Są takie dni, kiedy po obejrzeniu kilku filmów, pouczających programów, czy przeczytaniu poradników jak wychowywać dziecko chce mi się wyć do księżyca. Bo kiedy pochłaniam całą tę dawkę mądrości, nagle okazuje się, że nie nadaję się na matkę. Serio. Ja w ogóle nie powinnam mieć dzieci. Ty zapewne też.
Ameryki nie odkryłam. Nic nowego, że dzisiaj każdy zna się na wychowywaniu dzieci. Nawet kiedy ich nie ma. Ale to już taki mały szczegół. Bo w sumie po co mieć praktykę, kiedy ma się w małym paluszku teorię.
Wiesz to jest tak, że kiedy rozglądasz się dookoła, to nagle okazuje się, że wszyscy mają piękne, czyste domy, ich dzieci są chodzącymi ideałami, które zawsze i w każdej sytuacji potrafią się zachować. Ich matki zawsze jedzą ciepły posiłek bez pośpiechu i piją ciepłą kawę bez podgrzewania jej osiemnaście razy w mikrofalówce.
To utopia.
Doskonale zdajesz sobie sprawę z tego, jak kreuje się rzeczywistość przez filmy albo kolorowe teledyski kręcone na Majorce tudzież innych pięknych idealnie sprzedających się wyspach. Gdzie wszystko pięknie się komponuje, a każda modelka ma rozmiary 90-60-90. Perfekcja w każdym calu i na każdym kroku. Tu nic nie ma prawa się nie zgadzać. Musi tak być bo inaczej się nie sprzeda, bo ludzie lubią się karmić perfekcją.
Nie oszukujmy się, ty też nie raz oglądasz takie perfekcyjne dziunie, żeby siebie zmotywować. Wiesz, katujesz się na siłce, a w trakcie oglądasz teledyski i myślisz sobie, jeszcze 20 brzuszków, wszystko dla tego idealnego ciała jak w teledysku J.Lo. Boli jak cholera, ale masz motywację, masz ideał do którego dążysz. Rozumiesz co chcę Ci powiedzieć?
Podobnie jest z rodzicielstwem, z wychowywaniem dzieci. Zapanowała moda na bycie ekspertem od wychowywania dzieci. Blogi, portale internetowe, programy telewizyjne, prześcigają się w tym, kto lepiej, fajniej, ładniej sprzeda Ci swój pomysł na idealne rodzicielstwo. To jest fajne, to jest ładne, ale…nierealne!
Te pięknie, jaśniutkie pokoje dzieci, z designerskimi gadżetami i zabawkami najnowszych trendów. Wszystkie zawsze idealnie czyste, idealnie posprzątane. Zawsze! Widziałaś kiedyś zdjęcie totalnego rozgardiaszu w jakimkolwiek domu u jakiejkolwiek blogerki? Ja też nie! A wierzysz w to, że my, blogerki faktycznie tak żyjemy na co dzień? Oczywiście że nie!
I często możesz się o tym u mnie przekonać. Że macierzyństwo to często pot, krew i morze łez. Że kawa niedopita, albo pita w biegu i zimna. Że kanapa wiecznie uciapana tłustymi łapkami, a ściany do malowania raz w roku. Że koncepcja na obiad zależna od humoru dziecka. I że miłość to i owszem jest, ale częściej fochy, przepychanki i udowadnianie kto w domu rządzi.
Kiedy robię zdjęcia na bloga, kręcę jakiś film, cały ten brzydki obrazek spycham nogą w przeciwległy kąt pomieszczenia. I jestem przekonana, ze robi tak większość z tych, które słowa złego o swoim życiu nie napiszą.
Po ostatnim poście na temat przebywania z dzieckiem w miejscach publicznych i komentarzach pod nim, naszła mnie refleksja, że cholera ludzie mają receptę na każdą sytuację! A Ci którzy twierdzą, że pewnych sytuacji z dzieckiem nie da się rozwiązać bez wojen, krzyków tupania nogami. Że czasem na nic nasze łagodzenie sytuacji i wychowawcze rozmowy, Ci wszyscy ludzie, łącznie ze mną na czele, nie nadają się na do wychowywania dzieci! A jest ich zaledwie całe miliony na świecie.
Więc jeśli czytasz ten tekst, wiedz, że nie ma idealnych matek. Takich, które każdy dzień witają uśmiechem i z planem działania na resztę dnia. Które najpierw piją kawę, biorą prysznic, szykują śniadanie, a później budzą dzieci, które to budzą się uśmiechnięte, szczęśliwe i bez marudzenia ruszają do szkoły. Nie znam kobiet, matek, które by wiecznie za czymś nie goniły, gdzieś się nie spieszyły, nie miały rąk urobionych po łokcie, wyciągniętych na sobie, starych dresów i włosów w nieładzie. Nie znam matek, które czasem nie mają już siły , dziesiąty raz z rzędu zbierać zabawek po dzieciach, żeby w domu było czysto. Bo to przecież nie ma sensu. Wiesz to. Sprzątanie domu przy dzieciach, to jak mycie zębów czekoladą!
I wierzę. Doprawdy wierzę, że są takie idealne domy. Ale nie wierzę, że są szczęśliwe.
Bo nie ma idealnych matek, idealnych dzieci, idealnych rodzin, czy idealnych domów. Są tylko takie jakie sobie sami stworzymy, tak abyśmy byli szczęśliwi, a nie tak żeby było ładnie jak na tych obrazkach, którymi karmią nas media. Pamiętaj o tym!
Jestem przekonana o tym, że zarówno Ty, jak i ja jesteśmy najlepszymi matkami pod słońcem. Może robimy coś czasem nieudolnie, może czasem coś nie wyjdzie, może nie będzie wyglądało jak z jurnala, albo komuś nie będzie się w ogóle podobało. Jestem przekonana o tym, że robimy wszystko najlepiej jak potrafimy i co najlepsze dla naszych dzieci. Bo chyba najważniejsze jest to, żeby nasze dzieci szczęśliwe były?