Są rzeczy których się dzieciom nie mówi. Nigdy. W żadnej sytuacji. Nawet kiedy miotają Tobą gromy. Kiedy nie panujesz nad emocjami. Kiedy nie jesteś w stanie powstrzymać się przed słowotokiem. Są rzeczy które w głowie małego dziecka, nastolatka zapadają na tak długo, że konsekwencje tych słów ponoszą latami…
Do niczego w życiu nie dojdziesz.
To było dawno. Tak dawno, że nie pamiętam kto i kiedy do mnie powiedział te słowa. A może po prostu nie chce pamiętać? Może wypieram z pamięci, bo tak jest mi lepiej, wygodniej. W zasadzie nie ma znaczenia kto i dlaczego to do mnie powiedział. Ważne jest to, że konsekwencje tych słów ponosiłam przez wiele lat. Dopiero niedawno nauczyłam się ile jestem warta i co mogę osiągnąć. BA! Nauczyłam się dostrzegać to, co już do tej pory osiągnęłam.
Kiedy jest się dzieckiem, wszystko boli razy dwa. Na pewno pamiętacie wszytskie przykre słowa, kierowane do Was w dzieciństwie. Wszystkie przykre sytuacje wyryły się w Waszej pamięci i pozostawiły ślad do dzisiaj. Pamętacie i bolą tak samo jak wtedy. Kiedyś bardzo bolało, dzisiaj nawet cieszę się, że pewnych sytuacji doświadczyłam. Dzięki temu jestem o niebo mądrzejsza i wiem, jakiego podejścia do swojego dziecka nigdy mieć nie będę.
Przez całe lata bałam sie wszelkich wyzwań. Bo skoro starsi, dorośli ludzie mówili, że do niczego nie dojdę, to chyba mieli rację? W końcu są mądrzejsi, bardziej doświadczeni i widzą, czy we mnie jest potencjał, czy też nie. Każda sytuacja gdzie musiałam wykazać się jakimikolwiek umiejętnościami, jakąkolwiek wiedzą, zawsze były dla mnie mega stresujące. I nie ważne czy był to sprawdzian w szkole, czy jakiś obowiązek w domu, a po kilku latach, nawet wizyty w urzędach przyprawiały mnie o ból brzucha…Bałam się konsekwencji, bałam się, że kiedy mi cokolwiek nie wyjdzie, spełnią się słowa tych, którzy wróżyli mi marne życie. Wiecie, nie chciałam im dać satysfakcji. To też znalazłam wyjście idealne. Ucieczka.
Uciekałam przed wszystkim. Najczęściej nie podejmowałam wyzwań uciekając przed porażką. A kiedy już w przypływie emocji, pod tytułem; ja Wam wszystkim udowodnię, podejmowałam się jednak jakiegoś wyzwania, wcale nie było łatwiej. Bo kiedy tylko na horyzoncie pojawiały się chociażby minimalne problemy, uciekałam, wycofywałam się i rezygnowałam, nie doprowadzając sprawy do końca.
Tak było przez wiele, wiele lat. Przez większość życia, wydawało mi się, że jestem zwyczajnych czikenem. A nawet byłam przekonana o słuszności proroczych słów, dorosłych z mojego dzieciństwa. Zwyczajnie nie nadawałam się do niczego…
Dopiero kiedy urodziłam dziecko, zrozumiałam gdzie i kto popełnił błąd. A raczej jakiego błędu ja nigdy nie popełnię!
Dzieci to kruche istoty, które jak gąbka chłoną każde nasze słowo, każdy nasz gest. Są jak plastelina, z której od pierwszych dni życia lepimy człowieka. To od nas dorosłych w wielkiej mierze zależy, jakimi ludźmi staną się nasze dzieci. To my jesteśmy mądrzejsi o całe lata doświadczenia i to my powinniśmy mieć świadomość jak wychować nasze dzieci, żeby nie skrzywdzić ich psychiki. Żeby zamiast niszczyć budować.
Od zawsze powtarzam młodemu jak mantrę i w każdej sytuacji, że nie wolno się poddawać. Uczę go tego, jak wartościowym jest człowiekiem. Chwalę na każdym kroku i pokazuje jego mocne strony. Kiedy wkurza się na siebie, że czegoś nie potrafi, wspieram i powtarzam, że cierpliwość, praca i konsekwencja sprawią, że w końcu się nauczy i zrobi, osiągnie to co sobie założył.
To może wydać Ci się całkiem zabawne, ale uczę się tego razem z nim. I mam często wrażenie, że z niego jest bardziej pojętny uczeń niż ze mnie. Daje mi tego dowód na każdym kroku, każdego dnia.
I kiedy dzisiaj rano po bardzo ciężkiej nocy, wstałam lewą nogą i zajrzałam na ranknig konkursu Blog Roku i okazało się, że jestem gdzieś bardzo daleko(oczywiście byłam w takich nerwach, że później okazało się, że wcale nie jestem daleko i nadal mam spore szanse), załamałam się. Zaczełam płakać, bo puściły mi emocje. Ulało mi się całe zło, wszystkie nerwy, które się we mnie kumulowały ostatnio. Zaczełam dobierać sobie do głowy, że chyba jednak nie jestem tak dobra, za jaką się uważam. Chciałam się poddać i zrezygnować z dalszej rywalizacji.
I wtedy stało się coś, z czego mogę być niesamowicie dumna. Mój syn mnie przytulił i zapytał dlaczego jestem smutna. I kiedy wytłumaczyłam mu o co chodzi, że rezygnuję, że się poddaje, powiedział mi tak:
“Mamo, ale nie możesz tego zrobić. Cały czas mi powtarzasz, że nie można się poddawać, że nawet jak Ci nie wychodzi, to nic się nie dzieje, bo tak się czasem zdarza. Nie możesz się poddać, zobaczysz, uda Ci się!”
Zrobiło mi się zwyczajnie głupio. Bo cholera, przecież sama uczę go ciągłej walki o to co lubi, o swoje marzenia. Uczę konsekwencji i walki do końca i nagle ja sama… Mam mądre dziecko i nie ważne kim będzie kiedyś. Wiem, że bedzie szczęśliwy i osiągnie to, co sobie wymarzy. Wiem to już dziś.