Wiem, że ostatnio nudno, i soczewica ciągle u mnie gości, ale nic nie poradzę że soczewica tak mi posmakowała. Odpowiednio przyrządzona, potrafi być naprawdę dobra! Uwielbiam pieczeń rzymską, jednak nie jem przecież teraz mięsa. Ktoś ostatnio takową przygotował i zrobił mi strasznego smaka. Postanowiłam, więc zrobić swoją wegetariańską wersję i myślę że udało się doskonale. Klops z soczewicy tak naprawdę niewiele różni się od pasztetu. Robi się go prawie tak samo. W smaku jest bardzo podobny, chociaż wzbogacony o kilka składników. Być może będę bardzo nie obiektywna, bo uwielbiam wszystko co już z nazwy jest wegetariańskie, jednak osobiście nie czuje wielkiej różnicy w smaku klopsa z soczewicy czy mięsnego. Jasne, różnią się konsystencją. Ale ja dla mnie tylko tyle.
25 dag zielonej soczewicy
1 marchewka
1 korzeń pietruszki
kawałek selera
3 liście laurowe
2 kuleczki ziela angielskiego
sól
Podane wyżej składniki gotujemy w lekko osolonej wodzie, tylko do miękkości soczewicy.
1 średni por
30 dag pieczarek
1 cebula
oliwa/ masło/olej
sól,pieprz
Pieczarki podsmażamy do zrumienienia z sola i pieprzem. Cebule i pora kroimy w kostkę(nie ma znaczenia jaką, i tak wszystko wyląduje w blenderze), dorzucamy na patelnie i szklimy jeszcze chwilę z pieczarkami.
2 surowe jajka
3-4 jaja gotowane na twardo
1 namoczona bułka
Bułka tarta, tłuszcz do nasmarowania formy
garść posiekanej zieleniny(natka, drobny szczypiorek,koperek)
Przyprawy; słodka suszona papryka, gałka muszkatołowa, kminek mielony, odrobina cząbru, opcjonalnie inne suszone zioła jakie Wam się nawinął;)
Gotowane(soczewica i warzywa) i smażone składniki studzimy, wrzucamy do blendera razem z przyprawami, 2 żółtkami(białka zostawić!), namoczoną bułką, zieleniną. Miksujemy na jednolitą masę-chyba że lubicie grubiej, nie ma problemu. Dwa białka ubijamy na sztywno, mieszamy delikatnie z masą z soczewicy. Foremkę smarujemy tłuszczem poruszamy bułką tartą. Wylewamy część masy, wkładamy gotowane jaja, wylewamy resztę masy. Ja piekłam pierwsze pół godziny w piekarniku nagrzanym do 170′ C pod przykryciem, żeby nie wysuszyć klopsa. Następne 20-30 minut zapiekałam do zrumienienia.
- Klops jest dość suchy, dlatego polecam podawać go z sosem np. grzybowym.
- W mojej wersji nie dawałam moczonej bułki, ale wiecie- ja jestem dietowa;)
- Na drugi dzień klopsa śmiało można szamać na kanapce jak pasztet.