Jeszcze do niedawna bałam się wielu rzeczy. Bałam się bólu, bałam się porodu, bałam się przyszłości, bałam się jak zmieni się moje ciało z wiekiem. Odkąd zostałam matką, jest tylko jedna rzecz jakiej się boję. 

photo-1422189668989-08f214d6e419

Bo zanim zostałam matką, niby młoda, niby pewna siebie mogłam góry przenosić. Mogłam robić wszystko co przyszło mi do głowy, zmierzać świat wzdłuż i wszerz, bez przeszkód. Jednak bałam się rzeczy fizycznych. Bałam się że nie będę miała fajnej pracy, bałam się że poród przerośnie moje największe wyobrażenia, bałam się że rozwalę nowy samochód, albo że nie spełnię czyichś oczekiwań.

Życie przed dzieckiem było totalnie inne. Urodzenie młodego, nie tylko dało mi niesamowite pokłady siły fizycznej, od porodu nie znam uczucia strachu o ból. Bo co może być gorszego od naturalnego porodu, przy którym cała twarz pęka w drobny mak jak u porcelanowej laleczki? Nauczyłam się walczyć o swoje, nauczyłam się spełniać marzenia, nauczyłam się przenosić góry, już teraz. Od razu. Bez zastanawiania się jak to zrobić. Nauczyłam się niesamowitej pogody ducha i wiary w ludzi. Cały czas wierzę, że nawet, jeśli ktoś na pierwszy rzut oka wydaje się zgorzkniały, zły, zepsuty, to w środku, w nim, siedzi ktoś, kogo zwyczajnie dotknęło życie. Ktoś, kto nie potrafi inaczej, bo tak został nauczony. Wierzę i będą wierzyła.

Nauczyłam się też odpowiedzialności za drugiego człowieka. Nie tylko tej pedagogicznej, w której muszę wychować młodego na fajnego człowieka. Codziennie muszę stawiać czoła tysiącom sytuacji, które w oczach młodego robią ze mnie bohatera. Jestem więc bohaterem patelni, kiedy późnym wieczorem zażyczy sobie naleśników. Jestem też bohaterem ciepła w domu, kiedy młodemu zimno, trzeba napalić w piecu, porąbać drzewo, a czasem pociąć na cyrkularce, na której tarcza założona jest na odwrót(nie pytajcie…).

Jednak mimo tych wszystkim umiejętności, mimo tego, że nie ma dla mnie rzeczy niemożliwej i nie boje się już niczego, jeden strach pozostał. Mam fobię tak niesamowitą, że nie potrafię głośno o niej mówić. Nie chcę jej nawet przywoływać myślami.

Boje się samotności.

Boję się, że pewnego dnia zostanę sama. Że zabraknie Szalonego, zabraknie młodego. Boje się tej pustki, która po nich mogłaby pozostać. Boję się tego bólu przeszywającego na wskroś, który na samą myśl jest tak wielki, tak nie do zniesienia, że nie potrafię sobie wyobrazić, jak wielki mógłby być, gdybym faktycznie miała się z nim zmierzyć.

Nie wiem czy będę potrafiła żyć w samotności. Nie wiem, czy ktokolwiek mógłby zapełnić tą pustkę…

Starych drzew się nie przesadza.

Kilka dni temu rozwiałam z sąsiadkami. Obie samotne. Obie w podeszłym wieku. Mieszkają tu, zaraz koło mnie. Na tym odludzi. Pustkowiu…

-Wie Pani, bo ja to już nigdzie nie chodzę. Smutno trochę. Ale co się będę ludziom naprzykrzać. Swoje życie mają. Mogłabym sprzedać dom, do miasta pójść, do ludzi, do domu spokojnej starości. Ale mnie tu dobrze. Tu jest moje miejsce. Tu są moje wspomnienia. Starych drzew się nie przesadza. Umierają w miejscu, gdzie nie ma już odrobiny ich przeszłości. To jedyne do czego mogę wracać. Wspomnienia. One są tutaj. W tym domu.

Druga tylko przytaknęła. A mi zrobiło się tak cholernie smutno. Pomyślałam o sobie. Egoistycznie. O swojej starości. Zapewne tu, pod lasem. Czy tak będzie wyglądała moja przyszłość? Albo Szalonego? Nasz syn założy rodzinę. Biedzie miał żonę, dzieci. A kiedy przyjdzie już na nas czas…Zakuło mnie serce i przypomniałam sobie jedną z naszych piosenek.

I wtedy pomyślałam że muszę upiec ciasto. Tak, ciasto. Nie wiem czy ciastem sprawię przyjemność starszym Paniom. Ale gdybym kiedyś został sama, zrobiłoby mi się miło, gdyby ktoś mnie czasem odwiedził i zechciał porozmawiać, posiedzieć chwilę. Zabić tą nieznośna ciszę, która mnie wtedy ogarnie.

Tak. Tak właśnie zrobię.

Bo wiem, że w życiu bywa różnie. Nie wiem, dlaczego te kobiety mieszkają same, gdzie ich rodziny. Widzę, że czasem ktoś je odwiedza. Nie uważam, że na siłę powinno się ludzi uszczęśliwiać. Nie uważam, że ktoś powinien tu z nimi zamieszkać, albo zabierać do siebie. Widziałam szczerość w oczach tej starszej Pani, widziałam ten wielki sentyment. Oczami wyobraźni przeskoczyłam do swojej przyszłości. I chociaż cholernie się boję, co kiedyś przyniesie, to wiem, że żadna siła nie zabierze mnie  z tego miejsca. Z domu który zbudował Szalony. Który razem planowaliśmy, w którym cegiełka, po cegiełce budujemy swoje wspomnienia i szczęście.

Miłość to straszne uczucie, myślę sobie czasami. Piękne, silne jeśli prawdziwe, ale też wyniszczające i pozostawiające w sercu wielką pustke. Chyba. Tak myślę. Ale nie chcę sobie wyobrażać, nie chcę się przekonywać. Nie chcę sprawdzać. Boje się…

A Ty, czego się boisz?

Jeżeli spodobał Ci się ten wpis, będzie mi bardzo miło, jeżeli go udostępnisz. Możesz też polubić ten post, albo zostawić komentarz. Dla Ciebie to chwila, a dla mnie będzie to mały dowód docenienia mojej pracy ;)