Czy się stoi czy się leży.

…tysiąc złotych się należy. Takie przekonanie panowało za czasów PRL-u. I mam wrażenie że taka w nas mentalność została. Nie ważne co robimy, czy nam wystarcza do pierwszego, należy nam się. Bo tak. To moja odpowiedź na wszelkie komentarze dotyczące rodziców dzieci niepełnosprawnych okupujących przez ostatnie dni Sejm.

Nie zrozumcie mnie źle. Absolutnie nie mówię, że tym ludziom pomoc się nie należy. Jednak prawda jest taka, że z tak ciężką sytuacją jest tysiące, miliony nawet innych ludzi. Gdzie ktoś ma białaczkę albo raka, gdzie panuje skrajna bieda. Przykłady można mnożyć i wszystkim tym ludziom przydałaby się pomoc. Ale z pustego, to i Salomon nie naleje!

Każda taka pikieta jest naciskiem na społeczeństwo, na naszą moralność i na naszą empatię. Bo przecież pomóc trzeba. Oczywiście że tak! Ale po rodzicach dzieci niepełnosprawnych przyjdą następni. I tym następnym, też ta pomoc będzie potrzebna, więc trzeba będzie dać. Żeby nie spadło poparcie dla rządu. PR musi działać. Nikomu do głowy nie przychodzi skąd te pieniądze są brane. Jasne że z naszych kieszeni. Jakżeby inaczej. Obecna pikieta uszczupliła budżet na infrastrukturę o 200 milionów złotych. Tym samym w moim rejonie nie będzie chodnika dla dzieci do szkoły, czy do sklepów. Nadal będą chodzili nieoświetlonym poboczem narażając się ciemną nocą na śmierć albo okaleczenie. O  ścieżkach rowerowych możemy zapomnieć. Egoistyczne? Być może. Jednak kiedy kolejna pikieta dotknie po kieszeni Ciebie i Twój rejon zmienisz zdanie.

Tym bardziej, że przecież należy się każdemu. O czym przekonałam się na jednej z zakrapianych imprez. Towarzystwo było bardzo zdziwione, że mimo iż ja nie pracuję i różnie u nas bywa, nigdy nie korzystaliśmy z żadnych zasiłków, dofinansowań, stypendiów. Ani razu. Za to całe towarzystwo owszem. Dzieci zdrowe, dwie syte pensje w budżecie, domy, samochody własnościowe są. I zasiłków i innych zapomóg cały wachlarz w użyciu. Bo się należy.

Nic mnie w tym kraju już jednak nie zdziwi. Nic a nic. I bardzo żal mi tych ludzi z jednej strony- los doświadczył ich okrutnie i nikomu takiej krzywdy nie życzę. Jednak z drugiej strony odzywa się we mnie rozsądek kiedy, Tusk po ciężkich pertraktacjach, zgadza się od ręki podnieść tym rodzicom pensję(tak nazywany jest ten zasiłek) o kilkaset złotych, a w kolejnych latach o następne,a rodzice propozycję odrzucają, to o co tu chodzi?! Ja jako matka, która również się swoim dzieckiem zajmuję, porzucając prace zawodową, nie naciągając budżetu państwa na przedszkole państwowe, chętnie taką pensję przygarnę, jeżeli Ci rodzice jej nie chcą. I tak jak podpierają się rodzice niepełnosprawnych dzieci, na zachodzie- w Irlandii, Anglii, Holandii czy Norwegi inne matki, takowe (porządne)zasiłki dostają bez łaski. Żaden to argument. Że ja mam rączki i mogę pójść do pracy? Wiem. Ale ja nie wyciągam rąk po kolejny zasiłek, i kiedy dostaję podwyżkę go nie odrzucam, bo chcę więcej. Znam rodziny gdzie ludzie z pokorą biorą co im się daje i świetnie sobie radzą. Mam wrażenie że nie tędy droga, takimi podwyżkami tylko strzelamy sobie w kolano, zadłużając budżet i zachęcając inne grupy społeczne do walki o swoje- co pociągnie za sobą kolejne długi. Wszystkim nam się należy. Ci tam na górze nachapali się tyle że nie mam ochoty na nich patrzeć. Na żadne wybory tez nie chodzę i na nikogo nie głosuję, zwyczajnie nie ufam nikomu….

W PL nawet zdrowe dzieci gdy chorują,przy kasie niejedna matka się garbi i szuka zamienników,i rozumiem desperację matek niepełnosprawnych,bo ich leczenie jest masakrycznie drogie,ale jeśli im dać podwyżki,to zaraz odezwą się inni-o podwyżki pensji,rodzinnego,zasiłków,rent,emerytur.Tu powinno się zacząć od małych kroczków,od darmowej pomocy pielęgniarki/osoby ze specjalizacją,od zmniejszenia kosztów leków/pieluchomajtek.Od zwykłego wyciągnięcia ręki.Każda z nas bycie mamą traktuje jak prace24/dobe,tylko nasz pracodawca nam nie płaci a co najwyżej powie kocham cię i oślimaczy policzek całusem

Taki komentarz zostawiła jedna z moich czytelniczek na FB, kiedy zapytałam co o tym sądzicie. I w 100% się z nią zgadzam!

I wybaczcie, ale jeżeli nadal ten zasiłek to za mało, to jest rozwiązanie. Za te pieniądze wynająć pielęgniarkę, a samemu iść do pracy i zarobić drugie tyle, a nawet więcej. Oszczędność sił, bo będzie to praca na pewno lżejsza, a i do budżetu wpadnie to czego Salomon nalać już nie może.

EDIT:

Wiem, że sytuacja matek dzieci niepełnosprawnych wywołuje skrajne emocje. W ich ferworze, padają różne dziwne oskarżenia,licytacje na argumenty wyrwane z kontekstu, albo kompletnie z kosmosu. Nikt nikogo nie rozumie, a wszyscy wiedzą najlepiej.
Dostałam przed chwilą namiar na świetny post, napisany przez chłopaka z tej drugiej strony.
Nie chcę nikogo wkładać do jednego worka, tak jak pisze autor. Jednak podejdźmy do sprawy z większym dystansem, mniejszymi emocjami i z głową przede wszystkim, o co od początku proszę. “rozjebać” system i wyrwać swoje żądania-to nie problem, pytanie co dalej?
Odsyłam Was do posta, naprawdę warto przeczytać:

 Natemat.pl