Bądźmy ze sobą szczerzy. Jeżeli kreujecie swój związek za najbardziej idealny, to nawet Wam zdarza się chociażby mała sprzeczka z własnym facetem. No nie ma takiego związku, który byłby bez skazy, wad i w którym nie doszłoby chociażby do jednej kłótni. Jeżeli jest ich więcej i są ostrzejsze, być może warto zastanawoić się, czy to aby na pewno jest związek a nie przypadkiem więzienie. Ale dzisiaj nie będe Was namawiała do rozwodów. Dzisiaj opowiem Wam jak się skutecznie awanturować ,ze swoją drugą połówką, żeby wyszło na Wasze ;)

feet-984260_1920

Czy awantura jest opłacalna?

Przede wszystkim zacznijmy od tego, że zanim zaczniemy awanturę, należy się porządnie zastanowić. Zastanaowić nad tym, czy to nam się opłaci. Wiecie, nie sztuką jest wszcząć wojnę, sztuką jest ją wygrać i wynieść z niej korzyści dla siebie, a najlepiej dla obojga.

No bo co nam z tego, że podniesiemy ciśnienie i temperaturę w domu do maksimum, na kilka godzin? Jeżeli doprowadzimy tylko do takich anomali domowych, to bez dwóch zdań-nic. Totalnie. Do tego, przez kilka następnych dni, będziemy musiały doskonalić swój aktorski warsztat. Wiecie-udawanie totalnego focha, bólu głowy, smutku i depresji poawanturowej. Kiepska jestem w te klocki, przyznam Wam szczerze, więc zanim zacznę rzucać talerzami w chałupie, pięć razy zastanawiam się czy to mi się opłaca.

Najważniejsza jest strategia.

Bez tego ani rusz. Jeżeli nie przemyślicie sobie wcześniej całego przebiegu Waszej awanturki, wszystko może wymknąć się Wam z rąk. A stąd już tylko krok do tragedi i przegranej. Znaczy to, ni mniej ni więcej, że to Twój przeciwnik, sprytnie odwróci kota ogonem i z ofiary nagle staniesz się oprawcą. To najgorszy z możliwych scenariuszy. Wtedy zamiast doskonalić grę aktorską, będziecie przez kilka kolejnych dni użerać się z wyrzutami sumienia. A to raczej kiepska wizja.

Dlatego, zanim zaczniemy wszczynać trzecią wojnę światową i rzucać w niego (lub nią) gromami, należy zrobić scenogram rozmów. Wiecie, musicie być przygotowani na każdy atak, i każdą odpowiedź. Musicie znać kontrargument na każdy zarzut. Nic ani nikt, nie może Was zaskoczyć. To jest wojna. Wróg jest nieobliczalny. Ale Wy chcecie być górą, więc nie dacie się i przećwiczycie wszelkie możliwe scenariusze.

Największy wróg-emocje.

Nie oszukujmy się. Nie można prowadzić wojny domowej, całkowicie wyprutej z emocji. Jeżeli jesteś kobietą, z góry jesteś skazana na o wiele większy wysiłek od faceta. To oni potrafią na chłodno, bez uczuć podchodzić do każdej sytuacji. Tobie, a raczej nam, kobietom, najczęściej puszczają emocje. Mi puszczają zawsze. No cholera, nie wiem. Niby twardy ze mnie zawodnik, ale zawsze się rozłożę, kiedy kontratak jest mocno emocjonalny.

Spokojnie i na to znajdzie się rada. A nawet dwie.

Znieczulenie.

Jeżeli wiem, że w grę wchodzi przegrana na tle emocjonalnym, zawsze stosuje ten trik. Kilka łyków syropu znieczulającego mózg i jestem niezniszczalna! Stężenie syropu i jego dawka zależna jest oczywiście od wroga, z jakim przyjdzie nam się zmierzyć. Musimy wziąć też pod uwagę czas. Czas w takiej sytuacji, działa na naszą niekorzyść, jeżeli zawodnik jest twardy i walka potrwa długo, syrop może przestać działać, a wtedy…a wtedy pozostaje jeszcze jeden trik.

Starcie on-line.

On-line albo na kartce papieru. Najważniejsze, żebyś na kartce, albo w emailu spisała wszelkie swoje żale. Gorzkie i słodkie, grunt, że nie jesteś ze swym przeciwnikiem twarzą w twarz. Wiecie, nic Was nie dekoncentruje, nie ma kontrataków, ani odwracania kota ogonem. Tylko Ty i kartka papieru, na której spiszesz wszytskie zarzuty. To w zasadzie ostatecznośc, ale skuteczna.  Przeciwnik, bez oglądania Twoich emocji, na spokojnie przeczyta co Ci leży na sercu. Przemyśli i…wygraną masz prawie w kieszeni ;)

Bądź jak ofiara losu.

To najważniejszy punkt w dekalogu sprzeczek idealnych! Nigdy, absolutnie nigdy(pod warunkiem, że chcesz wyjść z życiem z tej batalii), nie możesz być agresorem. Nigdy nie wypuszczaj pazurów, ani nie sącz jadu. Nigdy nie strosz włosów na głowie, ani nie pokazuj swoich ostrych kłów! Jedyne co osiągniesz w ten sposób, to przeświadczenie swojego przeciwnika, że ma do czynienia ze złem wcielonym. A czy zło wcielone, może być niewinne? No właśnie.

Dlatego najlepiej udawać ofiarę losu. Uległą, taką co to się poddaje, co niby przekonuje do swoich racji, ale jednak przytakuje. Niby przytakuje, ale sprytnie naokoło i swoim sprytem przeciąga szalę na swoją korzyść. Jeśli chcesz zabić przeciwnika, możesz użyć uroku osobistego. Tego kobiecego. Najlepiej od razu. Ale wtedy, przeciwnik nie zrozumie nic z lekcji, jaką chcesz mu dać. Jedyne co zrozumie, to to, że cokolwiek nie zrobi i tak mu się upiecze, a na dodatek dostanie w gratisie przyjemnych kilka chwil zamiast awantury.

Seks na zgodę!

I powiem Wam, że to chyba najprzyjemnieszy punkt awanturowania się ze swoją drugą połówką. Wyjaśniliśmy sobie wszystko. Przed chwilą mało się nie pozabijaliśmy, groziło nam widmo tsunami a tu…kilka przyjemnych miłosnych uniesień! Czego chcieć więcej?

Tylko pamiętajcie, żeby kłócić się skutecznie. On, Ona musi zrozumieć, o co Ci do cholery chodziło. Ty nie możesz chować urazy i strzelać fochów z przytupem i z półobrotu. A na koniec seks.

Jeżeli na koniec nie ma seksu, któreś z Was śpi u mamusi albo na kanapie, znaczy że coś kurna poszło nie tak… a wtedy…

…o tym jak się skutecznie godzić, opowiem Wam w kolejnym tekście ;)

Jeżeli spodobał Ci się ten wpis, będzie mi bardzo miło, jeżeli go udostępnisz. Możesz też polubić ten post, albo zostawić komentarz. Dla Ciebie to chwila, a dla mnie będzie to mały dowód docenienia mojej pracy ;)