Bardzo długo unikałam tego tematu, bo nie czuję się na tyle kompetentna by się w tej kwestii wypowiadać. Jednak wywołana już wielokrotnie do tablicy, nie wytrzymałam i muszę napisać kilka słów od siebie, o tym, czy szczepić dziecko.
Jeżeli zapytasz mnie czy szczepić dziecko, nie udzielę jednoznacznej odpowiedzi. Powód jest bardzo prosty-ponieważ nie ma w tej kwestii jedynej i słusznej drogi postępowania. I to nie jest tak, że się migam. Jeżeli poszperacie w internecie znajdziecie setki informacji i wymądrzających się ludzi, którzy uważają, że wiedzą najlepiej. Że ich racja jest najświętsza i wszyscy którzy uważają inaczej są debilami. I wcale nie wyolbrzymiam. Są zwolennicy szczepienia i są przeciwnicy tego procederu. Ja z kolei jestem w opozycji do obu. Mam swój prywatny obóz ideologiczny.
Temat szczepień jak tak samo kontrowersyjny i wywołujący emocje jak polityka, religia czy wychowywanie dzieci. Może Ci się wydawać, że w życiu widziałeś i słyszałeś już wszystko- ale wtedy wrzuć do internetu post o szczepieniach. Efekt jaki zauważysz, będzie przypominał ten, kiedy do akwarium pełnego piranii wrzucisz jakikolwiek pokarm. Kiedy powiedziałam znajomemu, że chcę poruszyć ten temat, życzył mi powodzenia i podesłał link do grupy, w której ludzie jadą sobie po nim(po tym znajomym), bo już kiedyś też poruszył ten temat i naraził się tym, którzy mają inne zdanie. I to jest ten moment, kiedy zastanawiasz się, czy ludzie nie mają w życiu ważniejszych rzeczy, przyjemniejszych zajęć? Dlatego ostrzegam wszelkich anty/szczepionkowców-fanatyków będę wyrzucała z wielkich hukiem, bez mrugnięcia okiem i wdawania się w jakąkolwiek polemikę. A powód jest prosty.
Nikt nigdy nie da Ci gwarancji, że szczepienie Twojego dziecka, albo jego brak uchroni je przed powikłaniami i dalszymi konsekwencjami!
Nikt. Nigdy.
I tutaj tekst w zasadzie mógłby się skończyć.
W swoim życiu podejmujemy miliony różnych decyzji. Kiedy zostajemy rodzicami, podejmujemy ich jeszcze więcej, a odpowiedzialność jaka na nas spada, podczas podejmowania tych decyzji jest momentami paraliżująca i zwyczajnie nas ogłupia. Sama mam momenty, kiedy nie mam pojęcia co zrobić, żeby było dobrze. W obliczu tych decyzji i wiedzy jaką posiadam czuję się bezsilna. Bo teoretycznie to Ty bierzesz odpowiedzialność w danym momencie za podjętą decyzję. Praktycznie, jej konsekwencje może ponosić tylko Twoje dziecko, teraz bądź za wiele lat.
I nie ma znaczenia czy będziemy tutaj rozmawiać o szczepieniach, o wyborze szkoły, o wyborze miejsca zamieszkania, o tym czy chrzcić dziecko czy też nie, o tym czy uczyć dziecko języków obcych i jakich, szkolić w kierunkach humanistycznych, ścisłych czy bardziej sportowych, czy może uczyć dziecko bycia wegetarianinem i przyzwyczaić do niejedzenia mięsa. To nie ma najmniejszego znaczenia. Zawsze ale to absolutnie zawsze, dopiero po wielu latach najczęściej, dowiemy się czy podjęta przez nas decyzja była słuszna. Nit nie da nam gwarancji, że postępujemy słusznie. Nikt nie powie nam jak powinniśmy zrobić, żeby dziecku kiedyś żyło się lepiej i żeby mu przypadkiem nie zaszkodzić. Nie ma takiej osoby, nie ma takiej mocy.
Przy podejmowaniu wszelkich decyzji dotyczących naszego dziecka na własne barki musimy wziąć ciężar tej odpowiedzialności.
Nigdy nie wiemy, czy nieochrzczone dziecko, wychowane w domu ateistów, nagle w przyszłości nie zacznie w Boga wierzyć. Czy nie pozna dziewczyny mocno wierzącej i dla niej nie będzie chciał wziąć kościelnego ślubu. Nigdy nie mamy pewności, czy ukierunkowując nasze dziecko na bankową przyszłość, nie okaże się, że woli ono pisać książki, uczyć języków, albo być korektorem. Nigdy nie wiesz, czy wsiadając z dzieckiem do samolotu czy samochodu i zabierając je na wakacje, nie ulegniecie wypadkowi. Nikt nie obieca ani mi, ani Tobie, że kiedy świadomie będę unikała szczepień moje dziecko nie zachoruje i nie będzie przy tej chorobie większych powikłań niż gdyby był szczepiony. I odwrotnie. Nikt nie da mi gwarancji, że nawet jeśli zaszczepię dziecko, nie zachoruje na daną chorobą, ani że nie unikniemy NOP. Nikt nie zna przyszłości, nikt nie może przewidzieć konsekwencji ŻADNYCH decyzji. Dlatego właśnie są one tak trudne, dlatego właśnie powinniśmy je podejmować na spokojnie i pod wpływem własnych przemyśleń a nie oszołomów którzy naczytali się w internecie jakichś bzdur.
Dlatego przeraża mnie ta cała wojna o szczepienia. Bo tutaj realnie rozchodzi się o życie naszych dzieci.
I chociaż mam świadomość, że szczepienia mogą mieć różne konsekwencje, to szczepię Młodego. Bo nie jestem lekarzem. Bo żaden pseudo artykuł w internecie, nie jest mi w stanie dać tak fachowej wiedzy, jaką dają studia medyczne i wieloletnia praktyka lekarska. A po dzisiejszej dyskusji na jednej z grup, śmiem twierdzić, że żadne też studia nie są w stanie nauczyć nawet poprawności czytania ze zrozumieniem i rzetelnego przekazywania informacji.
10. SZCZEPIONKI ZAWIERAJĄ SZKODLIWĄ RTĘĆ.
Mit. Szczepionki zawierają tiomersal, który nie jest szkodliwą metylortęcią jakiej wszyscy się powinniśmy obawiać (którą znajdziemy m. in. w owocach morza), a jej pochodna, czyli etylortęć, która w tak małych dawkach jest zupełnie niegroźna. Stawianie więc znaku równości między tiomersalem, a rtęcią, jest jak stawianie znaku równości między etanolem, którego ludzie spożywają niemałe ilości, a metanolem, którego jeden kieliszek może powodować ślepotę, uszkodzenia wątroby, trwałą niewydolność nerek czy nawet zgon.
Jedyna polska szczepionka zawierająca tiomersal to DTP, czyli szczepionka przeciw błonicy, tężcowi i krztuściowi (lub jej odpowiednik DT, gdy są przeciwwskazania do szczepienia przeciw krztuściowi). W kwietniu 2016 roku ostatnia dawka tej szczepionki, podawana w wieku 6 lat została zastąpiona szczepionką DTaP, która tiomersalu nie zawiera (źródło). Podobnie też nie zawierają go szczepionki skojarzone 5 w 1 i 6 w 1, które zawierają szczepionkę DTaP (korzystając więc z tych szczepionek unikamy tiomersalu całkowicie).
11. SZCZEPIONKI ZAWIERAJĄ SZKODLIWE ALUMINIUM.
Mit. Szczepionki zawierają aluminium w formie soli glinu, która jednak podobnie jak tiomersal, nie jest szkodliwa w tak małej dawce i nasz organizm sam się jej pozbywa. Sól glinu można również znaleźć m. in. w mleku matki, mieszance dla niemowląt, zielonej herbacie czy nawet w wodzie (źródło: Szczepionki nie daj się zwariować, Izabela Filc-Redlińska).
Dodatkowo pierwsze wzmianki o używaniu soli glinu w szczepionkach datuje się na 1926 rok (źródło), więc to również powoduje, że dość ciężko byłoby ją łączyć ze współczesnymi chorobami czy schorzeniami.
żródło: BLOG OJCIEC
Jeżeli szukacie więcej merytorycznych informacji, polecam Wam tekst Kamila z Blog Ojciec, w którym rozprawił się mitami na temat szczepień i ich braku. Przygotowywał się miesiącami studiując różnego rodzaju i publikacje raporty medyczne. Przyznam szczerze, że robi to wrażenie i może rozwiać podstawowe wątpliwości szarego człowieka Tekst -> TUTAJ
I możecie mi teraz, tutaj przytoczyć miliony naukowych badań, dziesiątki raportów tajnych służb rozpracowujących “kartery” farmaceutyczne i inne korporacje, udowadniające, że zwyczajnie nas naciągają, trują i uzależniają od siebie. Możecie mi pisać o szkodliwości nieszczepienia, o braku odporności o większym prawdopodobieństwie zachorowań. Ale nikt z Was, którzy mi te badania i sfabrykowane w większości dowody przytoczycie, nie da mi gwarancji, że szczepiąc bądź nie szczepiąc wybieram najlepszą drogę i postępuje według jedynej słusznej drogi. Nikt z Was nie podejmie się wzięcia na siebie odpowiedzialności za te decyzje. Nikt. Po za mną samą. Matką. Rodzicem.
W ogóle to podziwiam ludzi, którzy twierdzą ,że posiedli tajemną wiedzę, która pozwala im szerzyć swoje mądrości na prawo i lewo, bez przygotowania medycznego. Którzy twierdzą, że są tak bardzo świadomi konsekwencji szczepień i ich braku, a jednocześnie nie są świadomi tego, że to nie oni te konsekwencje będą ponosić. Merytoryczna wiedza jest dobra. Zawsze. Sianie paniki, wszczynanie gównoburz tylko po to, żeby na swoją fanatyczną stronę przeciągnąć jak najwięcej nieświadomych rodziców, którzy chcąc dla swoich dzieci jak najlepiej i łykają wielkie frazesy jak pelikany-NIE!
I teraz przedstawiam swój trzeci obóz ideologiczny.
Kocham swoje dziecko i zrobię absolutnie wszystko, co ja uważać będę za słuszne, żeby było zdrowe i szczęśliwe.
Pozwólcie, że ja i inni rodzice, w ciszy i spokoju sama tą decyzje będę podejmowała bez zbędnego atakowania, nacisków i pseudo mądrości osób postronnych.
No chyba, że chcecie wziąć odpowiedzialność na siebie. Wtedy zapraszam do mojego życia.