Co to za kuźwa brednie, wytłumaczcie mi proszę?! Noemi Es napisała post o kierowcach TUTAJ, którzy parkują jak święte krowy. I racje miała dziewczyna, bo i ja o tym niedawno TUTAJ pisałam, czyli problem faktycznie jest, skoro blogerzy go komentują i to w złym kontekście niestety. I po komentarzach u Noemi stwierdzić muszę, iż ludzie nie myślą. Kompletnie, a jeśli już to musi strasznie boleć takie głupoty gadają.

A że dzieci powinny się bawić na placach zabaw i innych wyznaczonych w tym celu miejscach, a nie po chodnikach jeździć hulajnogą i biednych przechodniów potrącać… No ale jakoś chyba do tego placu zabaw dojechać/dojść te dzieci muszą tak czy nie? No chyba że jest jakiś tajny teleporter o którym jeszcze nie wiem, to śmiało, chętnie się dowiem.

Że nie zmienimy nic, bo polaczki nie mają kultury jazdy…. Nie mają polaczki kultury w ogóle, na co dzień w życiu moi mili. Nie trzeba być kierowcą, można być pieszym, zwykłym Kowalskim i Bucem Prezesem Zarządu żeby mieć w dupie cały świat i nie interesować się czy Twoje poczynanie nie utrudni życia innemu. Jesteśmy pępkami świata i tak się teraz ludzi wychowuje. A co za tym idzie…

Że zmienia się jajko a nie kurę. To rozbawiło mnie najbardziej! Taka perełka. Jak kura matka nie pokaże w praktyce czym jest kultura i dobre wychowanie, jak żyć z ludźmi w społeczeństwie żeby nikomu nie utrudniać życia, to ta kura teorie może sobie w dupę wsadzić. I stwierdzam to jako matka i córka! Mogę swemu dziecku wykładać całe elaboraty na temat kultury (i wszystkiego dookoła) ale jeżeli ja sama, w życiu na co dzień, będę zachowywała się sprzecznie z tym co głoszę, moje dziecko wchłonie praktykę- nie teorię. Dzieci tak mają chłoną co widzą nie co słyszą!

Jesteśmy miszczami. Tak miszczami, nie mistrzami, w przerabianiu na swoje, podkładaniu schematów, stereotypów, przysłów do konkretnych sytuacji. Potrafimy się wymądrzać na każdy temat przytaczając mądre przysłowia, takie, które dla nas są wygodne. Zapominamy że teoria to jedno, a praktyka to drugie. Potrzeba na nią troszkę więcej czasu i wysiłku jednak przynosi o wiele większe korzyści. Zdecydowanie!

A skoro jak bumerang wraca do mnie temat poruszania się na drodze, napomknę jeszcze o widoczności. Ile z Was wychodząc z domu wieczorem zabiera ze sobą coś odblaskowego? Ale tak szczerze? No właśnie. Zauważyłam że w mieście jest większa świadomość tego problemu. Nawet na ścieżkach rowerowych, biegacze coraz częściej są odblaskowi, chociaż ścieżki są oświetlone i i tak byliby widoczni. Na wsiach jest jakaś tragedia. Ludzie chodzą nieoświetlonymi poboczami, poubierani na czarno. A kiedy wylęgną się z kościoła i wyskakują z każdej strony, nić innego tylko zatrzymać samochód i poczekać aż wszyscy wrócą do domów. A wystarczy mała latarka włączona w ręce, nie trzeba od razu ubiera się jak choinka, wystarczy jakaś opaska odblaskowa na ramię, albo coś powieszonego na szyi.  Może księża zamiast opowiadać na ambonie na co idzie kolejna(jakże potrzebna przecież) zbiórka, częściej uświadamialiby swoich wiernych o widoczności na drodze?