Początek roku, to wielki boom dla realizacji postanowień Noworocznych. Najczęstszym z postanowień jest chudnięcie i wzmożenie aktywności fizycznej. Jakiejkolwiek. I super! Tyle tylko, że problem pojawia już 1 stycznia. O ile jedni jeszcze zbiorą się w sobie, żeby przynajmniej przez dwa pierwsze tygodnie Nowego Roku podziałać, to inni nie potrafią wykrzesać z siebie ani grama motywacji. Wiem dlaczego i Wam powiem. Nie powiem Wam jak Wy macie ruszyć dupę, ale powiem Wam jak robię to ja!
1. Po pierwsze głowa.
Jeżeli wydaje Ci się że to ile jesteś w stanie zrobić zależy od Twojego ciała, to masz rację. Wydaje Ci się. Nasze ciało może dużo więcej,niż jesteśmy to sobie w stanie wyobrazić. Wszystko zaczyna się w naszej głowie. Kiełkuje myśl. Później tą myśl trzeba podlewać, samomotywacją, ustalaniem celów(o tym dalej) i nastawianiem się psychicznie. Przecież możesz. Masz w sobie siłę! Wszystko zależy od Ciebie!
2. Cele.
Bez nich wszystko jest bez sensu. Chodzenie bez celu też jest bez sensu. Wystarczy że celem będzie…dotlenienie organizmu. Trzydzieści minut dziennie. Jest cel? Jest. Nie narzucajcie cobie celów których nie jesteście w stanie osiągnąć. Jeżeli nigdy nie biegaliście, nie znacie swoich możliwości -nie myślcie od razu o maratonie. Ustalcie sobie za cel przebiegnięcie 10 km w 50 minut. Albo że schudnięcie w trzy miesiące 12 kg. Realne dla każdego.
Oprócz głównego celu, wyznaczcie kilka mniejszych będzie Wam łatwiej bo…
3. Metoda małych kroczków.
…do celu głównego często droga daleka. Bardzo łatwo poddać się w połowie. Dlatego ja wyznaczam sobie małe cele. Najpierw schudnę 5 kg, najpierw przebiegnę 5 km w dobrym czasie. Kiedy osiągam te małe cele, wyznaczam kolejne i tak do celu głównego. Ale to nie wszystko, za osiągniecie każdego małego celu…
4.Nagroda!
To może być czekolada, którą odstawicie podczas diety, wypad na pizze, czy nowa bluzka. Pamiętajcie, że cel był mały , ale okupiony ciężką pracą – należy się nagroda :) Nie zapomnijcie za cel główny nagrodzić się wypasem. Wszystko wyznaczcie sobie na samym początku. Cel główny i główna nagroda i te mniejsze cele wraz z mniejszymi nagrodami.
5. Data startu.
Kiedy zaczniesz układać sobie w głowie jaki masz cel, co chcesz zrobić, co osiągnąć, koniecznie wyznacz datę kiedy zaczynasz. Łatwiej będzie Ci oswoić ten moment. I nie ma że boli, jeżeli zaczniesz odkładać, przekładać moment startu, nie zaczniesz i nie skończysz nigdy. Każdy kolejny dzień będzie oddalał Cie od osiągnięcia sukcesu!
6. Osobista motywacja.
Każdy z nas potrzebuje motywacji. Najlepiej, jeśli zobaczysz że można. Kiedy cztery lata temu, po urodzeniu młodego doszłam do ściany i moja waga stanęła w miejscu, nie było wyjścia i trzeba się było ogarnąć samemu. W poszukiwaniu inspiracji sięgnęłam do internetu, tam znalazłam Limonkę, możecie kojarzyć ją z bloga Zielona Cytryna. W dwa dni przeczytałam jej bloga od deski do deski. Zainspirowała i zmotywowała mnie tak,że zaczęłam dnia następnego. W 5 miesięcy straciłam ok 24 kg. Dietą i ćwiczeniami. W międzyczasie lajkowałam wszystkie strony, które na moją tablice całymi dniami wrzucały setki metamorfoz oraz motywacyjnych i dodających powera haseł. To działo się samo. I co najważniejsze działało.
Teraz do zrzucenia mam jakieś 5 kg. Bardzo niewiele. Ale nie jest to moim celem. Celem jest przebiegnięcie półmaratonu. Chudnąć będzie się samo podczas treningów. Jednak też potrzebuje motywacji. Motywacyjnie więc uzupełniłam sobie garderobę do biegania ;)
O porządnym staniku do ćwiczeń, ale przede wszystkim do biegania pisałam TUTAJ. Mój poprzedni model ostro się zużył, co mocno odczuwały moje plecy. Tak więc nowy Panache, w ulubionym kolorze w prezencie urodzinowym(i motywacyjnym przy okazji) od Szalonego, do tego różowa czapa, bo w łepetynę podczas biegania, w mrozie ciepło być musi. Motywacja i komfort biegania w jednym!
Swój pierwszy trening mam już za sobą. Swój pierwszy przed półmaratonem, i swój pierwszy w taką pogodę. Bałam się tego cholernie. No bo jak to, przecież zmarzluch jestem największy na świecie. Do pierwszego wyjścia z domu zmotywowała mnie taka sytuacja;
-Kochanie mógłbyś zajrzeć do mojego laptopa?
-A co się dzieje?
-No..ścina się , sam wyłącza, ekran niebieski się czasem pokaże….
-Pokaż mi to.
No to pokazałam i kilka minut później….
-Coś Ty tu naściągała, co to za programy?!
-Yyyy no nie wiem, to nie ja, ja tego nie używam!
-To kto, krasnoludki z laptopa korzystają? A to co to jest?! Ja pierdyle!
-No to ja może pójdę pobiegać…
I poszłam. Wiedziałam że śmierć tego dnia jest mi pisana. Albo zabije mnie Szalony za ten bałagan na laptopie. Albo popełnię samobójstwo biegając w mrozie, wietrze, śniegu i po pagórkach. Hardcore. Śmierć z ręki Szalonego była pewniakiem. Wyjście z domu, bieganie i wrócenie padniętym, zmarzniętym- mogło wywołać u niego podziw- że ruszyłam w taką pogodę dupę i współczucie że zimno i ciężko. Wybrałam to drugie. Mogłam przeżyć. I chociaż wychodziłam z domu z wizją śmierci, to wracałam z wielkim bananem na dziobie i satysfakcją ogromną. Bo okazało się że bieganie w zimie jest fajniejsze niż w lecie! ;)
A żeby nie było że poddam się za kilka dni. Dzisiaj zapisałam się i opłaciłam start w VIII Półmaratonie Rzeszowskim. Cel jest. Teraz tylko,
run Forest, run !
Już wiesz jak ruszyć dupę ;)