Kiedy jesteś matką, Twój strach o własne dziecko, przybiera różne formy. Chyba, nigdy, nawet w najśmielszych snach, nie wyobrażałam sobie, że przyjdzie mi się pewnego dnia zmierzyć-z jego najczarniejszym obliczem. Zwyczajnie, jak każda matka, wypierałam taką możliwość ze świadomości. A jednak…STRACH, BEZSILNOŚĆ, NIEPEWNOŚĆ-to coś czego nie życzę żadnej matce! Znamię Suttona.

Znamię Suttona

Nawet nie wiem, od czego zacząć, opowiadając Wam tę historię, ale zwyczajnie muszę ją z siebie wyrzucić. Po pierwsze, trochę ku przestrodze i dla większej świadomości problemu z jakim przyszło nam się zmierzyć. Bo to coś, z czym nikt w naszym otoczeniu, nigdy wcześniej do czynienia nie miał. Po drugie, żebyście wiedziały, że w swoich największych strachach o własne dzieci, bez względu na sytuację-nie jesteście same.

Zaczęło się zupełnie niewinnie, ale w miejscu w którym niewiele mogłam zrobić. Podczas naszych wakacji. Byliśmy wtedy drugi dzień we Włoszech. Na basenie smarowałam Młodego kremem z filtrem. Od razu TO zauważyłam. Nie dało się tej zmiany przeoczyć. Niby zwykły pieprzyk-znamię. Usytuowane na plecach. Widziała je już rok wcześniej. Widziałam kiedy się pojawiło, widziałam jak rośnie. Na pierwszy rzut oka zwyczajny pieprzyk. Przez rok, zupełni nic się z nim nie działo, niczym nie różnił się od pozostałych. Jednak właśnie tamtego dnia, w drugi dzień wakacji we Włoszech, wyglądał zupełnie inaczej. Nagle dookoła znamienia powstała biała obwódka. Nie dało się jej przeoczyć. Wiedziałam też, że powstała na przestrzeni dosłownie kilku dni. Mam chopla na punkcie kleszczy u Młodego-których w zeszłym sezonie miał sporo, więc oglądałam go, niemalże każdego dnia dokładnie. Gdyby obwódka powstała wcześniej-zauważyłabym ją.

I teraz wyobraźcie sobie-kilka tysięcy kilometrów od domu, początek wakacji, przed nami jeszcze ponad dwa tygodnie, bez dostępu do lekarza specjalisty, z którym mogłabym skonsultować to co właśnie znalazłam u swojego dziecka i co od razu mnie przeraziło. Nie musiałam czytać nic w internecie, żeby przez głowę przeszedł mi najczarniejszy scenariusz. Znamiona na skórze, które stają się nietypowe kojarzą mi się tylko z czerniakiem…

Zrobiłam to. Od razu odpaliłam internet. Chyba bardziej szukałam słów otuchy, pokrzepienia, materiałów w których wyczytam, że to wcale nie musi być TO o czym myślałam, że będzie dobrze. Rzeczywiście, w internecie od razu, bez problemu znalazłam fachową nazwę tego co znajdowało się na plecach mojego dziecka. To było znamię Suttona. Nie dało się tego pomylić z niczym innym. Biała obwódka wokół znamienia jest bardzo charakterystyczna i pojawia się po ekspozycji na słońce. Dokładnie tak było u nas. Młody był już  niby opalony, ale pierwszego dnia, podczas zabawy na basenie przy Włoskim słońcu-opalenizna pogłębiła się, a obwódka, która wcześniej była niewidoczna ujawniła się. Wyczytałam, że jakiś odsetek to faktycznie czerniak, ale też, że jest to jeden z objawów początkujący bielactwo, że takie znamiona występują najczęściej u dzieci do dwudziestego roku życia, że zupełnie się ich nie leczy i najczęściej zanikają same. Jak domyślacie się pewnie-zupełnie mnie to nie uspokoiło.

Wakacje miałam z głowy. No może nie do końca. Bo jednak miałam świadomość, że przez najbliższe dwa tygodnie, nie jestem w stanie nic zrobić-po za zasłanianiem znamienia i ochroną kremami z filtrem. Dlatego starałam się nie zamartwiać na zapas i czerpać pełnymi garściami z tych beztroskich chwil. W dzień się uśmiechała, a nocami śniły mi się koszmary…

Po powrocie z wakacji, od razu pobiegłam po skierowanie do dermatologa. Moja lekarz rodzinna od razu potwierdziła moją diagnozę, ale skierowała bez namysłu do dermatologa, żeby swoim fachowych okiem obejrzał zmianę i zadecydował co dalej. Od tamtej pory starałam się znaleźć najlepszego specjalistę w moim mieście. Niestety dostać się do kogoś, kto jest dobry w swoim fachu, na NFZ, w terminie na cito, graniczy z cudem. Dlatego w po dwóch tygodniach zdecydowałam, że nie mam co czekać, zamartwiać się dalej i tracić bez sensu czas, umówiłam wizytę prywatną. Udało mi się znaleźć kogoś, kogo kompetencje, potwierdzać miały stanowiska i lata praktyki, chociaż początkowo pielęgniarka chciała mnie umówić do jakiejś rezydentki, poprosiłam o kogoś z doświadczeniem w takich przypadkach. Bez problemu dostałam wizytę jeszcze tego samego dnia.

I dobrze, bo kolejnych dni oczekiwania w stresie nie wytrzymałabym psychicznie.

Lekarz faktycznie wydawał się być kompetentny i bez sekundy zawahania potwierdził diagnozę. Znamię Suttona, to znamię wokół którego gromadzą się wówczas limfocyty i powstają przeciwciała niszczące melanocyty. melatonina zanika, dlatego tworzy się wokół charakterystyczna obwódka. Jest to zmiana o podłożu autoimmunologicznym i w większości nie wymaga dalszej diagnozy i żadnego leczenia. Według naszego lekarza, zmiana sama zaniknie za jakiś czas. To znaczy znamię całkowicie się odbarwi. Mogą pojawić się kolejne o podobnym charakterze i mogą, ale nie musza być początkiem bielactwa-które także się nie leczy. Najczęściej też, pojawiają się u dzieci, u których w rodzinie, ktoś już z podobnym problemem się zderzył. Ale nie zawsze, bo jak w naszym przypadku-u nas nikt wcześniej czegoś takiego nie miał.

Kamień spadł mi z serca.

Do końca wizyty miałam jedną wielką gulę  w gardle. I przyznam szczerze, że dalsza część wizyty już tak przyjemna nie była i bardzo mnie rozczarowała. Przyszłam spanikowana, z nożem na gardle, bo być może mojemu dziecku własnie zostanie postawiona trudna diagnoza. Nie kryłam się z tym przed lekarzem. A ten, zamiast skupić się na moim synu, wręczył mi swoją wizytówkę, zbagatelizował właściwą wizytę i jej temat i…stwierdził, że to właściwie ja powinnam przyjść do niego na wizytę a nie moje dziecko. Bo mam do wyleczenia trądzik.

Przysięgam, poczułam się jak idiotka. Jak jedna z tych matek panikar, które z byle katarkiem latają do lekarza, z każdą potówką(zupełnie nie obrażając troskliwych matek). Z jednej strony cieszyłam się, że mogę odetchnąć z ulgą, że to zupełnie nic, nic poważnego, że lekarz nie miał wątpliwości, że nie będziemy musieli niczego wycinać, a później, przez kolejne kilka tygodni, czekać na wyniki histopatologiczne. Z drugiej strony, byłam wściekła na brak empatii i profesjonalizmu lekarza. I to hasło, że mógłby książkę o pacjentkach z trądzikiem napisać. Pomyślałam tylko wtedy- oj borze szumiący, gdybyś Ty człowieniu wiedział, co, gdzie i ile o lekarzach mogę napisać ja…

Wyszliśmy z gabinetu. Wsiedliśmy do samochodu i wtedy puściły mi emocje.

Płakałam jak głupia. Nie wiem czy bardziej ze szczęścia, że moje obawy były zupełnie niepotrzebne. Czy bardziej z własnej nadwrażliwości, tym że za bardzo się zamartwiam i przejmuję, co odbija się na moim zdrowiu. Czy z tego, że poczułam się w gabinecie potraktowana jak idiotka. Nie miało to znaczenia. Po prostu siedziałam, płakałam i wylewałam wszystkie emocje, które nagromadziłam w sobie, przez ostatni miesiąc.

I chociaż, wiem, mam cholerne szczęście i udało nam się w tym przypadku. To wiem też, że byłam o krok. O krok od postradania rozumu. Już wiem, jak to jest zamartwiać się o własne dziecko na śmierć. Jaki to stres. Jak to jest żyć w niepewności. Uśmiechać się na zewnątrz, robić dobrą minę do złej gry i udawać silną, kiedy wszystko w Tobie ma ochotę eksplodować, płakać i krzyczeć z wściekłości i bezsilności.

NIEPEWNOŚĆ, STRACH, BEZSILNOŚĆ.

To najgorsze emocje, które towarzyszą każdej matce. Najgorsze chwile, których nie życzę nawet najgorszemu wrogowi!

Na chwilę obecną jestem spokojniejsza. Będziemy obserwować zmianę. Lekarz zalecił też smarowanie kremami z filtrem, który nie schodzi poniżej pięćdziesiątki. I to z tych aptecznych, bo cała reszta dostępna na rynku w drogeriach niewiele z filtrami  i faktyczną ochroną ma wspólnego. Jednak pamiętajcie, że nasz przypadek jest zupełnie indywidualny. Jeżeli kiedykolwiek, u swoich dzieci, lub u kogoś w rodzinie, zauważycie podobne znamię, o nietypowym wyglądzie-udajcie się do specjalisty. Diagnoza z internetu to żadna diagnoza. W naszym przypadku się potwierdziła, ale każde takie podejrzane, inaczej, dziwnie wyglądające znamię POWINIEN obejrzeć lekarz. Tylko on może zdiagnozować przypadek i sposób postępowania.