Internet-dla jednych narzędzie diabła, dla innych cudowny, technologiczny, milowy krok w przyszłość. Bez względu na to jak to postrzegasz Ty, czy Twoje otoczenie, wszyscy z niego korzystamy. Jedni wykorzystują go jako narzędzie do pracy, dla innych to kontakt ze światem albo rozrywka. Bez względu jednak na motywację, wszystkim nam odbiera coś, co w życiu liczy się najbardziej.

cena za internet

Nie potrafię bagatelizować internetu. Dał mi w życiu niesamowite możliwości, które tak naprawdę ma każdy z nas. Wystarczy je tylko dostrzec i odpowiednio wykorzystać. Dzięki internetowi mam szybki, bezproblemowy kontakt z najbliższymi mi osobami, które rozjechały się w najdalsze zakątki świata. Dzięki internetowi, nie ważne gdzie mieszkam, czy jest to wielka aglomeracja, las na totalnym odludziu, czy egzotyczna wyspa u wybrzeży Afryki-mogę pracować zdalnie, nie wychodząc z domu, albo wręcz przeciwnie-jeżdżąc jednocześnie po całym świecie.

Oszczędza czas, kiedy szybko potrzebujemy informacji, numerów telefonów, adresów jakichkolwiek placówek , osób czy firm. Kilka kliknięć i wszystko mamy pod ręka. Historia, geografia, nieskończona skarbnica wiedzy wszelakiej! Pyszne, proste albo wyrafinowane przepisy na każdą okazję, z każdym poziomem trudności dla Ciebie, koleżanki która ma dwie lewe ręce go gotowania, czy Twojego dziecka, które właśnie stawia pierwsze kroki w kuchni. Milion rozwiązań w problemach wszelakich- od zepsutego samochodu, przez projekty domów, zepsuty kran, stłuczony wazon, przypalony obiad czy przesolona zupę.

Możesz całe dnie śmiać się do rozpuku oglądając śmieszne filmiki, słuchać ulubionej muzyki tysięcy wykonawców z całego świata. Możesz oglądać godzinami ulubione seriale, najnowsze kinowe produkcje. Możesz czytać książki bez wychodzenia do biblioteki. Możesz się wzruszać czytając prawdziwe historie prawdziwych ludzi. Możesz poznać miłość swojego życia, albo najlepszego przyjaciela.

Możesz się uczyć, studiować, rozwijać. Możesz załatwić sprawy urzędowe albo umówić wizytę do lekarza. Możesz pracować, zamówić obiad, kupić nowe buty i niedostępną w najbliższych sklepach wymarzoną torebkę. Możesz tez znaleźć milion inspiracji jak urządzić dom, wesele, przyjęcie dla małej księżniczki, albo miejsce na wakacje życia.

Możesz tak wiele!

Jeszcze kilka lat temu, kiedy ja, już całkowicie byłam zakochana w możliwościach internetu i wykorzystywałam je na całego, wiele ludzi z mojego otoczenia patrzyło na mnie jak na kosmitkę. Że po co, że na co, że zupełnie niepotrzebne, że czas zabiera i uzależnia. Zupełnie tak tego nie widziałam. Ale już wtedy marzył mi się taki totalny detox. Na chwilę, lub dwie. Żeby odpocząć, nabrać dystansu, na chwilę odzyskać swoje życie. Ale nigdy nie było czasu, albo możliwości.

Gdziekolwiek bym nie pojechała, cokolwiek bym nie robiła internet dopadał mnie wszędzie. I ja wiem, że można wyłączyć transmisję danych, wifi, albo całkowicie telefon. Jednak prawda jest taka, że jeżeli jest taka możliwość zawsze zerkniesz czy nie przyszedł jakiś służbowy mail-chociaż jesteś na urlopie. Zawsze sprawdzisz czy w nadesłanych wiadomościach nie ma tych istotnie ważnych, albo czy chociaż zerkniesz na newsy z największych stron informacyjnych albo newsfeeda Facebooka. Na chwilkę, na sekundkę.

Nawet nie wiecie jak bardzo jest to męczące, dla ludzi dla których internet jest narzędziem pracy. Coś co jest jednocześnie ułatwieniem naszej pracy, sposobem na życie, to życie nam utrudnia i odbiera. A Ty, Twoje dzieci, mąż, sąsiadka i każda koleżanka na pewno też już to znasz. Bo już, po tych kilku latach, nie znam osoby, która oparłaby się fantastycznej mocy internetu. Nie oparł się nikt. Pochłonięci zostaliśmy wszyscy i nikt z nas nie zauważył, kiedy każdego dnia odbierane jest nam życie…

Na pewno już tak miałaś; gotujesz obiad, cebulka radośnie skwierczy na patelni, albo naleśniki ślicznie się rumienią. Nagle powiadomienie na Facebooku, ktoś wysłał Ci wiadomość, ktoś napisał na służbowego maila, ktoś właśnie dodał zdjęcie z wakacji. Tylko zerkniesz szybciutko co to i wracasz do gotowania. To przecież zajmie Ci tę sekundę albo tylko dwie.

Zaglądasz. Szybko sprawdzasz co miałaś sprawdzić. I już masz wrócić do swoich zajęć, kiedy pojawia się nowe powiadomienie, albo przed oczami śmignie Ci coś, o czym później zapomnisz, więc musisz teraz szybciutko zobaczyć. I tak powiadomienie za powiadomieniem, kolejna wiadomość kolejny news za newsem. Przypominasz sobie co chwilę o czymś, nowym, i co chwilę coś nowego wyskakuje Ci jak królik z kapelusza. Wszystko do zobaczenia na już i  teraz.

I kiedy pochłania Cię tak bez reszty, niezauważalnie jakby ten cudowny świat, te Twoje naleśniki się rumienią coraz bardziej, najpierw pomalutku, później coraz bardziej, żeby w końcu spalić się na węgiel.A później już nic z nich nie zostaje. Nie nadają się do niczego. Jedyne co możesz zrobić to je wypierdzielić do kosza i zacząć od nowa. Zmarnowany czas, energia i wkład własny.

Taka metafora życia. Bo tak właśnie wygląda nasze życie w dobie internetu. Kiedy my pochłonięci jesteśmy tym co dzieje się gdzieś tam w otchłani naszych smartphone, kiedy chłoniemy, wciąż szukamy, próbujemy dogonić swoje cele i ambicje, nasze realne życie, to TUTAJ i TERAZ nie chce się zatrzymać. Biegnie sobie gdzieś jakby obok, osobnym torem. A my nawet nie zauważamy kiedy, jak, gdzie.

I nie, ja wciąż nie jestem w stanie na nowe technologie narzekać. Bo jednak, mimo wszystko to nie one zarządzają naszym życiem. To my sami powinniśmy mieć nad nim kontrolę. Jesteśmy realnymi jednostkami, świadomymi tego co robimy, które mają kontrolę nad swoim własnym życiem! To od nas zależy jak to nasze życie będzie wyglądało.

Jeszcze kilka lat temu to mi wszyscy wypominali, że niebezpiecznie często trzymam w ręku swojego smartphone. Dzisiaj to ja przyglądam się tym wszystkim osobom i robi mi się coraz bardziej smutno, kiedy zamiast ze sobą rozmawiać, tępo wgapiamy się w ekran.  Na tych świętach mój brat utworzył czat, na którego zaprosił cztery osoby, siedzące w jednym pokoju z telefonem w ręce, żebyśmy ze sobą porozmawiali. Taki żarcik. Śmieszny, ale w dalszej perspektywie, kiedy zaczynam rozmyślać o tym, jak będzie wyglądała nasza przyszłość przerażający.

I problem polega na tym, że ten wirtualny świat nie jest już iluzją, miejscem gdzie ludzie są wymyśleni, udają kogoś(chociaż ciągle się to zdarza) i który z rzeczywistością nie ma nic wspólnego. Dzisiaj świat realny został mocno pochłonięty przez ten wirtualny. Głęboko się przenika i jak cień stoi obok każdego z nas. I chociaż bardzo byśmy chcieli, nie jesteśmy w stanie się od niego odciąć.

Ale do brzegu kobieto, do brzegu.

Kiedy ponad dwa tygodnie temu, mąż zrobił mi niespodziankę i zabrał w miejsce gdzie nie było dostępu do internetu, trochę spanikowałam. Internet jest mim narzędziem pracy. Nie mam internetu-nie pracuje i nie zarabiam pieniędzy. Ale sama doskonale wiedziałam, jak bardzo jest mi to potrzebne. Jak od kilku lat marzyłam, żeby mnie od tego internetu odciąć na serio. Wywieść w miejsce gdzie nie będzie ani jednego wifi, gdzie nie będą dochodzić ciągłe powiadomienia, nie będzie trzeba odpisywać na żadną wiadomość bo nie dotrze, gdzie nie będzie kusiło, żeby sprawdzić czy świat się beze mnie zwalił. Gdzie wreszcie bez wiecznego rozpraszania milionem powiadomień wyjdę na spacer, poleżę na plaży, poczytam książkę, będę mogła chłonąc widoki i cieszyć się niczym nie zmąconymi chwilami z rodziną.

I nie było idealnie, bo od macierzyństwa urlopów nie ma. Bo dziecko ma swoje humory i codzienne dramaty, które trzeba pokonywać niezależnie od tego w którym aktualnie znajdujecie się kraju i w jakim języku tam mówią-emocje wszędzie są te same. Ale wreszcie, pierwszy raz od bardzo długiego czasu poczułam jak to cudownie odzyskać własne życie. Jak to fantastycznie móc odzyskać spokój uzależniony tylko od Ciebie i Twojej rodziny.

Ostatnie tygodnie mojego życia to była ciągła gonitwa. Praca, dom, Młody, wszystko na mojej głowie, wyznaczanie nowych celi i ambicje, które ostatnio rosły mi szybciej niż moje dziecko. Ogarniałam wszystko i z jednej strony byłam z siebie dumna, z drugiej wiedziałam, że nie ma nic za darmo i poza snem i odrobiną złego samopoczucia, tracę na pewno coś jeszcze. Jednak żeby zobaczyć co, musiałam się totalnie zdystansować i oderwać od własnego życia.

Otóż okazało się moi drodzy, że kiedy tak pędzimy przez życie goniąc własne cele, ambicje i marzenia. Kiedy poddajemy się temu owczemu pędowi, dajemy się przenikać wzajemnie temu co tu i teraz, i temu nad czym tracimy kontrolę, gdzieś obok, równoległym torem biegnie nasze życie.

To prawdziwe.

To o którym zapomnieliśmy.

Pełne prawdziwych uśmiechów i smutków.

Pełne wspomnień, które nie tworzą się same i same się nie zapamiętują.

Pełne miłości i szczęścia.

Spokojne i zrównoważone.

Życie które ucieka nam między palcami.

Życie którego nie przewiniemy jak filmu wideo.

Życie które tracimy.

Najcenniejsze co możemy w życiu stracić to czas. Nie odzyskamy go. Nigdy. A czas spędzony z rodziną, TU i TERAZ, czas spędzony w pełni świadomie, niczym niezmącony-jest najcenniejszą zapłatą jaką przyjdzie nam kiedykolwiek za cokolwiek zapłacić.