Każdego z nas śmierć przeraża. Może nie przeraża, ale śmierci się boimy. My dorośli. Jak mają się śmierci nie bać dzieci? Nie boję się śmierci, w sensie umierania i tego jak umrę. Boje się, że pewnego dnia, po tych których kocham najbardziej, pozostanie głęboka pustka, która złamie mi serce. Boję się, że któregoś dnia odchodząc, taką pustkę po sobie zostawię ja.
Kiedy byłam mała, już nie taka mała bo miałam ok 11 lat, umarł mój dziadek. Dom na wsi. Otwarta trumna w domu, dookoła modlący się ludzie. I tak przez dwa dni. Do pogrzebu. W tym wszystkim ja. Już rozumiejąca że, śmierć jest nierozłączną częścią naszego żywota, a jednak strasznie wystraszona. Dzisiaj w duchy nie wierzę, jak i w wiele innych rzeczy. Jednak wtedy, byłam jeszcze pod wpływem religii chrześcijańskiej. Wtedy wydawało mi się że ciało umiera, dusza się z niego ulatnia i do pogrzebu krąży na ziemi, dopóki nie trafi do nieba, piekła czy czyśćca. Pamiętam noc spędzoną z trumną w drugim pokoju. Dla mnie, wtedy to była trauma. Chociaż mój brat, o kilka lat młodszy i bardziej związany z dziadkiem, spał w pokoju na kanapie obok…
Nie wiem, czy tamta sytuacja, czy po prostu moja wrażliwość sprawiła, że do dzisiaj mam problem z pogrzebami, cmentarzami i wszystkim co z tym związane. Wiem, że człowiek który umiera, tak na chłopski rozum, nie może mi nic zrobić. Ale działa to na zasadzie filmów z serii horrory- wiem że upiory nie istnieją, ale jednak śnią mi się później po nocach i powodują bezsenność. Taki nasilony, irracjonalny strach.
Jak więc mam rozmawiać o śmierci ze swoim czteroletnim dzieckiem?
Kiedy w tym roku spontanicznie zabrałam go na cmentarz, kompletnie nie pomyślałam, o tym że, przecież nadszedł rok, w którym zaczął rozumieć pewne sprawy. Kompletnie nie przygotowałam go do wizyty na cmentarzu. Na szczęście śmierć to jest temat, który jeszcze do niego nie dociera. Nie zadawał pytań, nie drążył, nie dociekał. Nie zwrócił nawet uwagi, kiedy ktoś pokazał mu grób maleńkiego dziecka, informując że, oto własnie tu , leży taki malutki dzidziuś, ku mojemu przerażeniu. Bardziej interesowało go zapalanie świeczek i zabawa zapałkami. Na szczęście.
Bo jak wytłumaczyć swojemu dziecku, że każdy kiedyś umrze. Że mama i tata zasną kiedyś i nie zobaczy ich więcej. Małe dziecko nie rozumie pojęcia “kiedyś”, “za wiele lat”, “jeszcze nie teraz”. Jeszcze nie teraz czyli kiedy? Jak nie teraz to będzie każdego dnia wypatrywał, czy to aby nie ten czas? Czy w sytuacji kiedy mamy do czynienia z tak trudnym tematem, warto uprzedzać fakty, i na wszelkie wypadek przygotowywać dziecko na śmierć?
Kiedyś śmierć była wszechogarniająca, dzieci wśród niej żyły i jakoś wyrosły na normalnych ludzi. A Wy chowacie swoje dzieci pod kloszem.
Nie twierdze że nie. Jednak takie były czasy. Nie było innego rozwiązania, taka była tradycja. Szczepionki też były trudniej dostępne, albo nie było ich wcale. Dzieci przeżywały albo i nie. W związku z tym, mimo że mam możliwość ustrzec dziecko przed chorobami- mam nie szczepić, bo kiedyś nie szczepiono? A co z wrażliwością dzieci. Każde ma inną! Jedno dziecko przyjmie informację o śmierci do wiadomości i przejdzie nad sytuacją do porządku dziennego, inne przeżyje traumę.
Nie możemy więc generalizować. Nie ma odpowiedniego wieku w którym dziecko jest przygotowane na śmierć. Nie ma odpowiedniego wieku, w którym dorosły człowiek jest na śmierć przygotowany.
Czy można więc oswoić dziecko ze śmiercią? Czy kogokolwiek ze śmiercią można oswoić?