…jest milion osiemset powodów, dla których ciągle nie jestem w ciąży. Mój instynkt macierzyński ma ochotę mnie zamordować i przypomina mi, jak czułam się WTEDY kiedy bardzo chciałam, ale nie mogłam.  Każdego dnia rozczula mnie na widok małych, słodkich, pulchnych, różowych bobasów. Każdego dnia wzrusza mnie do łez powodując, że ściska mnie w żołądku, a w gardle rośnie taka wielka gula. I każdego dnia odpowiadam siebie na pytanie- właściwie dlaczego nie?

DSC_0016

W tym momencie pojawi się pewnie kilak głosów, które stwierdzą, że jeśli chodzi o dzieci, to nie ma wymówek. I że, jak się chce to się robi i już. Nie ma się co zastanawiać. Że pieniądze to przecież nie problem, bo pińćset plus tyłek ratuje. Że jak już się dziecko pojawi, to się samo wszystko poukłada. I że w ogóle, to co to za rozterki, czy stać nas na dziecko czy nie, dziecko nie ma się opłacać, dziecka nie powinno się przeliczać na pieniądze. Dziecko powinno się kochać.

I w zasadzie to tak jest prościej. I w sumie to się nawet zgadzam. I tak byłoby najprościej. Gdyby pojawiło się samo. Tak wiecie, z zaskoczenia. Jestem nagle w ciąży i świat staje się prostszy. Ja się cieszę, Szalony się cieszy. Młody najpierw nas zabije, a później zrozumie, kiedy małe przyjdzie na świat i też będzie się cieszył.

Tylko życie nie jest takie proste. Nie jest tylko czarne albo białe. A ja nie zajdę w ciążę od samego pragnienia dziecka, gdzieś w głębi serca.

Bo wydaje mi się, że trochę nam się przez te kilkadziesiąt lat pokomplikowało. Tak z jednej strony. Dzisiaj, żeby mieć dziecko, nie wystarczy chcieć i móc fizycznie. Dzisiaj niestety na to dziecko, w większości przypadków, powinno być nas stać. Bo jesteśmy mądrzejsi o te kilkadziesiąt lat doświadczeń naszych, naszych rodziców i dziadków, że jesteśmy odpowiedzialni za to życie które stworzymy. Więc nie możemy sobie rodzić dzieci jak zachcianki. Spełniać jak kaprysy o nowych butach. Bo urodzić to jedno, wychować i utrzymać to drugie. I być może trochę to wyrachowane, ale niestety prawdziwe.

Z drugiej jednak strony, mam przeświadczenie, że jednak takie podejście do życia wiele ułatwia. Nie tylko nam jako rodzicom, ale naszym dzieciom. Bo chęć bycia odpowiedzialnym, chęć stworzenia swoim pociechom jak najlepszych warunków życia. Możliwość zapewnienia jak najlepszego startu w życie, powinna być naszym priorytetem. Jednak nie powinniśmy w tym wszystkim zapominać, że  jeżeli miłości w domu nie ma, to i złote klamki w drzwiach nie sprawią, że nasze dzieci będą miały lepsze życie.

Jeżeli więc zapytacie mnie, gdzie jest kolejnych milion powodów, to powiem Wam, że są we mnie. I w każdej podobnej mi matce.

Która kocha tego swojego jedynaka ponad wszystko. I która nie potrafi podjąć decyzji, żeby zabrać mu trochę uwagi, trochę miłości, trochę czasu i obdzielić kogoś innego. To takie potworne uczucie kiedy uświadamiasz sobie, że nagle tą swoja największa na świecie małą miłość, będziesz musiała w jakiś sposób, chociażby najmniejszy zaniedbać. I ja wiem, że to się podobno da podzielić, zorganizować. Że to działa i ma się świetnie. Ale…ja nie chcę sprawdzać, czy zaskoczy u nas. Jeszcze nie teraz.

Bo teraz stałam się egoistką. Taką, która myśli o samorealizacji, o rozwoju i spełnianiu siebie. Jako kobiety. Która chce robić rzeczy fajne i w których takie dziecko sporo mogłoby namieszać. Bo znowu trzeba by było się spinać, stawać na rzęsach i podpierać się łokciami.Znowu te zimne kawy, i obiady dojadane w pośpiechu. Znowu telefony przerywane upominaniem dzieci.

DSC_0031

DSC_0017

Bo teraz jestem zrobiłam się też wygodna. I być może to kolejna wymówka. Mój jedynak odchowany. Potrafi się sobą zająć, pomału bardzo pomaga mi w obowiązkach domowych, sprawia coraz mniej problemów. I wszystko zaczęło być takie spokojniejsze. Wyjazdy są łatwiejsze, bo tobołów jest jakby połowę mniej. Nawet pomału przy każdym wyjeździe udaje mi się kapkę uczknąć dla siebie. Odpocząć, książkę przeczytać. Po prostu nic nie robić.

I nagle, z własnej woli, miałaby wywrócić nasze życie znowu, do góry nogami? Znowu wstawać co trzy godziny, albo co godzinę? Znowu podcierać te obsrane pulchne tyłeczki. Znowu tyć w ciąży, żeby później nie móc spojrzeć na siebie w lustrze?

Znowu na jakiś czas zatracić swoją kobiecość. Płakać po nocach jak bardzo nienawidzę swojego ciała, które nie potrafi dobrze znieść ciąży. Znowu katować się całe miesiące żeby wyglądać jak człowiek.

Czy ja to wszystko znowu chciałabym przechodzić? Tak serio, z własnej, nieprzymuszonej woli?

Chciałabym.

Chciałabym sprawdzić, czy to drugie macierzyństwo faktycznie jest mądrzejsze. Czy kolejne dziecko kocha się inaczej niż pierwsze. Czy jest łatwiej bo Ty jesteś bogatsza o milion doświadczeń, czy może faktycznie zdarzają się spokojniejsze dzieci. Córki na przykład. Chciałabym mieć córkę! Bo już wiem jak to jest mieć syna. Chciałabym mieć córkę.

No chciałabym, ale…ale jeszcze nie teraz.

DSC_0018

DSC_0019

DSC_0020

DSC_0021

DSC_0022

DSC_0023

DSC_0024

DSC_0030