Dostaję od Was całą masę próśb o pokazanie w całości, naszego przybasenowego  drewnianego tarasu. Bardzo Wam się spodobał pomysł i zupełnie Wam się nie dziwię! To nasze ulubione miejsce, w którym spędzamy caluśkie upalne dnie. Ale czemu się dziwić, mamy swoje prywatne RODOS koło domu. Drewniany taras.

Drewniany taras.

Za każdym razem, kiedy ktoś do nas przyjeżdża i widzi nasz ogród, zastanawia się, po co w ogóle wyjeżdżać gdziekolwiek na wakacje, kiedy pod domem ma się swój prywatny raj. Zgadzamy się z tym w zupełności. Dlatego (między innymi) nigdy nie wyjeżdżamy na wakacje w lecie. Zupełnie nie mamy takiej potrzeby. Wielki basen, który doskonale spełnia swoją funkcję rekreacyjną i chłodzącą, kilka miejsc do rozłożenia wygodnie swoich kości i rozkoszowania się widokami. Nawet, żebym chciała być skromna, to nie ma to sensu. Pięknie tu u nas i w lecie zupełnie nie chce nam się stąd wyjeżdżać. No chyba, że ciągle pada… To jedyny powód, przez który ciągle, gdzieś w głowie mam pomysł, na dom w Hiszpanii, na Gran Canarii na przykład.

Poza tym mamy wielki sentyment do naszego nowego tarasu. Jak zresztą do całego ogrodu i domu. Bo absolutnie wszystko zrobiliśmy sami. Od podestu dookoła basenu, przez pergole, wypoczynek, genialny stolik pełen wspomnień, aż po zasłony i markizy.

Taras powstawał dwa lata. W zasadzie na początku nawet nie był planowany. Ale kiedy postawiliśmy nasz kolosalny basen, gryzł nam się z resztą ogrodu i coś trzeba było z nim zrobić.

Tak mój mąż wymyślił, podest dookoła basenu. Basen został obudowany z trzech stron-tak, żeby z jednej strony(tej od lasu) można było swobodnie dojść do basenu, oczyścić, wymienić filtr, spuścić wodę i złożyć go na zimę, a później rozłożyć. Piszę z trzech stron, bo w zasadzie trzecia ściana, to ogrodzenie-nie ma do niej dojścia, nie widać jej.  Cały taras został osadzony na stalowym szkielecie. A dokładniej stalowe słupki wbetonowaliśmy w ziemi. . Na to szkielet drewniany, podest z desek i obudowa. I tak taras prezentował się jeszcze w tamtym roku.

Już zdecydowanie było ładniej. Wygodniej wchodziło się do basenu i przede wszystkim dzieciaki, nie wnosiły tyle trawy i brudu. Jednak kiedy słońce najbardziej przypiekało, a nie mieliśmy ochoty siedzieć w basenie, musieliśmy uciekać do domu w poszukiwaniu cienia. Zastanawiałam się nad kupieniem parasolki, ale taka wyglądałaby komicznie na naszym tarasie. Zresztą, do parasolki pasowałby jakiś wypoczynek, czy coś innego pasującego. A my jak to my-nie lubimy kupować rzeczy, które nam się nie podobają, nawet jak miałyby być praktyczne. Albo coś co odpowiada nam w stu procentach, albo wcale.

Pomysł na nadbudowę  drewnianego tarasu zrodził się więc już w zimie. Wiedzieliśmy, że kolejnego sezonu w spiekocie nie wytrzymamy i trzeba zrobić jakąś antresole zasadzającą tą część, na której zrobiliśmy miejsce do chilloutu.  I tak oto, w kilka tygodni powstało nasze miejsce odpoczynku.

Zawsze marzyły mi się zasłony przy drewnianym tarasie, więc je sobie uszyłam. Co nie było najłatwiejsze. Chociaż same zasłony i markizy, które są na górze to był pikuś! Największym wyzwaniem było uszycie poduch! Tak-poduchy też zrobiliśmy sami. Wiadomo.

Od razu uprzedzę pytania. Zasłony i markizy są ściągalne. Zarówno na górze, jak i do zasłon, zamontowaliśmy wkręcane haczyki. Można je ściągać, albo przewiesić, żeby zasłonić się, kiedy słońce zaczyna zachodzić i razi nas w oczu. Zasłony są przywiązane grubym sznurem, którego długo szukałam. Miał być gruby i względnie tani. Znalazłam taki w sklepie budowlanym!

Przy markizach i zasłonach zanitowaliśmy kółeczka, dokładnie takie jak montowane są na przykład przy plandekach. Taki osprzęt do nabijania kółek kupicie na Allegro za grosze. Ale ostrzegam-my kupiliśmy podobno nierdzewne kółeczka. Przynajmniej tak zapewniał sprzedawca na aukcji. Zależało mi na tym, ponieważ ani zasłon, ani markiz nie ściągam nawet podczas deszczu. Niestety, nasze okazały się bardzo rdzewne. Już po pierwszym deszczu pojawiły się rdzawe zacieki.

Ale liczyliśmy się z tym. Cały materiał kupiliśmy trochę po taniości i z założeniem, że nie będziemy go ściągać przez całe lato, więc pogoda, słońce, deszcz-zrobią swoje. To nie jest materiał jaki stosuje na przykład do szycia leżaków, tarasowych żali czy markiz(chociaż jak na swoją cenę, dość solidny/mocny) Taki materiał(ładny!) jest trzy, cztery razy droższy niestety. My na całość potrzebowaliśmy 30m bieżących materiału, więc koszt grał tutaj rolę. Ale i tak jestem zadowolona. Poduchy wnosimy pod dom, chyba, że mamy pewność, że nie będzie padało, wtedy je zostawiamy.

Wady białego materiału? Na żaglach/markizach w miejscu gdzie podczas deszczu przecieka woda-zebrały się brudne zacieki, których nie da się doprać(jeszcze spróbuje wybielaczem przed zimą). Plus jest właśnie taki, że mogę potraktować materiał wybielającą chemią.

Wady niebieskiego materiału? Od góry wypłowiał na słońcu. Ale tylko od strony zewnętrzej . W środku tarasu, kolor jest ten sam. Ale to akurat dla mnie plus ;)

Kto czyta mnie dłużej, zastanawia się-Halyyna, ale why niebieski? Czemu nie różowy? No miałam taki  niecny plan przyznam szczerze. Ale zbuntowali mi się chłopaki i przegłosowali mnie. Nie miałam wyjścia. Ale nie żałuję. Całość tarasu z basenem jest bardzo spójna, wszystko idealnie ze sobą współgra. To był świetny pomysł!

No i w końcu mieliśmy gdzie ulokować nasze małe marzenie o stoliku pełnym wspomnień! Widzieliśmy podobny w nadmorskiej tawernie, podczas jednej z naszych podróży. Wiedzieliśmy, że kiedyś zrobimy podobny i będziemy do niego wkładać pamiątki z naszych wojaży. I jest. On. Stolik pełen naszych wspólnych wspomnień!

Cały jest zrobiony z drewna, pomalowany na biało. W środku zwykły piach budowlany, który przesialiśmy sitkiem, żeby pozbyć się wszelkich kamyków. Farbowany…niebieskich barwnikiem malarskim! Szybę (grubą) kupiliśmy na hurtowni u szklarza. Brzegi są fazowane(zaokrąglone), W ramie stolika wyfrezowane są brzegi, żeby szyba ładnie wchodziła do środka i blat był równy. Tak jest bezpieczniej. Uszczelka zapobiega przesuwaniu się szyby, trochę przed przeciekaniem wody i wchłanianiu wilgoci.

Stolik ma jedną wadę. Jest przemakalny. W sensie, musimy go zakrywać podczas deszczu. A i tak są jakieś minimalne nieszczelności, przez które piasek chłonie wilgoć w nocy. Co za tym idzie w dzień paruje i wilgoć skrapla się na szybie. NA początku mnie to wkurzało. Dzisiaj wydaje mi się, że to nawet całkiem fajny efekt i kojarzy się z morzem, tak jak cały stolik.

Ach! No i moja duma! Małe stoliki kosze. Wymyśliłam je sama w tamtym roku. Zawsze podobały mi się te stoliki kosze. Są bardzo klimatyczne. Nawet kiedyś przymierzałam się do kupna takiego. Przetrzepałam całe miasto, żeby dotknąć materiałów z jakich są wykonane i…odpuściłam sobie. Słabej jakości druty i dykta, albo kawałek sklejki, która zaraz złapie wilgocią, złamie się, zniszczy. Do tego, wyglądało to po prostu tandetnie. Przypadek sprawił, że pojechał z Alvarem na złom. To tam znalazłam dwa stare, pordzewiałe kosze na bukłaki z winem. Od pierwszego wejrzenia wiedziałam co z nich zrobię i że chce je mieć. Mój mąż początkowo mnie wyśmiał, że na cholerę mi ten kawałek złomu. Później, kiedy na spokojnie opowiedziałam mu swój pomysł, sam zrobił drewniany blat i widziałam, że podobało mu się to COŚ co wymyśliłam z niczego. W tamtym roku zrobiłam dwa ciemne stoliki, w tym roku, kiedy wymyśliliśmy taras w marynistycznym stylu, powstał biało niebieski.

Który bardziej Wam się podoba?

Mam już pomysły i plany na następne, bo umówiłam się ze znajomym ze złomu, że będzie mi takie kosze odkładał i skrzętnie przetrzymywał ;) Tak właśnie proszę Państwa, daje się nowe, nieśmiertelne życie, starym rzeczom, które już dawno swoje przeżyły. Kosz jest stalowy, blat drewniany, więc stoliki posłużą mi jeszcze grube lata.

Jeśli o oświetlenie chodzi(no oczywiście, że mam!) to marzyła mi się girlanda z żarówek. Wiecie, taki sznur przezroczystych żarówek, podwieszony na całym zadaszeniu. Tutaj też przerosły mnie ceny. Żeby ładnie oświetlić cały taras czymś co nie jest tanią tandetą, musiałabym wydać kilka stów. Ja chciałam wszystko już teraz, więc musiałam dobrze szukać. Przez przypadek trafiliśmy na wyprzedaż w OBI. Lampy były czarne, nikt ich nie chciał, mimo, że kosztowały tylko osiem zyli. Ja też w pierwszym odruchu pomyślałam, że są paskudne, ale kiedy Alvaro powiedział, że przemaluje je na biało, oczami wyobraźni zobaczyłam, ze będą pasowały idealnie.

Kosz na śmieci, całkiem stylowy i idealne pasujący do całości jest z Pepco za grosze. Podobnie jak pokrowce na poduchy. Te szare kupiłam po dyszku, a niebieskie bardziej marynistyczne za cztery złote. Niestety były dwa ostatnie.

Narożnik! No przecież. On też jest naszym dziełem. Cały drewniany. Poduchy szyłam sama, klnąc w duchu, ze to sobie wymyśliłam, kłócąc się z Alvarem o jego wielkość i inne pierdoły. Bo ja wiedziałam jedno. Że to ma być taki narożnik, na którym będę spędzała całe dnie, więc ma być megaśnie wygodny! I tak tez jest. Mam wrażenie, że jest wygodniejszy, niż ten, który mamy w domu, w salonie.

To naprawdę jest moje ulubione miejsce podczas tych wakacji, co zresztą widzicie, jeżeli obserwujecie mnie na Insagramie(tutaj mnie znajdziecie) Tutaj piję poranna kawę, tutaj ostatnio pracuję. Tutaj jemy obiady i spędzamy czas całą rodziną. Jest najlepiej! I po naszemu.

I ja teraz uprzedzę dziesiątki pytań.

Nie.

Nie otwieramy agroturystyki! :D

Jak Wam się podoba?

Jeżeli chcecie dowiedzieć się więcej o samym basenie-jak dbać, jak oczyszczać wodę, jak stosować chemię basenową przez cały sezon, wszystkie niezbędne informacje znajdziecie TUTAJ

Pielęgnacja basenu-absolutnie WSZYSTKO co musisz o niej wiedzĆ!ie