Dawno nic mnie tak nie zniesmaczyło. Odchodziłam przecierając oczy ze zdumienia. Usiadłam kilka metrów dalej, żeby ochłonąć. Po policzkach popłynęły łzy. Zrobiło mi się cholernie smutno i przykro. Musiałam ochłonąć.

photo-1428278953961-a8bc45e05f72

Ten dzień miał wyglądać inaczej. Wprawdzie pod domem mamy basen. Jednak młodemu tak spodobało się pobliskie kąpielisko, plaża na której mógł bezkarnie taplać się w bajorku, że obiecałam go tam zabrać. Wzięłam koc, książkę, na telefon wgrałam ulubioną muzykę. Piknikowy kosz napełniłam ulubionymi smakołykami, chociaż wiedziałam, że i tak skończy się na frytach ze śmierdzącej startym olejem budki. Nie mogłam odmówić młodemu. Mieliśmy się świetnie bawić. To miał być jeden z nielicznych dni, kiedy mieliśmy być tylko dla siebie.

Kiedy dotarliśmy na miejsce, z daleka widziałam, że coś jest nie tak. Podchodziłam z mocno bijącym sercem. W oddali ujrzałam karetkę, wóz straży pożarnej. Ludzie nerwowo zerkali w stronę wody, większość stała w niemym bezruchu. Przystanęłam przy Pani pobierającej opłaty za wejście na plaże, żeby upewnić się, tego co już się domyśliłam. Właśnie najprawdopodobniej utonął człowiek…

Zawróciłam w jednej sekundzie, ku rozpaczy i gniewie młodego. Chciałam wyjaśnić mu później. Nie chciałam narażać go na taki stres. Nie wiem ile z tej sytuacji dotarłoby do niego. Nie wiem jak zareagowałby na wyciągane z wody bezwładne ciało. Wiedziałam jedno. To zdecydowanie nie jest widok dla dziecka. Ja sama ciężko takie sytuacje przechodzę. Ale już na pewno nie jest to moment, kiedy powinniśmy obok beztrosko baraszkować. Całkiem niedaleko, rodzina, znajomi owej osoby właśnie przechodzą dramat.

Po drodze minęłam kobietę, która nieświadoma jeszcze sytuacji, również szła z dzieckiem na plażę. Jednym krótkim zdaniem, zobrazowałam jej sytuację. Zrozumiałyśmy się niemalże bez słów. Ona również zawróciła.

Młody nie odpuszczał, a ja nie miałam siły iść dalej. Usiadłam więc w cieniu i próbowałam się uspokoić, żeby wytłumaczyć mu, że to nie jest dobry pomysł i przekupić inną atrakcją. Ja już taka jestem. Często reaguje bardzo emocjonalnie, kiedy komuś dzieje się krzywda. Tym bardziej, kiedy to dzieje się niemalże na moich oczach. Od razu stawiam się w sytuacji rodziny. Od razu czuję ten dramat.

Dlatego niewyobrażalnym dla mnie było to, co ujrzałam na plaży. To były ułamki sekund, ale wystarczyły żeby sfotografować kuriozalny obrazek. Część plaży opustoszała. Plażowicze stali w oddali, obserwowali z konsternacją, być może z sobie tylko znaną refleksją. Inni w pośpiechu zabierali dzieci, opuszczali plażę, tak jak ja, chcąc oszczędzić dzieciom takich wrażeń.

Jednak część plażowiczów pozostała niewzruszona! Jak gdyby nigdy nic, korzystali z uroków upalnego lata. Opalali się,  śmiali. Co przyprawiło mnie o zgrozę, kilka metrów obok miejsca zdarzenia, spora grupa ludzi, jak gdyby nigdy nic chłodziła się beztrosko w wodzie! W tym, co zszokowało mnie najbardziej, dzieci.

Do dzisiaj zastanawiam się co trzeba mieć w głowie, jakim człowiekiem pozbawionym uczuć trzeba być, żeby kilka metrów od trwającej właśnie tragedii, bawić się w najlepsze?

Tak. Rozumiem, że to, że opuściłam plażę niczego nie zmieniło. Nie uratowało chłopaka. Rozumiem, że w okolicy nie ma podobnego miejsca, gdzie w taki żar, można by się ochłodzić. Natomiast nie zmienia to faktu, że  na naszych oczach ginie człowiek, a my niemalże na jego ciele bawimy się w najlepsze. Fundując do tego być może traume własnym dzieciom.

Nie rozumiem. I chyba nie chcę zrozumieć. Wolałam foch młodego z atrakcjami. Tupaniem nogami i płaczem. Półgodzinną szarpaninę słowną, żeby zmienić cel atrakcji. Jednak mogliśmy bawić się świetnie w innym miejscu. I tak też było. Straciliśmy tylko godzinę. Pozostając tam, straciłabym o wiele więcej. Być może nerwy własnego dziecka, koszmary nocne. Ale chyba też szacunek do samej siebie.

Czasem wystarczy chwilę pomyśleć. Zatrzymać się i postawić w sytuacji. To zwyczajnie nie na miejscu. A może się mylę? Może faktycznie wyjście z wody w takiej sytuacji nic nie zmieni. Zmiana miejsca zabawy, plaży również. Przecież tego człowieka nie uratujemy? Po co marnować swój udany dzień? Tak trudno jest być człowiekiem?

Jeżeli spodobał Ci się ten wpis, będzie mi bardzo miło, jeżeli go udostępnisz. Możesz też polubić ten post, albo zostawić komentarz. Dla Ciebie to chwila, a dla mnie będzie to mały dowód docenienia mojej pracy ;)