Czy ktokolwiek z nas jest idealny? Żyjemy w świecie ułudy. W świecie gdzie kreujemy siebie i swoje życie na idealne. Byleby nikt nie widział naszych porażek. Byleby tylko nikt nie dostrzegł, że daleko nam od perfekcji i doskonałości.

zdjecie blog

Ale dlaczego? Dlaczego tak ciężko jest przyznać się nam do porażek, do najmniejszych potknięć? Dlaczego tak bardzo udajemy kogoś kim nie jesteśmy. Być może i owszem, kogoś kim chcielibyśmy być, ale nadal daleko nam od ideału. Nie boimy się, że prawda wyjdzie na jaw, bo perfekcyjnie żonglujemy trickami miedzy fikcją a prawdą. Ale czy to wszystko, na dłuższą metę nie jest męczące i ma większy sens?

Męczące musi być jak diabli. W końcu na każdym kroku, trzeba pilnować się, żeby nasza kreacja, budowana przed długie miesiące, czy nawet lata, nie legła w gruzach. Bo kiedy legnie…No właśnie. Kiedy raz nadszarpniemy zaufanie naszych popleczników, nasze zaufanie legnie  gruzach. Nasze zaufanie szlag trafi. Nikt więcej nie uwierzy w kreację, którą będziemy chcieli kolejny raz zaprezentować. Mało tego, nasza niewiarygodność, nieidealność rozniesie się jak epidemia grypy.

Nie wiem czy warto więc udawać kogoś kim się  nie jest. Nie wiem. Przez większość swojego życia, starałam się być sobą tak bardzo, że bardzo boleśnie odczuwałam, że bycie sobą raczej nie popłaca. Nie popłaca, bo ludzie wolą jednak sztuczność, plastik i imitacje naturalności. Spoko, to samo życie zaprawiło mnie w boju, i nauczyło że swoja skórę trzeba mieć jednak twardą, więc olewam jak mogę. Jednak nie zamierzam udawać.

Jestem sobą.

Największy ból dupy wszelkiej maści populacji, to fakt niepotrafienia przyznania się do porażki. Że czasem nie wychodzi. Że jest do dupy. Że dno totalne i masz ochotę płakać w rękaw każdemu napotkanemu ludziowi. Tak jest, tak bywa. Nikt się przed porażką nie ustrzeże, chociażby nie wiem jak się starał. Ludzi idealnych nie ma. I już. Bez dyskusji, konfabulacji i innych domniemywań.

Szanuje ludzi którzy potrafią walczyć. Swoją walką motywować innych. Ale kiedy się nie uda, potrafią głośno przyznać się do porażki. Powiedzieć, kurcze, tym razem nie wyszło. Trudno.

Nie jestem idelana.

Mi często nie wychodzi. Narwaniec ze mnie straszny, więc często porywam się z motyka na słońce. Spontanicznie. A później walczę jak mogę. Ale czasem nie wychodzi. Moje ciało od ideału odbiega dramatycznie. I zbyt długo się tym przejmowałam. Nie zmienię tego. I nie powinno to mieć wpływu na moje życie i życie innych.

Moje dziecko też od ideału odbiega. O matulu jedyna. Jak bardzo odbiega… Parówki na śniadanie co drugi dzień. I to nie prima sort! Wieczorne spanie zakrawające o pory, kiedy to ja już śpię, a młody jeszcze bryka. Niewychowawczość level expert. Spodnie spadające z tyłka, dziurawe rajstopy, bajki przez pól dnia i tablet na własność. Matka niepedagogiczna!

Studentka też ze mnie marna. Może jeden semestr zaliczyłam bez poprawki. Ale nie zamierzam się zarzynać, dla cyferek. Nie po to studiuje. Uczę się na ostatnia chwilę, wkurzając się że chłopaki znowu mnie rozpraszają. Po domu często chodzę w powyciąganym i poplamionym dresie, a włosy wiecznie mam w nieładzie.

Do tego, dzisiaj dojrzałam że brwi moje proszą o koszenie. Ups! Taki wypadek przy pracy. Ze szypiorka przez zimę, wyrósł w piwnicy, wyrośnięty por. Tak bardzo że dwadzieścia par spodni nie chce wejść na dupę. Więc walczę. Na szczęście na tym polu, po sto dwudziestej próbie, zaczęłam donosić sukces (dieta, dieta i jeszcze raz dieta!). Biegałam też. Półmaraton miał być. Walczyłam. Nie wyszło. Musiałam odpuścić ze względów zdrowotnych. I chociaż wszyscy, którym pochwaliłam się swoimi ambicjami, będą patrzeć teraz na mnie z byka, że kolejny raz mi coś nie wyszło, olewam to ciepłym moczem. Są rzeczy ważne i ważniejsze. A w życiu lepiej żałować że się coś zrobiło, albo starło zrobić i to nie wyszło. Niż żałować że nie zrobiło się nic i przez resztę życia zastanawiać się, co by było gdyby.

Więc tak. Będę próbowała, będę porywała się z motyką na słońce. Będę odnosiła mniejsze sukcesy i większe porażki. Nie zamierzam grać, udawać.

A tym którzy grają swoje rolę w teatrze zwanym życiem, życzę, aby ich praca nigdy się nie skończyła. Inaczej z bajki szybciutko wskoczą w dramat.

No. To teraz czekam na Wasz coming out, w czym nie jesteście doskonali, po za tym że we wszystkim?  ;)