Jedno słowo, a emocji cała masa. Znalazłam jakiś czas temu artykuł, pod tekstem wielka dyskusja. Zarzuty w stosunku do autorki, która aborcję popiera; myślałam że masz w sobie więcej empatii

Aborcja.

aborcja

A dlaczego niby jej nie ma? Bo jest za tym, żeby kobieta sama decydowała o swoim ciele, o swoim życiu i przyszłości? To chyba właśnie jest empatia. To spojrzenie na człowieka z dystansem, nie utożsamianie się z nim. Bo nasze życia kompletnie się różnią. I to co leży w Twoich przekonaniach i zasadach, będzie gryzło się z życiem innych. Sama nie poddałabym się aborcji. Mam to szczęście, że nigdy nie musiałam tej decyzji podejmować. I tą pewność, że gdybym zaszła w ciąże, a życie napisało niespodziewany dla mnie scenariusz- nie musiałabym się martwić, czy sobie poradzę, czy zostanę sama, czy podołam.

W życiu bywa różnie. Życie pisze różne scenariusze. Nie nam oceniać poszczególne historie. Każda jest inna. Każda ma innego autora, każda została napisana inaczej. Ludzie mają tą mentalność, że lubią oceniać i decydować za innych. Ciekawi mnie ile z tych osób, które są przeciwnikami aborcji, atakują kobiety, które się jej poddały, zaopiekowałyby się taką kobietą i jej dzieckiem? Adoptowały narodzone, oddane, porzucone dziecko?

Nikt nigdy, kiedy o aborcji mowa, nie bierze pod uwagę wielu czynników, które całkowicie zmieniają perspektywę. Nawet nie Waszą, bo jakie to ma znaczenie, jakie poda się Wam argumenty? Zaraz pewnie odezwą się głosy, że nie ma takiej sytuacji, w której usunęłabym dziecko. Nie? A jesteś przekonana, że byłaś już w każdej sytuacji w życiu

No właśnie…

Znajomy stwierdził że jest za, ale pod warunkiem bardzo drogich zabiegów. I co to rozwiązuje? Kobiety które usuwają ciąże dla kariery, czy ładnego ciała- a stać je na wychowanie dziecka, i poradziłyby sobie- pozbyłyby się problemu. Pewnie i tak się pozbędą. Ale co z patologią? Co z rodzinami, w których rodzi się po naście dzieci, które nie mają za co ich wychować, które nie potrafią im stworzyć odpowiednich warunków do ludzkiego życia? Co z rodzinami, w których niechciane, narodzone już dzieci, morduje się? Tak jest lepiej?

Przecież jest tyle kobiet które zostają z problemem same. Nikt im nie pomaga, ojciec umywa rączki. Jasne może przecież może też być odwrotnie. Tatuś może chcieć dziecka, a to kobieta może go nie chcieć. No może być tak. Ale są to sporadyczne przypadki. Nie znam rozwiązania w takiej sytuacji. Nie znam rozwiązania w większości tych przypadków. Ale w tym rzecz! Nie nam rozwiązywać cudze problemy. Nie nam radzić, jeśli sami nie chcemy czynnie w konkretnej sytuacji pomóc!

Wiem jedno. Nie zazdroszczę kobietom które stoją przed takim dylematem, z jakiegokolwiek powodu. Nie zazdroszczę im decyzji i tego, że będą musiały z tym żyć…

Jednak chciałabym, żeby miały możliwość decydowania o własnym życiu i własnej macicy. Bo w sytuacji kiedy stają przed tak dramatyczną decyzją, kolejne problemy są tylko zapalnikiem to tego, żeby wpędzić się w kolejne problemy.

Obawiam się jednak, że jeszcze całe lata miną, zanim wyjdziemy z jaskini i zorientujemy się, że to nie politycy, nie ksiądz w kościele, ale każdy z nas , indywidualnie powinien decydować o swoim życiu.