaktu gdzieś mi jednak brakowało. Niespodziewanie okazało się, że pasję można połączyć z zarobkiem, ale co najważniejsze można się dokształcać, samorealizować i nawiązywać nowe znajomości. Nie tylko w sieci, ale i w realu. Możliwość współpracy z tak rożnymi osobami, firmami i co najważniejsze pogodzenie pracy z możliwością wychowywania dzieci i pasją, oddaliły moje wątpliwości co do wrócenia do pracy na etat.
Z jednej strony jest to olbrzymi komfort. Niby normalny tryb dnia, czasami trzeba podjechać do agencji omówić jakiś projekt, albo porobić zdjęcia do wpisu, bo sam wpis to u mnie praca wieczorna. Wysłać kilka, czasami kilkanaście maili, patrząc na bawiące się obok dziecko… Z drugiej jest to ogromna presja otoczenia. By znaleźć i opisać temat, który jak by nie było polecamy własną twarzą. Zmierzyć się nieraz z falą krytyki, albo podjąć merytoryczną dyskusję. Głównym minusem, może być fakt, że nigdy nie wiadomo ile się w danym miesiącu zarobi. Jednak nie wyobrażam sobie póki co powrotu do pracy na etat…chyba, że będę do tego zmuszona, ze względu na dobro moich dzieci .
Ania Bliźniaczki w akcji:
-Przy bliźniaczkach w ciągu dnia jest ciężko cokolwiek zrobić przy lalkach. Jeśli już coś robię, to mam je uwieszone na plecach na krześle albo koczujące po każdej ze stron, więc w ciągu dnia moja praca ma się nijak. Pozostają mi wieczory, kiedy mam ciszę i spokój. Czasem jak mąż przybędzie na chwilę do domu, to zamykam się w pracowni i przez 10-15 minut coś tworzę . Ale generalnie przy dwójce pozostają mi wieczory i zarwane nocki na pracę. Czasem bym chciała mieć pracownię poza domem…
Noemi Matka Prezesa:
-Kiedy siedziałam w domu … No właśnie. Siedziałam! Było kolorowo. Prawie zawsze. Dziecko siup do przedszkola na 8 czy 9 rano (zależy o której się wstało) i wszystko mogłam robić w ślimaczym tempie, bez zbytniego patrzenia na zegarek. Potem zaczął się etat i wygląda to trochę inaczej.
Etat ponad 30 kilometrów od miejsca zamieszkania. Wstaję o 4, wracam koło 15, czasem 16, zasypiam o 21. Czasem chodzę spać dużo później i potem ledwie żyję, ale dzielnie się trzymam. Moje dziecko … Ach tak. Moje dziecko ma kolegę i chyba tylko dzięki temu mam na to wszystko czas, bo poza etatem, blogiem, mam jeszcze obowiązki związane z portalem zawczesnie.pl i pewną grupą dla rodziców wcześniaków. Zdecydowanie czuję wtedy, że moja doba powinna mieć z 70 godzin, z czego sen trwałby tylko godzinę. Gdybym miała młodsze dziecko z pewnością musiałabym z czegoś zrezygnować. Ale do końca nie wiem z czego … Obecnie terminy mnie nie gonią, bo pracę w domu, tą dodatkową, naprawdę przebieram. Z reguły większość odmawiam, bo mi się po prostu to nie opłaca. Za dużo czasu bym poświęciła, a zyski zbyt małe.
Odczuwam czasem brak czasu na ogarnięcie wszystkiego. Samo odpisywanie na mejle zajmuje mi czasem ponad dwie godziny, bo przez tematy okołowcześniakowe dość dużo rodziców zgłasza się do mnie, aby się ,,wygadać” i czuję się zobowiązana do ,,wysłuchania” i wsparci. Słownego. A mejle naprawdę są niekiedy długie, no i czasem … czytam je z paczką chusteczek.
Ania Na przewijaku :
-Jak tylko wylądowałam na zwolnieniu lekarskim w czasie ciąży (oj, ja niedobra, nie chciałam dźwigać ciężkich kartonów z piwami i stać 12 godzin za kasą na Orlenie) spodobało mi się strasznie leżakowanie z brzuchem do góry i postanowiłam, że do etatowej pracy nie wrócę.
Jak postanowiłam, tak zrobiłam, a przeraziłam się dopiero wtedy, kiedy skończyła płynąć kasą z ZUS i trzeba było zarobić własnymi „ręcami” niezłą kapuchę, żeby mieć na pieluchy i markową odzież dla dziecka. Zakasałam rękawy, zdobyłam w pocie czoła kilka świetnych zleceń i… zapomniałam, że mam jeszcze do oporządzenia dziecko. Jest taki fajny blog: Daddy Fishkins i na tym blogu jego autor napisał w kwietniu świetny post, w którym przeprasza wszystkie zostające w domu matki za to, że ich nie rozumiał. Opisuje on swój dzień z dziećmi i pracą w domu. Są dni, kiedy mam tak samo jak on. Chaos, kiła i wieczny bajzel.
Ale mam też dni, kiedy wyrabiam tygodniową normę i robię sobie długi weekend (od wtorku do niedzieli). Uwarunkowane jest to nastrojem mojego dziecka, więc wstając rano nigdy nie wiem, czy popracuję, czy nie. Dzisiaj pracuję (bo dziadek ma wolne), ale jutro może być tak, że choćbym jajko zniosła, nic nie stworzę, bo Gad włazi mi na głowę. Gdybym powiedziała, że praca w domu jest zła i niedobra, skłamałabym. Uwielbiam wstawać o 9 czy 10, w trybie slow ogarnąć mieszkanie i Gada, a potem zasiąść z parującą kawą przed laptopem. Nie zraża mnie odrywanie się co 15 minut od pracy, żeby dać soczek, paluszki, czy włączyć bajkę.
Nie zraża mnie siedzenie w domu, bo tylko tutaj mam możliwość pracować w brudnych dresach i podartej koszulce, bez mejkapu i mokrymi po prysznicu włosami. Robię to co kocham – piszę i mogę się z tego utrzymywać. Nieświadomie spełniłam marzenie, o jakim marzy chyba każdy człowiek na świecie. Czego więcej chcieć? No, może trochę hajsu na te markowe ciuchy.
Julia Fabjulus:
-A więc to teraz. Będziesz pracować. Tylko komputer, wifi, maluch i ty. Wkładasz dziecko do leżaczka, żeby uśmiechało się do ciebie uroczo, podczas gdy ty klepiesz rytmicznie w klawiaturę, jedną nogą bujając dziedzica od czasu do czasu, oczywiście w tych nielicznych momentach, kiedy nie śpi, bo przecież większość czasu śpi, a ty masz czas dla siebie.
Prawda?
Nieprawda.
W momencie, kiedy włączasz edytor tekstu i umieszczasz dziecko w unieruchamiaczu, twój potomek natychmiast załatwia potrzebę fizjologiczną tak głośno i wonnie, że nie możesz jej zignorować, wstajesz więc i przewijasz. Wracając, widzisz, że na ekranie komputera entuzjastycznie tańczy już wygaszacz ekranu, sięgasz więc do klawiatury, żeby go wyłączyć, ale w tym momencie dziecko zwraca coś, co wygląda jak jabłuszka z jagodami, co jest prawie niemożliwe, bo przecież jabłuszka z jagodami były wczoraj. Przebierasz dziecko. Przebierasz siebie. Myjesz swoją szyję. Myjesz jego szyję. Myjesz podłogę. Wygaszacz ekranu tańczy. Wkładasz dziecko do fotelika. Dziecko zaczyna płakać. Stwierdzasz, że po dwustronnym opróżnieniu układu pokarmowego, potomek jest pewnie głodny. Karmisz potomka. Obijasz potomka. Wygaszacz ekranu nadal tańczy. Potomek zaczyna przejawiać objawy senności, ale sam nie jest pewien, bo niby trze oczy, a jednak z tym walczy. Postanawiasz uśpić. Dziecko oponuje. Odkładasz je więc, wręczając misia. Dziecko znów oponuje. Odkrywasz, że minęły już trzy godziny. Tymczasem dziecko wreszcie zasypia. Odkładasz je, ale się budzi, więc od nowa usypiasz. A potem mąż wraca z pracy, dokładnie w chwili, w której wreszcie się uwolniłaś, i kiedy mówisz mu, że musisz chwilę popracować, rozgląda się zdumiony po cichym mieszkaniu i wypowiada sakramentalne “to co robiłaś cały dzień?”. Zanim się spostrzeżesz, policja przyjeżdża zgarnąć cię za mężobójstwo.
A wygaszacz ekranu tańczy.
Alicja Mamala:
-Jeśli chodzi o pracę w domu z dzieckiem to nie sądziłam, że jest to tak cholernie trudne. Czasem wolałabym wyjść do pracy na 8 godzin gdzie zajęłabym się tylko… pracą. Nie praniem, sprzątaniem i pierdyliardem innych rzeczy. Z drugiej strony gdybym z niej wracała i tak musiałabym to wszystko robić, a co za tym idzie cierpiałyby na tym moje relacje z dzieckiem. Bo kiedy na to wszystko znaleźć czas? Rozważając za i przeciw i będąc już mamą pracująca w domu od ponad roku wiem, że nie zamieniłabym tej pracy na żadną inną. Mam ten komfort, że sama ustalam sobie godziny i jeśli chcę mieć luźniejszy dzień to zarywam noce. Jeśli dziecko stoi pod drzwiami to rzucam robotę i idę z nią na spacer, podczas gdy inne mamy muszą siedzieć w biurze i odbierać pociechy późnym popołudniem ze żłobków czy przedszkoli. Wiem jednak, że znacznie łatwiej będzie mi się pracowało jeśli będę swoje dziecko posyłać do żłobka chociaż na 3 godziny dziennie. Ciężko jest się czasem skupić, kiedy dziecko non stop wymaga Twojej uwagi. Ale… z drugiej strony dziecko pracuje razem ze mną i sama sobie zazdroszczę, że praca to najczęściej zdjęcia na łące – przyjemne z pożytecznym. Gorzej później z obróbką i innymi sprawami technicznymi. Ale mimo wszystko cieszę się, że wybrałam taką inną drogę.
Jak widzicie praca zdalna ma swoje plusy i minusy. To morderstwo w afekcie jest zdecydowanie jedną z najbardziej przewidywalnych w opcji freelancera, tak jak i wiecznie potrzebujące dziecko, kiedy Ty właśnie zaczynasz pracę… Nie ma jednak rzeczy nie do ogarnięcia. My matki mamy moc. Potrafimy nie spać po nocach, rozciągać dobę i świetnie sobie radzić, spełniając swoje marzenia i robiąc to co lubimy.
A Ty jaką drogę wybrałaś dla siebie?