Kiedy wczoraj Judyta opublikowała swój wpis, na temat tego, jak często robimy profilaktyczne badania, włączyła mi się analiza. O tym, czy się badam możecie przeczytać u Żudit. Razem z innymi blogerami, przekonuję Was tam, dlaczego warto to robić. Jednak nie poruszyliśmy w tym temacie jednej bardzo ważnej kwestii. Mianowicie zdrowia psychicznego.

photo-1422544834386-d121ef7c6ea8

Dziwnym zbiegiem okoliczności, pod moją myśl, jedna z blogerek podesłała mi kolejny tekst(o tym za chwilę) przy którym ryczałam jak bóbr. I który utwierdził mnie, że powinnam ten temat poruszyć. Nie jest łatwy. Nikt o tym rozmawiać nie chce. Jeżeli ktoś, miał kiedyś jakiś problem i rozwiązał go u psychologa czy psychiatry, zwyczajnie wstydzi się o tym mówić. Bo społeczeństwo ma mylne przekonanie na temat takich ludzi. Że przecież to ktoś niezrównoważony musi być. Otóż nie mili Państwo.

Czy ja wyglądam na wariatkę?

Dla większości z Was jestem kobietą pewną siebie, pogodną, wiecznie uśmiechniętą. Dla której nie ma rzeczy niemożliwych. Jestem kimś, dla kogo każdy problem, to żaden problem. Kimś, kto stawia sobie cele i je osiąga. A ja, wcale taka nie jestem. To znaczy teraz już tak. Ale jeszcze niedawno daleko mi było do kogoś takiego.

Przez wiele lat zmagałam się z bardzo niskim poczuciem wartości, z brakiem wiary w siebie i swoje możliwości.  Wręcz ze strachem o kontakt z ludźmi. Niedawno napisałam tekst „Nie obchodzi mnie co o mnie myślisz”, jednak jeszcze do niedawno obchodziło. Obchodziło mnie, co myślą o mnie inni i brałam to do siebie. Tak silną miałam potrzebę akceptacji mnie przez innych. Przyszedł taki okres w moim życiu, kiedy przestałam sobie dawać radę. Sama ze sobą. W życiu bywają różne sytuacje. Raz jest ciężej, raz łatwiej. Jednak w tamtym okresie, każda sytuacja, narastała w mojej głowie do rangi problemu giganta, z którym sobie nie radziłam. Teraz to widzę. Wtedy zastanawiałam się, dlaczego tylko ja tak dramatyzuję. I dlaczego nie potrafię wyluzować i olać wszystkiego. Wyłączyć myślenia i przestać się w kółko zadręczać. Wszystkimi i wszystkim.

Ty wiesz jaki jest Twój problem.

Praktycznie każdy problem, ma swoje podłoże. Jeżeli ktoś się czegoś boi, coś ten strach musiało spowodować. Ja wiedziałam jaki jest mój problem. Gdzie jest podłoże. Nawet podejrzewałam, w jaki sposób swój problem rozwiązać. Jednak w życiu już tak jest, że czasem najbardziej oczywiste rozwiązania, wydają Ci się najmniej prawdopodobne i skuteczne. Więc żyłam tak przez wiele lat, udając że daje radę. Jednocześnie z każdym dniem, tracąc resztkę sił, na walkę o to, żeby to życie wyglądało inaczej.

Twoją siłą jest rodzina.

Moją również. To dzięki chłopakom, wiem że dam radę. To oni we mnie wierzą i mnie motywują do walki. Kiedy masz swoją rodzinę, wszelkie frazesy typu robisz to dla siebie tracą na wartości. Liczą się oni. To żeby byli szczęśliwi i bezpieczni. I to dla nich pewnego dnia, postanowiłam umówić się do psychologa.

Wolna jak ptak.

Pojęcia nie miałam czego się spodziewać. Jasne że się bałam. Wiedziałam jednak, że jeżeli tego nie zrobię, pewnego dnia, rozsypię się zupełnie. A na to wszystko patrzeć będą chłopaki. Będą patrzeć i cierpieć, tylko dlatego, że ja nie odważyłam się zawalczyć. Diagnoza okazała się tak oczywista, jak to, że kocham swoją rodzinę. Tamtego dnia zmieniło się wszystko. Wystarczyła jedna wizyta i rozmowa z zupełnie obcą mi osobą, żebym zrozumiała, że nie warto się zadręczać. Ta osoba pozwoliła mi spojrzeć na sytuację jej oczami. Z dystansu i bez emocji, które mną miotały. Mogłam roztrząsać. Mogłam podjąć psychoterapię i truć się psychotropami przerabiając wszystkie swoje problemy. Ale po co, skoro tamtego dnia poczułam, że uwolniłam się od wszystkich swoich problemów. To tak, jakbym po upalnym, męczącym dniu, wzięła orzeźwiający, oczyszczający prysznic. Swoiste Katharsis.

Tamtego dnia wreszcie poczułam się wolna.

Tamtego dnia poczułam się, jakbym po latach długiej żeglugi, na bardzo niespokojnym morzu, pełnym sztormów, wreszcie stanęła na bezpiecznym lądzie.

Zrobiłabym to jeszcze raz.

Kiedy pewnego dnia poczuję, że znowu zaczynam się sypać i nie pomagają ramiona Szalonego, znowu wykręcę numer poradni. Nie dlatego, że to działa jak magiczna tabletka. Dlatego że pewne problemy, czasem wracają. Możemy czuć się super silni, a któregoś dnia wrócą jak bumerang.

Dotyczy to każdego. Czasem objawy są niezauważalne. Czasem ignorujemy, że widzimy objawy u swoich najbliższych. Czasem myślimy, że ktoś jest po prostu nieznośny, gburowaty albo zwyczajnie nie da się go lubić. Jednak z doświadczenia wiem, że za każdym takim zachowaniem, kryje się coś więcej. Nie wyciśniesz z każdego człowieka zwierzeń, nie każdy powie Ci jaki jest jego problem. Jednak czasem warto powstrzymać się przed ocenieniem, czasem warto się zainteresować.

Konsekwencje.

Problemy z emocjami, z tym że nie radzimy sobie psychicznie z problemami, są w dzisiejszych czasach coraz powszechniejszym zjawiskiem. Nie chodzi o to, żeby od razu biegać do terapeuty z każdym problemem, ale o to, żeby przestać udawać, że mnie to nie dotyczy i czuć się niezniszczalnym. Podobnie jak nie znamy dnia ani godziny, kiedy dopadnie nas choroba i warto badać się profilaktycznie, tak warto dbać o swoje zdrowie psychiczne. Złamana ręka się zrośnie, jednak ślad w postaci nawracających bóli zostanie. Podobnie z naszym zdrowiem psychicznym.

Na koniec mam dla Was jeszcze jeden tekst, o którym wspomniałam na początku. Bardzo ważny tekst, który najlepiej ukazuje, dlaczego nie warto ignorować problemów. Ani u siebie, ani u swoich najbliższych. Przeczytacie go u Aniki z bloga Po tamtej stronie lustra. Jednak ostrzegam. Ten tekst, wyryje się w Waszej pamięci na dłużej. Jednak czasem, niektórzy potrzebują terapii szokowej żeby otworzyć oczy i zauważyć co się wokół nich , albo z nimi dzieje.

Jeżeli spodobał Ci się ten wpis, będzie mi bardzo miło, jeżeli go udostępnisz. Możesz też polubić ten post, albo zostawić komentarz. Dla Ciebie to chwila, a dla mnie będzie to mały dowód docenienia mojej pracy ;) A może tekst trafi do kogoś, komu jest potrzebny.