Od jakiegoś czasu podrzucam Wam nowe teksty o plusach bycia słomianą wdową i jak bardzo dzielną kobietą jestem, kiedy w domu jestem sama. Za każdym razem, kiedy Szalony wyjeżdża, spotykają mnie rożne przygody. Muszę stawić im czoła i być bohaterem w swoim domu.

178H

Ostatnio kiedy w kranie zabrakło mi wody ratowałam swoje włosy przed wypadnięciem wodą z basenu.  Farba na włosach a w studni pustynia. No taka sytuacja. Ja wiem, że życie lubi płatać psikusy. Ale kurde no, za każdym razem muszę stawiać czoła wyzwaniom?

Kolejny raz sama na gospodarce. Kolejny raz łudziłam się, że tym razem to już nogi w górze, odpoczywam. Nic się nie zepsuje, bo kiedyś się ten pech skończyć musi. Prawda? O naiwna ja!

Od niedawna jestem szczęśliwą posiadaczką zmywarki. Broniłam się rękami i nogami. Przecież w rękach świetnie mi szło. A po za tym lubię wodę! Zwracam honor, wszystkim którym  stawiałam opór, kiedy mnie namawiali! Zmywarka to wynalazek kosmiczny. Trzy minuty i kuchnia błyszczy.

Przyzwyczaiłam się już do wygody. Dzięki zmywarce mam przynajmniej o połowę mniej sprzątania w kuchni. Więc kiedy pewnego dnia zmywarka odmówiła posłuszeństwa, załamałam się! Dramat- mówię Wam. To tak jakby ktoś nagle zabrał Wam depilator. I maszynki jednorazowe też. Jedyne co zostaje Wam do ogolenia nóg i pach to brzytwa. No chyba, że postawicie na modny ostatnio zarost. To inna sprawa. Ale same powiedzcie, że taka perspektywa przyprawia o dreszcze?

Oczywiście, że Szalonego w domu nie było. Jakżeby inaczej! To taki bonus od zmywarki, który najwyraźniej postanowiła mi pokazać, jak bardzo ją pokochałam. No kocham, kocham, przyznaję się bez bicia i życia sobie nie wyobrażam!

Szalony poinstruował online. Przeszłam szybki kurs naprawienia zmywarki. Poznałam narzędzia jakie były mi do tego potrzebne, ale to wcale nie okazało się takie proste. Przynajmniej nie w wersji oryginalnej. Bo założenie było takie, że biorę kombinerki, coś tam wyciągam, coś tam wkładam i działa jak złoto!

Ni uja! Nie działa. Kombinerki mało mi ręki nie urwały. Takie życie, taki…czy jakoś tak. Siadłam, gorzko zapłkałam, spojrzałam na swe dłonie i już miałam się poddać, już miałam oswoić się z myślą, że kolejne dwa tygodnie spędzę na rozstaniu z moją nową, gorącą miłością kiedy…Kiedy to, przed oczami wyrosła mi pęseta.  Leżała przede mną.

Jak pomysłowemu Dobromirowi, tak mi nad głową zaświeciła się wielka żarówa, która oznajmiała całemu światu, że właśnie o to, Szalona wpadła na pomysł genialny. Tak. Naprawiłam zmywarkę pęsetą!(wiem, chcecie tutoriale moich genialnych odkryć, jak sobie radzić, kiedy faceta nie ma w domu) Jestem genialna. BRAWO JA!

I kiedy uruchomiłam nową swą miłość, usiadłam obok napawając się jej pracującym widokiem, popijając brązowy nektar, zaczęłam rozmyślać. Nad tym, jak radzą sobie kobiety, które idą przez życie same.

No bo bądźmy szczerzy, nie wszystkie macie partnerów, którzy pomagają Wam na co dzień. Zdaję sobie sprawę z tego, że wiele z Was, czytając o tym, jak sobie świetnie radzę, myśli sobie – zginęłabym!

Uwierz mi że nie. Jasne, że nie każda która partnera posiada, może pochwalić się ogarniętym facetem, który naprawi wszystko, na wszystkim się zna, wszystko zrobi czy załatwi. Jednak jeżeli posiadasz taki rodzaj faceta i jesteś przekonana że bez niego zginiesz, nie martw się! Człowiek już tak został skonstruowany, że przystosowuje się do okoliczności. Kwestia dnia, może  dwóch, żeby dotarło do Ciebie, że czas ogarnąć dupę i zrobić Coś, żeby sytuację zmienić.

Najpierw chłodna analiza, później działanie. Jak się nie da w ten sposób, to w inny. Poradzisz sobie. Nie masz wyjścia! Bo to faceci sprawiają, że czujemy się nieporadne. Skoro jest, niech się do czegoś przyda. Niech naprawi, niech koło zmieni, niech zatankuje, niech pomaluje, zrobi remont. W pewnym momencie zaczynasz jednak zapominać jak się trzyma wałek w ręce. Sama myśl, że miałabyś pomalować mieszkanie napawa Cie przerażeniem. Zupełnie niepotrzebnie. To tylko chwilowy stan, do którego doprowadza Cię świadomość, że jest ktoś obok Ciebie, kto zrobi to lepiej!

Okej. Skoro doszłyśmy do wniosku, że bez facetów sobie poradzimy. Być może całkiem przyzwoicie. To po co nam oni właściwie są? No o przedłużaniu gatunku nie mówmy. Się przedłużyć gatunkowo, możemy z pierwszym lepszym napotkanym na ulicy. Przygarniać go do domu nie trzeba. Są też banki nasienia.  Skoro ten problem też mamy rozwiązany, na co nam więc ten facet?

A no do kochania! Co mi z tego, że sama sobie wszystko naprawię, jak nie ma komu szczerze się nad moją poradnością zachwycać i rozczulać. Co mi z tego, że przeżyję kolejny dzień perfekcyjnie sobie radząc, kiedy wieczorem nie będzie mnie miał kto przytulić! Co mi z tego, że pokonam jedną przeszkodę, jak nie będzie miał mnie kto motywować, żeby pokonywać kolejne! Co mi z tego, że będę miała dziecko, jak nie będzie mi miał kto pomóc, żeby je wychować na fajnego mądrego i zaradnego chłopca.

Ja wiem. Jest wiele kobiet, które musi sobie radzić. I oczywiście będzie udawała że bez faceta radzi sobie o wiele lepiej. Ja wiem, że nigdy nie przyznają się do tego, że chciałyby mieć obok kogoś, na kim mogłyby polegać w każdej sytuacji. Kogoś kto będzie wspierał, troszczył się, dawał poczucie bezpieczeństwa. Ja wiem. Wiem też, że kiedy ktoś taki stanie w Twoich drzwiach, zechcesz zapomnieć o swojej poradności. Ugną się przed Tobą kolana i nagle staniesz się delikatną kruszyną, którą trzeba się zaopiekować. Takie już z nas spryciule ;)

Jeżeli spodobał Ci się ten wpis, będzie mi bardzo miło, jeżeli go udostępnisz. Możesz też polubić ten post, albo zostawić komentarz. Dla Ciebie to chwila, a dla mnie będzie to mały dowód docenienia mojej pracy ;)