Kiedy Szalony wyjeżdża, na czas dłuższy niż jedna noc, zawsze mam kilka obaw. Pierwsza to ta, że przez dwa tygodnie nieobecności, nie zdążę poskładać kupy prania, która piętrzy się jeszcze przed jego wyjazdem.
Spoko, to taka zmyłka. Nie o tym będzie tekst. Chociaż, nie będę Was oszukiwała. Składania prania nienawidzę i faktycznie musi czasami, no dobra zawsze, odleżeć swoje. Zrobiłam kiedyś eksperyment. Przy cotygodniowych porządkach poprosiłam Szalonego o pomoc. Dałam do wybory kilka czynności. Wybrał pranie. Ja zdążyłam posprzątać dom, a on dalej składał. Od tamtej pory nie śmieje się już ze mnie ;)
Awaria.
Z tą kupą prania, nie żartuje więc. Czasem faktycznie leży i czeka na swojego Pana. Ale obaw mam dużo więcej. Zazwyczaj martwię się to, jak sobie poradzę, kiedy nastąpi awaria. Jakakolwiek. Wyobraźcie sobie koniec świata. W sensie zadupia. Żywej duszy dookoła, a tam Ty(kobieta) i Twoje dziecko. No i jeszcze ze trzy kozy i pies. Nagle coś się psuje, coś co ma wpływ na Twoje codziennie funkcjonowanie i co wtedy?
Jasne. Można zawsze zadzwonić po fachowca. O ile będzie bliżej dojedzie. Nawet jak dalej, też dojedzie. Zapłacisz jedynie za dojazd. Złapiesz się za kieszeń i będziesz odprawiała modły, żeby nie zepsuło się nic więcej. Mam to szczęście, że nie ma takiej rzeczy której nie naprawiłby Szalony. W jego słowniku nie występuje zdanie”nie da się” . A ja szybko się uczę…
Najpierw płacz i modlitwy.
Kiedy więc następuje awaria. Pierwsze co robię, to rzucam soczystym o rzesz kutwa ja pitole! Soczystym. To jest wersja, light. Mam ochotę usiąść i płakać. Czasem uronię więc łezkę. Bo dlaczego musi mnie to spotykać kiedy, pierwszej złotej rączki w moim domu nie ma?!
Taka sytuacja.
Śpieszę się do pracy. Kozy zagonione(serio), pies w garażu, młody po dwóch godzinach stęków, wreszcie się ubrał, ja zdecydowałam się w co się ubrać. Wychodzimy. Wkładam klucz do drzwi, przekręcam, zamykał i…i za uja Pana go z drzwi nie wyciągnę! No dramat. Szarpiesz się, usiłujesz nie spóźnić. Jednak na nic twe starania.
Wchodzisz do garażu, poszukać jakiegoś WD40 i ucieka Ci pies. Daje dyla daleko w świat. Ciul z nim. Nie masz czasu. Poszukasz później. Drzwi otwartych nie zostawisz. W końcu złodziejowi mógłby się na coś przydać Twój siedmio letni, mocno poturbowany laptop, albo kuchenka turystyczna, na której gotujesz. Wtedy nachodzi Cie myśl, że może jednak zostawić te drzwi otarte… Ale zaraz, jest jeszcze aparat! aAlaptop też ważny, jaki jest taki jest, ale Ty jesteś blogerem! Potrzebujesz tego sprzętu.
Ja nie dam rady!?
Zamiast więc płakać, spinasz poślady i zaczynasz odpalać najgłębsze zwoje w Twojej mózgownicy. Odepniesz klucz od reszty i zostawisz w drzwiach myślisz sobie. A drzwi zamkniesz też na dolny zamek. Bingo! Jedziemy po psa do sąsiadki. Tam dowiadujesz się że psa nie ma. Dał dyla razem ze swoją kochanicą. Nosz….Nie masz czasu jeździć po całej wsi, ale jeździsz. A praca czeka…
Wracasz do sąsiadki, zostawiasz jej swój numer, w razie gdyby uciekinierzy wrócili, bo wiesz, że jeżdżenie po wsi nic nie da. Kiedy odbierasz telefon od sąsiadki, że się znaleźli, byli na grzybach, ale nic nie przynieśli, myślisz ufff, jestem w domu. Nie wiesz jeszcze, że to dopiero początek…
Prawo czarnej serii.
Klucz w drzwiach, uciekający pies, czy kozy, to tylko mała rozgrzewka. Życie zdaje się przygotowywać Cie na większy survival. Twój elektryczny samochód dziwnie do Ciebie mówi. Ale na szczęście orientujesz się wcześnie i wracasz wymienić go na poczciwą tradycyjną brykę. Myślisz przechytrzyłam przeznaczenie, ale w kościach czujesz, że to jeszcze nie koniec. I kiedy na noc wyłączasz hydrofor, który dziwnie się zachowuje i budzi Cie co pięć minut, nie wiesz, że najgorsze przed Tobą.
Wstajesz rano, nakładasz farbę na włosy, robisz kawę, chcesz umyć gary i przypominasz sobie, że wyłączyłaś hydrofor. Szybciutko więc lecisz włączyć pompę i wtedy spełnia się Twój najgorszy z możliwych koszmarów. Hydrofor wydaje ostatnie tchnienie.
Jeżeli wcześniej, myślałaś więc, że nic gorszego spotkać Cie nie może, to już wiesz, że życie jest jak Roller Coster. Raz bawisz się świetnie jako Słomiana Wdowa, żeby za chwilę rzygać z tęsknoty i wyć do księżyca żeby on wrócił. Księżyca nie miałam. Miałam natomiast ostro jarające słońce i wizje wypadających włosów.
Weź się w garść!
To jedyne co możesz pomyśleć w takiej sytuacji. Możesz spakować majdan i jechać do mamusi. Oczami wyobraźni widzisz ten wzrok rozbawionych ludzi, kiedy pomykasz przez środek miasta z turbanem z ręcznika na głowie. Być może byłaby to dość zabawna opcja, jednak oznaczałaby ona porażkę. Poddanie się bez walki!
Bądź dzielna kobieto!
Dopinguj sama siebie. Masz prawo się wkurwić, ale to za chwilę. Najpierw włosy. Porozglądaj się dookoła. Musi być jakieś wyjście. I wtedy słyszysz syna –mamusiu pokąpiemy się w basenie? Basen! To jest to! Przecież to takie proste. Woda chlorowana. Nawet ciepła, bo przy tym skwarze inaczej być nie może. W garażu znajdujesz zapas pięciolitrowych butelek i wiesz, że jesteś uratowana!
Basen ogrodowy obowiązkowo!
Jeżeli więc, kiedykolwiek mąż będzie tak bezczelny i zostawi Cię samą w domu. Zaopatrz się w ogrodowy basen. Możesz przeżyć brak prądu, ratując się świeczkami. Możesz przeżyć awarię internetu, spędzając więcej czasu z dzieckiem. Ale awarii wody nie przeżyjesz. Jeżeli mieszkasz w starszym budownictwie, to na pewno ze studnią kopaną starą metodą, do której wkładasz wiaderko, kręcisz korbą i wyciągasz wodę. Jeżeli jednak w nowym, nic tak nie uratuje Ci tyłka jak ogrodowy basen!
Można płakać, można jąkać i stękać. Można użalać się nad sobą i żądać współczucia od niedobrego współmałżonka, który śmiał Cie na dłużej zostawić. Można też wziąć się w garść, zebrać w sobie i działać. I wtedy usłyszysz Kochanie jestem z Ciebie dumny, zaskakujesz mnie. Tylko dlatego, że wpadłaś na genialny pomysł mycia garów wodą z basenu :)
Pamiętaj, nic nie wyjdzie Ci w życiu tak dobrze, jak ratowanie swoich włosów przed wypadnięciem w sytuacji kryzysowej! Ja wiem, że my kobiety, zostałyśmy stworzone do celów wyższych. Że powinnyśmy leżeć i pachnieć. Ale zabawa w drwala, kiedy trzeba napalić w piecu tez jest fajna. I pompuje bicki. I spala kalorie. Chyba ;)
Jeżeli spodobał Ci się ten wpis, będzie mi bardzo miło, jeżeli go udostępnisz. Możesz też polubić ten post, albo zostawić komentarz. Dla Ciebie to chwila, a dla mnie będzie to mały dowód docenienia mojej pracy ;)