Patrzysz na te wszystkie mamy, te piękne jak z obrazka, wiecznie uśmiechnięte jak na reklamie pasty wybielającej. Niczym nie zmęczone, nic je nie irytuje, nic nie wkurza. Pewnie nie wiedzą co znaczy mieć problem, dramat życiowy jakiś. Pewnie  nigdy nie miały problemów wychowawczych, mąż pod kapciem siedzi, zawsze starcza im do pierwszego, a hormon szczęścia sam się systematycznie uzupełnia. Patrzysz i masz ochotę sobie w łeb strzelić. Nieidealne mamy.

nieidealne mamy

Zdradzę Ci sekret. Takich ludzi nie ma. Nie ma ludzi, którzy mają deficyt na szczęście. Nie ma ludzi, którzy się niczym nie przejmują, nie przeżywają. Nie ma ludzi, których problemy omijałyby szerokim łukiem. To nie jest kwestia statusu społecznego ani zasobności portfela. To nie jest kwestia tego, kto ile dzieci ma na stanie, czy to chłopcy czy dziewczynki, czy małe, czy duże. Zupełnie nie ma znaczenia czy mąż na stanie, chłopak, narzeczony czy partnera życiowego brak.

Problemy w życiu ma absolutnie każdy!

Wiadomo, jedne są większe, inne mniejsze. Każde rangą odpowiednio dopasowane do sytuacji życiowej i osoby.

Ale każdy te problemy ma.

I chociaż Ty zupełnie tego nie widzisz. Chociaż patrzysz na te matki idealne, takie jak czasem ja, czy Kaśka z naprzeciwka- to wiedz, że zupełnie niczym się nie różnimy.

Bo ja też czasem, mam ochotę rzucić wszystkim i wyjechać w Bieszczady. Tylko później przypominam sobie, że już jestem w Bieszczadach, a przynajmniej taki mam naokoło klimat. I nic, ale to absolutnie nic to nie pomaga.

Ja też czasem mam ochotę wyjechać sama, na tydzień albo dwa. Na słoneczną Majorkę. Sama. Nie martwić się co jutro na obiad i nie wysłuchiwać, że znowu pomidorowa zrobiona z rosołu z wczoraj.

Ja też czasem mam dość prania. Jedno pranie wstawiam, kolejne dwa czekają w kolejce, czwarte kończy się suszyć, a jeszcze nie zdąrzyłam poskładać piątego. I kiedy uda mi się te pięć prań wreszcie ogarnąć, to zaczyna się od początku. Niekończąca się historia!

Ja też czasem jestem tak zmęczona, że zęby o poranku myję mydłem w płynie, a twarz  przed spaniem smaruje kremem do golenia. Chleb chowam do lodówki i za cholerę później, nie jestem w stanie przypomnieć sobie gdzie go podziałam.

Mi też czasem nie starcza do pierwszego. Na obiad jemy postne, jarskie dania, i zastanawiam się czy za dwa dni będę miała co do gara włożyć. I jest mi z tym paskudnie.

Ja też czasem modlę się żeby zachorować. Tak po prostu. Położyć się do szpitala, odpocząć od życia. Jakikolwiek to nie brzmi. Żeby wreszcie nic nie musieć, żeby wreszcie nic nikt ode mnie nie chciał. Odespać, zregenerować się i wrócić do życia. Bo w domu, mama na chorowanie nie ma czasu…Kiedy inni chorują, ktoś musi być zdrowy, żeby się nimi opiekować.

Moje dziecko też czasem poważniej choruje. I wtedy, kiedy widzę jego ból, chciałabym cały przenieść na siebie. I pęka mi serce. Na milion kawałków. Bo tak się cholera nie da!

Mi też czasem psuje się samochód. No dobra nawet częściej niż czasem, bo nie stać mnie na nówkę z salonu! Psuje się pralka i zmywarka, telefon się psuje czy pada internet. I wszystko w najmniej odpowiednich momentach. Kiedy akurat chłopa w domu nie ma a ja bardzo potrzebuje mieć dostęp do świata.

Mnie też czasem szlag trafia, bo na pewne sytuacje, zachowania innych ludzi-nie mam zupełnie wpływu! I chociaż bardzo chciałabym zbawiać świat, chociaż w środku wszystko we mnie ze złości krzyczy, to jestem bezsilna.

Ja też czasami czuję się złą matką, bo wydaje mi się, że nie potrafię własnego dziecka wychować. Też czasem odnoszę rodzicielskie porażki. A paradoksalnie w takich właśnie chwilach wszyscy dookoła, najlepiej wiedzą jak moje dziecko mam wychowywać.

Ja też czasem czuję się złą żoną, córką, siostrą, szwagierką, synową…

Bo nie mam siły.

Bo pokonuje mnie własna bezsilność, emocje i strach.

Bo życie to nie kolorowy tabloid. I zwyczajnie po ludzku nie daję rady.

Tak, ja też czasem mam problemy jak każda inna mama.

Każda mama je ma.

Tylko niektóre mamy potrafią lepiej te problemy ukrywać. Niektóre mamy potrafią każdego dnia zakładać maskę ułudy i oszukiwać świat. I same siebie.

Na zewnątrz uśmiech przyklejony do twarzy. Tak, tak u mnie wszystko w porządku. Najlepszym! Dzieci zdrowe, mąż ideał, cud malina, nic się samo nie psuje, nic nie doskwiera. A w środku dramat.

Samotność.

I niezrozumienie.

Są też mamy,  które każdy dzień porażki traktują też jako lekcję. Lekcję życia i pokory na każdy kolejny dzień. Upadają, wyciągają wnioski, podnoszą się i walczą. Dla siebie, dla dzieci, dla rodziny, dla świata.

Jeszcze nie jestem taką mamą.

Ale każdego dnia uczę się jak nią zostać.